– Informacja o ubieganie się o reelekcję przez prezydenta Bidena, to dobry sygnał dla Europy i Polski, ponieważ gdyby Biden podjął inną decyzję, Putin nie traktowałby Stanów Zjednoczonych i obecnej głowy państwa poważnie, a świat zachodni znalazłby się w trudnym położeniu – z dziennikarzem i politologiem z Akademii Finansów i Biznesu Vistula, Marcinem Antosiewiczem, na temat potwierdzenia przez prezydenta Bidena swojego startu w wyborach prezydenckich w kontekście sytuacji międzynarodowej, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno prezydent Biden ogłosił, że będzie ubiegał się o reelekcję. Jak Pan to skomentuje?
Marcin Antosiewicz: Jest to bardzo ważna informacja w obliczu obecnie trudnej sytuacji światowej. Bez wątpienia jest to dobry sygnał dla Europy i Polski, ponieważ gdyby Biden podjął inną decyzję, Putin nie traktowałby Stanów Zjednoczonych i obecnej głowy państwa poważnie. Podobnie jak inni partnerzy Waszyngtonu. Jeśli weźmiemy pod uwagę ten fakt oraz sytuację geopolityczną, to gdyby Biden podjął inną decyzję, świat zachodni znalazłby się w trudnym położeniu. Trudno byłoby traktować poważnie prezydenta, który dobrowolnie zrezygnował z walki o reelekcję.
Czy według Pana prezydent Biden ma szanse na ponowne zwycięstwo nad Donaldem Trumpem?
Tak.
I choć większość Amerykanów nie darzy Bidena wielką sympatią, to jednak obawia się powrotu do władzy jego poprzednika. Republikanie są bez wątpienia bardziej podzieleni w kwestii kandydatury Trumpa od Demokratów, którym nie pozostaje wielki wybór, niż poprzeć reelekcję urzędującego prezydenta ze swoich szeregów.
Jaki lider w Białym Domu jest potrzebny światu w obecnej sytuacji międzynarodowej?
Myślę, że decyzja podjęta przez Demokratów jest dobrą informacją, ponieważ Biden reprezentuje wartości świata zachodniego. Oprócz tego jest to również kwestia generacyjna. Biden może być już ostatnim prezydentem, który ma aż tak duże związki z Europą, gdyż coraz większą rolę dla Stanów Zjednoczonych odgrywa Azja, a szczególnie Chiny. Już Barack Obama zapowiadał, że w swojej polityce zagranicznej będzie coraz częściej skupiał się na Pacyfiku, a nie na Atlantyku. W każdym razie dla Europy i braku pokoju na kontynencie reelekcja Bidena byłaby bardzo dobrą informacją, gdyż zwycięstwo kogoś innego w stylu Trumpa oznaczałoby olbrzymie problemy, zwłaszcza że Bidenowi udało się zagoić pewne rany w amerykańskim społeczeństwie, które rozdrapywał Trump.
Jaką lekcję z obecnego konfliktu powinna odrobić Europa? Czy według Pana oceny Unia Europejska jest w stanie zbudować swoją samodzielność strategiczną?
Bez wątpienia powinna. Rozważania prezydenta Macrona na temat samodzielności strategicznej są ciekawe i potrzebne, ale z praktycznego punktu widzenia są nierealne. Dobrym przykładem tego jest wojna na Ukrainie i wsparcie dla niej. Wystarczy spojrzeć na liczby, które jednoznacznie pokazują, że inicjatywa w tej kwestii należy do Stanów Zjednoczonych. Unia Europejska nie czuje się gotowa na przejęcie inicjatywy, a przedstawiciele instytucji wspólnotowych nie posiadają odpowiednich kompetencji, by działać bardziej aktywnie w tym obszarze. To pokazuje, że Europa potrzebuje Stanów Zjednoczonych, aby zagwarantować bezpieczeństwo swoim społeczeństwom i minie wiele dekad, zanim kontynent stanie się samodzielny pod względem strategicznym. Jednakże nie zmienia to faktu, że obecna sytuacja nie powinna zostać zmarnowana, lecz dobrze wykorzystana w celu budowania swoich zasobów przez Unię Europejską. To powinno odbywać się w kooperacji z Ameryką, a nie w konfrontacji.
Niedawno prezydent Macron powiedział, że rywalizacja Stanów Zjednoczonych z Chinami to nie sprawa Europy. Czy Unia Europejska byłaby gotowa walczyć o Tajwan w ewentualnej wojnie, podobnie jak obecnie Stany Zjednoczone wspierają Ukrainę?
