Roman Imielski: Łukaszence nie uda się złamać Andrzeja Poczobuta

Mimo trudnej sytuacji, w której znalazł się Andrzej Poczobut, chciałbym powiedzieć, że jest on człowiekiem zasad i nie pójdzie na żaden układ z białoruskim reżimem, przez co można byłoby mu zarzucać, że złamał swoje wartości. – z Romanem Imielskim, dziennikarzem i wicenaczelnym „Gazety Wyborczej” o procesie Andrzeja Poczobuta i Białorusi rozmawia Michał Ruszczyk.

Michał Ruszczyk: Niedawno w Grodnie rozpoczął się proces polsko-białoruskiego dziennikarza, Andrzeja Poczobuta. Jak Pan to skomentuje?

Roman Imielski: Nie jest to proces, tylko spektakl zorganizowany przez białoruskie władzę w celu skazania Poczobuta na podstawie fikcyjnych zarzutów.

W ten sposób Łukaszenko chce zastraszyć obywateli, którzy go nie popierają.

Należy powiedzieć, że Andrzej Poczobut został aresztowany w marcu ubiegłego roku pod zarzutem nawoływania do nienawiści na tle narodowościowym, jak i również zagrażania bezpieczeństwu Białorusi. Do drugiego zarzutu zaliczała się praca dziennikarska Poczobuta, który opisywał sytuację polityczno-społeczną po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku, jak i również nawoływanie do nałożenia sankcji przez Zachód na reżim Łukaszenki.

Jaka kara grozi Poczobutowi?

Maksymalnie to 12 lat więzienia za zarzuty, które zostały mu przedstawione w akcie oskarżenia. Natomiast najniższy wymiar kary to 5 lat więzienia i wszystko zależy od białoruskiego wymiaru sprawiedliwości, a tak naprawdę od Łukaszenki, który zdecyduje, na ile lat skazać Poczobuta, który jest przetrzymywany w urągających warunkach, a proces, który niedawno się rozpoczął, został utajniony.

Poczobut został aresztowany razem z Andżeliką Borys, przewodniczącą Związku Polaków na Białorusi, która została zwolniona z więzienia ponad rok temu. Jak Pan sądzi, czy polska dyplomacja podejmie jakieś działania w jego sprawie?

Polska dyplomacja zapewnia, że robi wszystko, żeby uwolnić Andrzeja Poczobuta. Jednak kluczem do porozumienia się z Białorusią są wcześniejsze działania rządu Zjednoczonej Prawicy. Mianowicie przymilanie się do reżimu białoruskiego przez niektórych polityków rządzących, mówienie o Łukaszence, że jest to „ciepły człowiek”. Kiedy politycy koalicji rządzącej jeździli do Mińska, to Łukaszenko jednocześnie nękał polskie organizacje w swoim kraju, co nie przeszkadzało władzom w Warszawie. W obecnej sytuacji, mimo apeli i deklaracji rządzących o wsparciu dla Poczobuta, de facto polska dyplomacja nie ma żadnych realnych narzędzi, żeby go uwolnić.

Powiedział Pan o próbie polepszenia relacji z Mińskiem. Dlaczego, gdy Łukaszenka uderzył w mniejszość polską na Białorusi, rząd nie zareagował w sposób zdecydowany?

Zła sytuacja Związków Polaków do Białorusi, do którego należy Andżelika Borys i Andrzej Poczobut, trwa od ponad dekady, ponieważ reżim Łukaszenki zdelegalizował właściwy Związek Polaków na Białorusi i w jego miejsce powołał alternatywną organizację, która jest prorządowa. Należy powiedzieć, że problem ten nie dotyczył tylko rządów PiS-u, ale również poprzedniego, który oczywiście w sposób ostry traktował rządy Łukaszenki. Niemniej nie oznacza to, że reżim nie realizował swojej polityki, gdyż Łukaszenka nie toleruje żadnej niezależnej organizacji, a tym bardziej Polaków, których nie lubi.

Dzisiaj władza jego reżimu się chwieje, gdyż jest naciskany przez Putina do wkroczenia w sposób otwarty na Ukrainę. To go przeraża podobnie jak tacy ludzie jak Andrzej Poczobut, którzy według niego mogą zagrozić jego władzy.

Jak Pan sądzi, czy Łukaszenka wkroczy do wojny?    

W mojej ocenie nie, bo to oznaczałoby jego koniec rządów na Białorusi.

Po pierwsze konflikt ten jest niepopularny w samej Białorusi. Mianowicie, mimo reżimu Łukaszenki, to społeczeństwo białoruskie jest lepiej poinformowane niż przeciętny Rosjanin.

Po drugie, w sytuacji, w której Putinowi udałoby się przekonać Mińsk do czynnego zaangażowania się na Ukrainę, to wówczas straty, jakie ponieśliby Białorusini, bez wątpienia przełożyłyby się na nastroje społeczne. To mogłoby doprowadzić do wybuchu potężnych manifestacji, które mogłyby zachwiać pozycją wielu osób związanych z władzą.

Czy manifestacje te mogłyby osiągnąć podobny poziom, które miały miejsce w Białorusi po sfałszowanych wyborach prezydenckich w 2020 roku?     

Tak, ale należy też powiedzieć, że od tego czasu bardzo wiele osób z Białorusi wyjechało lub uciekło przed represjami, a inni siedzą w więzieniach. Jednak nie oznacza to, że poziom takich manifestacji nie mógłby być zbliżony, bo czynne zaangażowanie się do konfliktu na Ukrainie mogłoby spowodować, że osoby, które dzisiaj nawet popierają reżim, wówczas zmieniłyby swoją optykę, zwłaszcza kiedy na Białoruś z Ukrainy zaczęłyby przyjeżdżać trumny. To byłby detonator kolejnego buntu społecznego.

Dlaczego w Pana ocenie polska dyplomacja od półtora roku nie zrobiła nic, żeby uwolnić Poczobuta?

Polscy dyplomaci, którzy zostali w Mińsku lub Grodnie, robią bardzo wiele dla rodziny Poczobuta i jego samego, ale są to urzędnicy na niższym szczeblu, gdyż Polska nie ma ambasadora na Białorusi. Niemniej kluczowe dla sytuacji Poczobuta jest to, co rząd Zjednoczonej Prawicy w relacjach z Łukaszenką robił do roku 2020.

Niestety na ten moment państwo polskie nie ma wielu narzędzi, żeby uwolnić Poczobuta ze względu na konflikt na Ukrainie i fakt, że Białoruś jest jego częścią. Jednak mimo trudnej sytuacji, w której znalazł się Andrzej Poczobut, to chciałbym powiedzieć, że jest on człowiekiem zasad i nie pójdzie na żaden układ z białoruskim reżimem przez co można byłoby mu zarzucać, że złamał swoje wartości. Zwłaszcza że był już skazany po wyborach w 2010 roku, gdy na łamach „Gazety Wyborczej” opisał sytuację, która działa się wówczas na Białorusi. Jednak był to wyrok w zawieszeniu, ale proces również nie miał nic wspólnego ze standardami niezależnego wymiaru sprawiedliwości. Po tych wydarzeniach Poczobut otrzymał propozycję wyjazdu z Białorusi od redakcji do Polski, ale się nie zgodził, bo miał świadomość, że wówczas Łukaszenka zwycięży, a szansa na demokratyczną Białoruś zniknie.

Czy reżimowi Łukaszenki za pomocą procesu uda się złamać Poczobuta?   

Oczywiście, że nie i to nawet z powodu traktowania, które przechodzi w więzieniu, a z czego doskonale zdaje sobie sprawę.

Powiedział Pan, z jakich powodów polska dyplomacja nie może uwolnić Andrzeja Poczobuta. Jak Pan sądzi, czy starania polskiej dyplomacji zwiększyć może właśnie rozpoczęty proces?

W mojej ocenie nie, bo ochrona takich ludzi jak Andrzej Poczobut została przez dyplomację w sposób katastrofalny w skutkach potraktowana w pierwszej kadencji Zjednoczonej Prawicy.

Natomiast czy jest coś, co mogłoby wywołać jakieś „otrzeźwienie” wśród władz białoruskich? Na pewno katastrofa Rosji w wojnie na Ukrainie, bo to doprowadziłoby do sytuacji, że reżim Łukaszenki poczułby się niepewnie mając świadomość, że system Putina, może upaść, a w konsekwencji protektor Białorusi. W takiej sytuacji społeczeństwo białoruskie zobaczyłoby, jak słaby jest Łukaszenko, a wówczas mogłoby się to przełożyć na traktowanie ludzi niezależnie działających na Białorusi, takich jak Andrzej Poczobut.

Czy w sprawę Poczobuta mogłyby się zaangażować instytucje europejskie?    

One się angażują, ale są to bardzo ważne słowa, które nie wpłyną na zmianę systemu władzy na Białorusi. A bez tego traktowanie takich osób, jak Andrzej Poczobut, się nie zmieni.

Bardzo dziękuję za rozmowę.   

Avatar photo
Michał Ruszczyk

Pierwsze kroki w dziennikarstwie stawiałem w miesięczniku "Nasze Czasopismo". Następnie współpracowałem z portalami informacyjnymi - Crowd Media, wiadomo.co, koduj24. Redaktor telewizji internetowej Video Kod. Założyciel i członek zarządu stowarzyszenia Kluby Liberalne. Sympatyk stowarzyszenia Koalicja Ateistyczna. Były członek N. Autor audycji OKO NA ŚWIAT w Radiospacji.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *