Krzysztof Daukszewicz bał się wyjść z domu. „G***o hejt”. Wszystko przez aferę w „Szkle kontaktowym”
Krzysztof Daukszewicz wrócił do wydarzeń sprzed pół roku i opowiedział, co go spotkało po aferze w „Szkle kontaktowym”.
„Szkło kontaktowe” to jeden z najpopularniejszych programów politycznych. Lekka forma, dowcipne komentarze i lubiani przez widzów goście sprawiają, że „szkiełko” cieszy się od lat niesłabnącą popularnością. Jednak i tu raz na jakiś czas dochodzi do pewnych zmian personalnych. W roli komentatorów występowali w ostatnich latach m.in. Michał Kempa, Henryk Sawka, Artur Andrus, Krzysztof Daukszewicz, Tomasz Jachimek, Marek Przybylik, Jerzy Iwaszkiewicz, Katarzyna Kwiatkowska i Wojciech Fiedorczuk czy Robert z Górski.
Ale i tu doszło do pewnego zgrzytu. Podczas wydania „Szkła kontaktowego” z 15 maja Krzysztof Daukszewicz i Tomasz Sianecki chcieli napiętnować wypowiedzi polityków Zjednoczonej Prawicy, którzy wyśmiewali osoby transpłciowe. W pewnym momencie na ekranie pojawił się Piotr Jacoń, który miał zapowiedzieć swój program. – A jakiej płci on dzisiaj jest? – wypalił Daukszewicz.
Refleksja satyryka przyszła na napisach końcowych programu. – Chyba pier…em głupotę – powiedział przy włączonych mikrofonach. Jaki jest kontekst tej historii? Piotr Jacoń jest ojcem transpłciowego dziecka.
I się zaczęło. Piotr Jacoń się obraził, zaczęły się medialne docinki, w efekcie czego Dauszkszewicz najpierw został odsunięty od programu, by ostatecznie do niego nie wrócić. Satyryk przyznał, że na jego rodzinę wylała się fala hejtu. Stwierdził, że Jacoń „z ofiary zamienił się w kata”. Ten odwinął mu się wpisem w social mediach, w którym napisał, że „po powrocie z urlopu dowiedział się, że zniszczył rodzinę Daukszewiczów”. Do tego ujawnił treść smsa, jakiego dostał od Daukszewicza.
„Muszę wyjaśnić jedną rzecz. Ze ’Szkła Kontaktowego’ odszedłem, ponieważ zaproponowano mi, żebym się w nim pojawiał mniej więcej tak jak Jerzy Iwaszkiewicz z 'Uszanowaniem Państwu’. Powiedziałem, że odchodzę, ponieważ taka obecność w programie mnie nie interesuje” – wyjaśniał swoją decyzję Daukszewicz w mediach społecznościowych.
Satyryk był teraz gościem podcastu „Wprost Przeciwnie”, w którym wyznał, że po skandalu bał się wychodzić z domu, gdyż bał się ataku ze strony ludzi. Wszystko skończyło się jednak zupełnie inaczej, niż się tego spodziewał.
– Po tej całej aferze i tym całym g***o hejcie, który się tam na nas wylał, to Wiola bała się wyjść do miasta, że gdzieś ludzie będą się nas czepiać. Pamiętam, jak po tygodniu wyszliśmy do galerii i okazało się wręcz odwrotnie. Ludzie podchodzili do nas w tej galerii całkiem obcy, że bardzo współczują i są po naszej stronie. Muszę Pani powiedzieć, że to trwa do dzisiaj. Przeogromne wyrazy sympatii nawet się tego nie spodziewałem, że to tego stopnia – opowiedział Krzysztof Daukszewicz.
Źródło: se.pl