Ujawnili szczegóły, TAK wygląda areszt Mateckiego! „Warunki szczególnej izolacji”

Źródło: TV republika screen
Poznajemy szczegóły tego, jak wyglądało zatrzymanie posła PiS. Dariusz Matecki, bo o nim mowa, mógł trafić w ręce służb już wcześniej!
Matecki mógł zostać aresztowany kilka godzin wcześniej
Okazuje się, że nakaz zatrzymania posła Dariusza Mateckiego został przygotowany wcześniej, niż dotąd sądzono, bo już w czwartek po południu. Problemem okazało się to, że polityk nie był wtedy w Sejmie, ale w siedzibie prawicowej TV Republika. Dopiero w piątek wyszedł stamtąd i – jak twierdzi sam Matecki – chciał dostać się do prokuratury, ale po drodze dostali go w swoje ręce funkcjonariusze ABW.
„Gazeta Wyborcza” rozmawiała o sprawie z osobą z prokuratury, która przyznała, że gdyby Matecki nie wyszedł ze studia Republiki, „byłby problem”. – Zgodnie z procedurą, musielibyśmy wtedy wezwać kierownika tej jednostki o umożliwienie przeszukania w celu zatrzymania podejrzanego, a gdyby odmówił, funkcjonariusze musieliby wejść z nakazem. To wszystko teoretycznie, bo wiadomo, że byłaby to ostateczność. Nikt nie chciał powtórki z wejścia do redakcji tygodnika „Wprost” – wskazał rozmówca gazety, słusznie wskazując na to, że wejście ABW do redakcji byłoby fatalnie odebrane przez opinię publiczną.
„Wyborcza” ujawniła też, w jakich warunkach przetrzymywany jest Matecki. Poseł PiS został umieszczony w „warunkach szczególnej izolacji i zabezpieczenia”. Oznacza to, że ma pojedynczą celę, jest objęty pełnym monitoringiem i wzmożoną obserwacją oraz większą częstotliwością kontroli celi. Rzecznik Prokuratury Krajowej prok. Przemysław Nowak przekazał, że jest to „własna decyzja i inicjatywa Służby Więziennej”.
Sprawa afery podsłuchowej
O co jednak chodzi ze słynnym wejściem do budynku „Wprost”? To nawiązanie do tego, co miało miejsce za pierwszych rządów PO – w 2014 r. ABW weszła do redakcji czasopisma, bo chciała przejąć od niej nagrania dot. tzw. afery podsłuchowej. Istniały podstawy, że za tą stały obce służby, które chciały obalenia rządu PO-PSL. Nagrano wtedy polityków z obu formacji w jednej z warszawskich restauracji – w czasie rozmów padły słowa, które odsłoniły kulisy rządzenia w Polsce.
Problemem okazała się jednak cała otoczka i to, jak przeciwnikom rządu udało się „sprzedać” wejście służb do redakcji. Wszystko faktycznie wyglądało źle – jak próba ingerencji w prace wolnych mediów. Do tego na miejscu dziennikarze nie chcieli przekazać funkcjonariuszom nagrań, przyjechali ich wesprzeć politycy z PiS. Wszystko zostało nagrane i szybko obiegło media. Nawet patrząc na sprawę z perspektywy zwolenników rządu sprawa wyglądała źle, bo ABW ostatecznie opuściła budynek, do tego zostawiając na miejscu „walizkę operacyjną”.
Źródło: wyborcza.pl