Wuj Kamilka z Częstochowy przemówił. Tak tłumaczy swoją bierność. „Cały dzień byłem w pracy”
Dziennikarz „Uwagi TVN” dotarli do wuja skatowanego Kamilka z Częstochowy. Mężczyzna mieszkał z dzieckiem, ale mówi, że niczego widział nic niepokojącego.
Kat usłyszał zarzuty
Dawno żadna historia aż tak mocno nie wstrząsnęła opinią publiczną. Kilka tygodni temu do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w bardzo poważnym stanie trafił 8-letni Kamilek na skutek bestialstwa ojczyma. Mężczyzna wylał na dziecko wrzątek, przypalał papierosami, wrzucił na gorący piec…O wszystkim wiedziała matka chłopca, ale nic z partnerem-zwyrodnialcem nie zrobiła i nie zapobiegła ostatecznej tragedii. Lekarzom nie udało się uratować życia Kamilka, pomimo kilkutygodniowej walki.
Matka chłopca i ojczym zostali oczywiście aresztowani i można być pewnym, że najbliższe lata spędzą za kratami. Mężczyźnie już postawiono zarzut zabójstwa, kobieta też najprawdopodobniej spędzi wiele lat za kratami, bo może zostać oskarżona o współudział. Zdaniem znanego kryminologa profesora Brunona Hołysta, w więzieniu czeka ich gehenna, bo „przestępcy seksualni i dzieciobójcy należą do najniższej hierarchii wśród skazanych”.
Teraz dziennikarz próbują docierać do innych członków rodziny Kamilka z Częstochowy i ustalić, jaki cudem – do jasnej cholery – chłopczyk był maltretowany, ale nikt niczego nie widział, nie słyszał i nie reagował.
Nie reagował, bo był w pracy
Dziennikarzom „Uwagi TVN” udało się porozmawiać z wujem skatowanego dziecka, który z nim mieszkał. Mężczyzna przyznał, że widział na twarzy chłopca czerwone ślady, ale nie pomyślałby, że jest to efekt poparzeń i tortur Dawida B., ojczyma Kamilka. – Ja już się wypłakałem. Jestem winny tego, że nie zareagowałem. Nigdy bym mu krzywdy nie zrobił. Cały dzień byłem w pracy. Gdy pytałem, czemu on taki czerwony chodzi to słyszałem tylko, że się wodą poparzył. Pomoc wezwano za późno – powiedział wuj chłopca, któremy – dodajmy – postawiono zarzut nieudzielenia pomocy.
– Ja bym na to nie pozwolił — dodał w materiale mężczyzna. Ani on, ani stojąca obok ciocia chłopca (siostra jego matki) podobno nie widzieli śladów od oparzeń. Twierdzą, że nie zdawali sobie sprawy z tego, że dziecko konało w bólach.
– Mężczyzna został przesłuchany w charakterze podejrzanego, ale nie przyznał się do zarzucanych mu czynów. Mówił, że dużo pracował i mało czasu spędzał w domu – skomentował w rozmowie z Interią prok. Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie.
Czyta się te tłumaczenia i się nóż w kieszeni otwiera. Przecież chłopczyk przeżywał piekło tygodniami, jeśli nie miesiącami. To nie wydarzyło się jeden nocy…
Źródło: Uwaga TVN