Tajemnicza postać weszła na salę i zaczęła robić zdjęcia. Wiemy, kim był nieznajomy z Sejmu!
Sejm miał w czwartek niespodziewanego gościa. Tajemniczy mężczyzna pojawił się na sali plenarnej, zrobił kilka zdjęć i wyszedł. Tożsamość nieznajomego została już ustalona.
Wygląda na to, że Sejm nie jest tak chroniony, jak być powinno. Tajemniczy mężczyzna w granatowym garniturze wszedł sobie na salę plenarną podczas obrad jakby nigdy nic, usiadł w jednym z pierwszych rzędów ław, wyciągnął telefon i zaczął robić zdjęcia, w tym selfie. Potem wyszedł.
– Czy ta osoba, która tutaj zajmowała miejsce to osoba, która miała przepustkę? To jest ktoś z państwa znajomych? – dopytywał wicemarszałek Sejmu Piotr Zgorzelski, który prowadził czwartkowe obrady. – Straż Marszałkowska nie powinna wpuścić osoby, która nie jest albo posłem, albo nie posiada przepustki. Innej możliwości nie ma, żeby tutaj przebywać – tłumaczył wicemarszałek (na wideo od 6:05:04).
Na nagraniach z monitoringu widać, jak z mężczyzną rozmawia Małgorzata Prokop-Paczkowska.
– Gdy mężczyzna zaczął iść po schodach, podeszłam do niego i zadałam pytanie: „Czy zdaje sobie pan sprawę, że nie wolno panu tutaj przebywać?”. On się uśmiechnął i wyszedł – relacjonuje posłanka Lewicy w rozmowie z „Wprost”.
Tożsamość nieznajomego udało się ustalić. Tajemniczy mężczyzna przesłał bowiem posłance Prokop-Paczkowskiej zdjęcia, o które go poprosiła.
– Przekazałam wicemarszałkowi nazwisko tego mężczyzny. Wiedziałam przecież, kto przesłał mi zdjęcia. Był to Robert Galęba. Nie wiem, co dalej dzieje się w tej sprawie – opowiada posłanka.
No dobrze, a kim jest Robert Galęba? Jak ustalił „Wprost”, jest to asystent społeczny posła Tadeusza Tomaszewskiego. Polityk przyznaje, że faktycznie był on w czwartek w Sejmie.
– Rozstaliśmy się na sejmowym korytarzu. Mój asystent robił sobie zdjęcia ze znanymi osobami i potem, dziwnym trafem, wszedł na salę obrad nielegitymowany. Ale po prostu nie miał świadomości, że nie może. Był po raz pierwszy w Sejmie – wyjaśnia Tomaszewski. Jak podkreślił, odbył z asystentem „rozmowę dyscyplinującą”.
– Po pierwszych medialnych doniesieniach zastanawiałem się, czy pozbawić go funkcji asystenta, ale wszystko mi wyjaśnił. Nie chciał naruszyć przepisów i bardzo przeprasza. Tutaj chodzi o kwestie bezpieczeństwa, bezwzględnie to rozumiem. Jestem zasmucony, że taka rzecz się wydarzyła, ale udało się sprawę wyjaśnić – podsumowuje poseł Tomaszewski.
Źródło: Wprost