Kabaret Ani Mru Mru przerywa milczenie ws. cenzury w Polsacie. „Były takie sytuacje, kiedy…”

Kabaret Ani Mru Mru gościł w podcaście „Wojewódzki&Kędzierski”. Komicy opowiedzieli o współpracy z Polsatem i przyznali, że ich środowisko jest podzielone.

Polsat wyciął kabarety

Kabarety – przynajmniej te z pierwszej ligi jak Kabaret Ani Mru Mru czy Kabaret Moralnego Niepokoju – nie będą pojawiać się w Polsacie. To efekt działania stacji, która w październiku nagle przestała emitować odcinki programu „Kabaret na żywo. Młodzi i Moralni”.

Na początku telewizja tłumaczyła się, że nie chce, by skecze o tematyce politycznej były wykorzystywane przez którąś ze stron politycznego sporu. Dlatego nie wyemitowano odcinka w dniu wyborów. Ale program, w którym występuje m.in. Robert Górski, nie wrócił na antenę również po wyborach. Zamiast tego stacja wyemitowała filmy. Kabareciarze ostatecznie zawiesili współpracę z Polsatem.

– Robiliśmy to, jak najlepiej potrafiliśmy do samego końca, mimo że po piątym odcinku Zarząd Polsatu postanowił zdjąć nas z wizji – wyjaśniali Robert Górski i Robert Korólczyk w specjalnym oświadczeniu. – Jest to dla nas tym bardziej przykre, że do niedawna nasza współpraca z Polsatem układała się wzorowo – kontynuowali.

– Po tym, jak TVP stała się propagandowym narzędziem jednej partii, to właśnie Polsat był przykładem obiektywizmu i artystycznej wolności. Niestety i tu pojawiła się poza publicystyczna polityka, a wraz z nią cenzura – oświadczyli.

Ani Mru Mru o Polsacie

Teraz o kulisach współpracy z Polsatem opowiedzieli członkowie Kabaretu Ani Mru Mru, którzy pojawili się w podcaście „Wojewódzki&Kędzierski”. – Nie wiesz o tym, ale Polsat był zawsze cenzorem wszystkich tekstów. Były takie sytuacje, kiedy osoby z Polsatu przyjeżdżały do nas na festiwal, chciały od nas teksty zapowiedzi skeczy i wykreślali, których słów nie chcą – powiedział Michał Wójcik.

– Wykreślać sobie nie dawaliśmy. To się rozgrywa na najniższych szczeblach. Nie przyjeżdża pan Solorz, tylko przerażony wydawca, redaktor, który mówi „może mniej zróbmy” – wyjaśnił Marcin Wójcik.

— To jest złożona sytuacja. Po pierwsze to jest prywatna telewizja, więc właściciel może sobie zrobić co chce. Jeżeli szef firmy zdecyduje, że ten pracownik mu się nie podoba albo coś innego mu się nie podoba, to ma do tego prawo. Czy to jest dobre, czy złe, to już nie nam oceniać. Uważam, że tam już były żarty grubo ciosane siekierą. Coś czułem, że to się może tak skończyć — dodał kabareciarz i przyznał, że środowisko kabaretowe też jest podzielone.

— Gdybym był w tej sytuacji, to siadłbym na krześle i poczytał książkę, żeby to oglądali. To byłby rodzaj pewnego buntu, a oni zrobili cztery odcinki, wiedząc, że to nigdy nie pójdzie. Dziwna ta sytuacja – podsumował kabareciarz.

Źródło: Plejada

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *