Szokujące kulisy afery granatnikowej, od tych doniesień włos jeży się na głowie. „Tygiel naginania procedur”
Senator Krzysztof Brejza dotarł do kolejnych informacji na temat afery granatnikowej. – To tygiel naginania procedur – mówi.
Afera granatnikowa się nie zakończyła i cały czas pączkuje. Senator Krzysztof Brejza ujawnia kolejne niewygodnie dla policji fakty w tej sprawie. Rysuje się z nich obraz, który ma niewiele wspólnego z przestrzeganiem procedur. „Rzeczpospolita” opisuje pismo, jakie senator dostał od „budowlańców”.
Inspektorat budowlany
Krzysztof Brejza po interwencji senatorskiej otrzymał pismo z wojewódzkiego inspektoratu budowlanego. Zastępca wojewódzkiego inspektora Katarzyna Matusz poinformowała, że „informacje o zdarzeniu w budynku KGP tutejszy organ uzyskał w godzinach popołudniowych w dniu 15 grudnia 2022 r. z doniesień medialnych„.
Po zapoznaniu się z medialnymi informacjami postanowiono niezwłocznie ustalić, czy „doszło do uszkodzenia konstrukcji budynku i czy istnieje w związku z uszkodzeniami budynku zagrożenie życia i zdrowia ludzi przebywających w obiekcie”. Ustaleń nie dokonano w wyniku oględzin tylko…telefonicznie. Pracownicy urzędu dokonali kontroli dopiero po pięciu dniach.
Rzecznik komendanta głównego policji insp. Mariusz Ciarka twierdzi, że wszystkie procedury zostały dochowane. – Komenda Główna ma swoich inspektorów nadzoru budowlanego, którzy niezwłocznie dokonali sprawdzenia pomieszczeń, w których doszło do uszkodzeń. W przypadku tak nieznacznych uszkodzeń nie mieliśmy obowiązku informowania ani powiatowego, ani wojewódzkiego inspektora nadzoru budowlanego, jednak aby nie było żadnych wątpliwości, i tak to zrobiliśmy, wojewódzki inspektor został poinformowany – mówi „Rzeczpospolitej”.
Z jednej strony policja twierdzi, że ma swoich inspektorów, a z drugiej strony wojewódzki inspektorat w końcu sam wszczyna własną kontrolę. Ponadto Straż Pożarna była wezwana na miejsce, ale po kilku minutach wezwanie anulowano. Ta sprawa to tygiel naginania procedur – komentuje Krzysztof Brejza.
Kulisy akcji ratowniczej
Onet.pl opisał w grudniu kulisy akcji ratowniczej. Jak pisał portal, do poszkodowanego 50-letniego pracownika fizycznego została wezwana karetka pogotowia. Dyspozytor zaordynował przewiezienie poszkodowanego do najbliższego szpitala, a tym była placówka MSWiA przy ul. Wołoskiej.
W trakcie transportu pacjenta wyznaczono nowy szpital, bo okazało się, że placówka MSWiA jest zamknięta przez służby. Dlaczego? Na Wołowskiej przebywał już komendant gen. Jarosław Szymczyk, który doznał urazu ucha i stracił na kilka godzin słuch. Nie wiadomo w jaki sposób został tam przywieziony. Można przypuszczać, że był transportowany samochodem służbowym lub prywatnym.
Sęk w tym, że przy takim urazie być może musiał być przewieziony w określonej pozycji i do tego pod opieką ratowników, a to rodzi kolejne pytania o dochowanie procedur.
Źródło: Rzeczpospolita