Łukasz Ż. już w Polsce. Dramatyczne słowa żony ofiary: „Każdej nocy krzyczymy: tatusiu, kochamy cię”
Po niespełna dwóch miesiącach od tragicznego wypadku na Trasie Łazienkowskiej, jego sprawca jest w końcu w rękach polskich organów ścigania. Łukasz Ż. został przejęty na przejściu granicznym Kołbaskowo-Pomellenx.
Tym wypadkiem żyła cała Polska. W nocy z 14 na 15 września na Trasie Łazienkowskiej, Łukasz Ż. kierujący sportowym Volkswagenem uderzył z ogromną prędkością w Forda, którym podróżowała czteroosobowa rodzina. Na miejscu zginął 37-letni ojciec, a jego ranna żona i dwójka dzieci trafili do szpitala.
W szpitalu wylądowała też pokiereszowana konkubina Ż, – Paulina, która jak się okazało, jechała razem ze swoim chłopakiem. W aucie było jeszcze trzech kolegów kierowcy. Wszyscy zostawili ranną Paulinę i uciekli z miejsca zdarzenia. Sprawca wsiadł do drugiego samochodu i uciekł do Niemiec, gdzie po pewnym czasie w szpitalu w Lubece został zatrzymany. Zdradziły go obrażenia, które wskazywały na to, że brał udział w wypadku.
Łukasz Ż. w końcu w Polsce
14 listopada został przekazany polskim służbom i jeszcze tego samego dnia przetransportowany konwojem do aresztu na warszawskiej Białołęce. Przesłuchanie odbędzie się w Prokuraturze Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Łukaszowi Ż. za spowodowanie śmiertelnego wypadku i ucieczkę z miejsca zdarzenia grozi do 12 lat więzienia. Sprawa bulwersuje tym bardziej, że młody mężczyzna miał odebrane prawo jazdy i był karany za jazdę pod wpływem alkoholu.
Krewni zabitego 37-latka zabierają głos
– Za spowodowanie śmiertelnego wypadku, ucieczkę z wypadku, nieudzielenie pomocy, ukrywanie się, zasługuje na najwyższą karę, jaka jest w Polsce. Mojemu synowi nie wróci to życia, ale może uratuje innych – powiedziała matka zmarłego 37-latka.
Głos zabrała również zrozpaczona wdowa.
– Chciałabym, żeby zobaczył moje oczy, które w tej chwili cały czas się szklą. Chciałabym, żeby zdał sobie sprawę z tego, że rzeczywiście skrzywdził człowieka, rodzinę, ludzi. Bo nas jest ogrom, którzy cierpią po stracie Rafałka – powiedziała.
– Każdej nocy o tym rozmawiamy, krzyczymy: „tatusiu, kochamy cię” – dodała.
Trudno jednak liczyć, aby tak zdegradowana jednostka jak Łukasz Żak, wykazała prawdziwą skruchę. Jedno jest pewne, w warszawskim areszcie raczej nie czeka go ciepłe przyjęcie współwięźniów.
Żródło: Fakt.pl