Burzliwe spotkanie Kuchcińskiego z rolnikami. W ruch poszły pięści
Były marszałek Sejmu Marek Kuchciński miał spotkanie z wyborcami. Doszło do przepychanek z rolnikami. W ruch poszły pięści.
Problemy z rolnikami zaczynają być coraz bardziej dotkliwe dla polityków PiS. To wszystko przez rządowe zaniedbania w sprawie tranzytu przez Polskę ukraińskiego zboża.
Polska przyjęła ukraińskie plony, ale nie wywiozła zboża np. do Egiptu, który był gotowy je zakupić. Zawalono tę sprawę i teraz rolnicy uprzykrzają życie politykom władzy. Marek Kuchciński przekonał się o tym na własnej skórze.
Remiza na Podkarpaciu
„Gazeta Wyborcza” opisuje spotkanie wyborcze, w którym uczestniczył Marek Kuchciński. Partyjna impreza miała charakter otwarty, ale po kilku chwilach okazało się, że jednak tak nie jest. W remizie w Dubiecku na Podkarpaciu planowano porozmawiać o polityce społecznej, inwestycjach i o rolnictwie. Na miejscu pojawili się zwolennicy obozu władzy, ale na spotkanie chcieli również wejść rolnicy ze stowarzyszenia „Oszukana wieś”.
Rolnicy byli ubrani w kamizelki odblaskowe z napisem: „Nie martw się. PiS DA”. Ponadto byli wyposażeni w wuwuzele, gwizdki, petardy i race. Grupa chciała wejść do środka, ale nie została wpuszczona. Doszło do przepychanek, w ruch poszły pięści. – Spotkanie jest otwarte, to wasza władza i nasza władza. Wszystkich władza – mówili rolnicy, ale byli blokowani.
W końcu natarli siłą i wdarli się do remizy. Dziennikarzowi, który relacjonował na żywo wydarzenie, jeden z mężczyzn wyłamał aparat ze statywu, mówiąc „wyłącz to”. – Proszę o spokój, zachowujmy się godnie – apelowali organizatorzy. – Godnie się już zachowywaliśmy – odpowiadali.
Wezwano policję
Do remizy została wezwana policja. Wokół budynku ustawiono radiowozy, ale funkcjonariusze nie interweniowali. – Policja zachowała się w porządku, ale też nie miała żadnej podstawy prawnej, by wobec nas interweniować. Nie złamaliśmy żadnego przepisu. To były tylko przepychanki. Nikt nas nie pobił, ktoś kogoś popchnął, ktoś inny się zamachnął. Obyło się bez obrażeń – mówi jeden z uczestników protestów.
„Wyborcza” zapytała Arkadiusza mazura, organizatora spotkania, czemu rolnicy musieli się wdzierać siłą na spotkanie i kim były osoby, które tamowały im wejście. – To byli mieszkańcy, którzy obawiali się o obecnych na sali. W środku było 60 osób, w tym radni, sołtysi, rolnicy czy przedsiębiorcy zachowujący się w cywilizowany sposób – mówi gazecie. Jak dodaje, w końcu dopuszczono rolników do głosu.
Źródło: Gazeta Wyborcza