Wiadomo, kogo Kaczyński boi się najbardziej. Pozycja prezesa w PiS zagrożona
Jarosław Kaczyński po wyborach stał się agresywny, bo chce tak odwrócić uwagę od swojej porażki. Wiadomo, kogo boi się najbardziej.
Co robił Jarosław Kaczyński przez cały ubiegły weekend i poniedziałek? Rzucał gromami w Donalda Tuska, Unię Europejską i całą opozycję. W poniedziałek w Sejmie przegrał wszystko, co było do przegrania. Elżbieta Witek przegrała głosowanie z Szymonem Hołownią, a potem jej wybór na funkcję wicemarszałka został zablokowany przez nową większość sejmową. W Senacie przepadł Marek Pęk, który także miał chęć na stanowisko wicemarszałka. Albo PiS w obu przypadkach zgłosi kogoś nowego, albo partia przechodząca właśnie do opozycji, nie będzie miała swojego przedstawiciela w prezydium.
Przegrane wybory
Marcin Mastalerek z Kancelarii Prezydenta powiedział kilkanaście dni temu, że wybory wygrywa się dzięki liderowi, a gdy przychodzi porażka, to lider powinien wziąć za nią odpowiedzialność. Te słowa wywołały dreszcze na Nowogrodzkiej. Co prawda, politycy PiS chodzą do mediów i wymieniają przyczyny wyborczej porażki, ale żaden z nich nie powie ani słowa o winie Jarosława Kaczyńskiego.
Możemy usłyszeć, że PiS przegrał wybory przez aborcję, polski ład, aferę wizową, pazerność i nepotyzm. Stanisław Karczewski stwierdził, że „w kampanii było za dużo o Tusku”. Wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich przykładów są decyzje podejmowane przez lidera PiS.
To przecież Jarosław Kaczyński dał zielone światło do złożenia wniosku do TK zaostrzającego prawo antyaborcyjne. To prezes PiS wcisnął gaz do dechy i oparł całą kampanię wyborczą na atakowaniu Donalda Tuska i to on zapowiadał koniec tłustych kotów.
Dzisiaj były wicepremier ds. bezpieczeństwa z dnia na dzień staje się coraz bardziej agresywny. Podczas pierwszego posiedzenia Sejmu nowej kadencji w kuluarach sejmowych nazwał Donalda Tuska „lumpem”, a na sali plenarnej zarządził wściekły atak na opozycję. To jego przepis na odwrócenie uwagi od wewnętrznych rozliczeń.
Na styczeń zapowiedział wielką konwencję „wszystkich sił patriotycznych”, która jest także elementem podtrzymania mitu jednego wodza po prawej stronie. Sęk w tym, że w PiS nie wszyscy 40-latkowe są nadal zachwyceni prezesem.
Kaczyński boi się buntu
Jak informuje „Newsweek”, Jarosław Kaczyński będzie musiał stanąć do boju o utrzymanie spójności Prawa i Sprawiedliwości. Prezes i jego najbliższe otoczenie najbardziej obawia się buntu 40-latów, którzy nie są skompromitowani sprawowaniem władzy.
– W politycznym światku plotkuje się o tym, że rozglądają się za alternatywą i uważnie patrzą na rozwój projektu Trzecia Droga, który w praktyce jest przebudową PSL w partię bardziej masową – pisze tygodnik.
O kim mowa? Nowogrodzka bacznie przygląda się Kacprowi Płażyńskiemu, który nie szczędzi słów krytyki w ocenie kampanii wyborczej. Polityk głosował także wbrew partii podczas wyboru wicemarszałków. Kolejnym nazwiskiem jest Marcin Ociepa, który także złamał partyjną dyscyplinę. Do tego dochodzi Anna Dąbrowska-Banaszek i Krzysztof Cieciura, którego polityczne korzenie rodzinne wywodzą się z PSL-u.
Przypomnijmy, że z PSL-u już kilka dni po wyborach zaczęły płynąć sygnały, że politycy PiS szukają kontaktu.
Źródło: Newsweek