Europa w tej sprawie jest podzielona. To oczywiste, że europejscy liderzy opowiadają się za utrzymaniem demokracji na Tajwanie, jednak pozostaje pytanie, na ile rzeczywiście by się zaangażowali w jej obronę. Czy ograniczyliby się tylko do deklaracji potępiającej chiński atak, czy też podjęliby realne działania, takie jak dostawa broni i nałożenie pełnoskalowych sankcji gospodarczych? Trudno to przewidzieć, zwłaszcza że Chiny również obawiają się, w jakim stopniu Unia Europejska i szerzej Zachód zareagowałyby w takiej sytuacji. Należy powiedzieć, że dla Chin są to kluczowi partnerzy gospodarczy, a na tak poważne sankcje, jakie zostały nałożone na Rosję, nie są jeszcze gotowi. Jednak Unia Europejska również nie, ponieważ obie strony odczułyby tego konsekwencje.
Co do słów Macrona, to powiedział on bardzo ciekawą rzecz: że Unia Europejska powinna budować swoją autonomię strategiczną. Jednak nie był to odpowiedni moment i źle dobrał słowa, ponieważ pokazał prezydentowi Xi Jinpingowi, że Unia Europejska może odpuścić kwestię tajwańską.
W wyniku wojny na Ukrainie Unii Europejskiej udało się uniezależnić gospodarczo od Rosji. Jak dużym wyzwaniem i procesem byłoby dla Zachodu uniezależnienie się gospodarcze od Chin?
Trudno powiedzieć, gdyż Europa jest w olbrzymim stopniu uzależniona od Pekinu. Kluczowe nie jest to, że państwa członkowskie powinny rezygnować z chińskiego rynku, ale uniezależnić się od niektórych produktów i być samodzielnymi pod względem gospodarczym w sytuacjach kryzysowych.
Trudno powiedzieć, jak przywództwo KPCh patrzy na obecną sytuację globalną: czy będzie chciało wykorzystać obecny chaos na świecie w celu jego pogłębienia, czy też będzie bardziej zainteresowane powrotem do stabilizacji, szczególnie w światowym handlu, bo Chin wciąż, by się dalej bogacić, potrzebują gospodarczej współpracy z Zachodem.
Powołując się na prof. Agnieszkę Legucką, jak Pan sądzi, czy proces uniezależnienia gospodarczego od Chin nie powinien już się zacząć, żeby Europa była przygotowana na skutki ataku Pekinu na Tajpej?
Ostateczną decyzję nie będą podejmować politycy, tylko właściciele biznesów, dla których trzeba stworzyć odpowiednie warunki gospodarcze, żeby zechcieli wrócić z produkcją do Europy.
Tajwan jest uznawany już tylko przez 13 państw, ale jest również istotnym partnerem dla Stanów Zjednoczonych. Czy zdaniem Pana Pekinowi uda się pozbawić Tajpej wszystkich partnerów do 2027 roku?
Nie, bo to jest straszenie Tajwanu. Należy powiedzieć, że mimo napiętych relacji na linii Pekin-Tajpej, istnieje wymiana handlowa między tymi państwami, która bardzo dobrze się układa.
Niedawno odbyła się wizyta przedstawicieli amerykańskiej dyplomacji na Filipinach, która jest istotna, gdyż jest to kraj położony bardzo blisko Tajwanu. W czasie tej wizyty podpisano umowę w celu rozmieszczenia amerykańskich baz wojskowych na wybrzeżu Filipin. Nie są to wszyscy aktorzy, gdyż w regionie są jeszcze Japończycy i Koreańczycy, którzy są gotowi i są w stanie zatrzymać Chiny, gdyby ci zaatakowali Tajwan. To zaś pokazuje, że administracja Bidena myśli o chińskim zagrożeniu w bardzo poważny sposób, a Xi Jinping nie jest otoczony sojusznikami mimo zbliżenia z Moskwą, które w samej Rosji nie jest postrzegane entuzjastycznie, gdyż Kreml w wyniku wojny coraz bardziej uzależnia się od Chin.
Załóżmy, że Chiny w 2027 roku zaatakują Tajwan, a nie wiadomo, kiedy zakończy się konflikt na Ukrainie. Jak Pan sądzi, czy Stany Zjednoczone byłyby w stanie walczyć na dwa fronty?
W mojej ocenie, tak. Tylko pojawia się pytanie o skuteczność i który front dla amerykańskiej administracji byłby wówczas priorytetem? Czy taki scenariusz nie przyczyniłby się do rozpętania III wojny światowej, gdyż mógłby być to drugi konflikt na świecie, w którym byłyby zaangażowane globalne mocarstwa? Jednak sądzę, że jest to mało prawdopodobne ze względu na fakt, że nikomu taki konflikt się nie opłaca, a Chiny zaczynają mieć problemy gospodarcze i społeczne, koniunktura zwalnia, a społeczeństwo się starzeje. Należy powiedzieć, że Pekin swoją siłę zawdzięcza nie sile militarnej, tylko gospodarczej. A więc fakt, że ze strony Chin padają różne deklaracje w sprawie wojny z Tajwanem, nie zmienia faktu, że mogą nie być jeszcze przygotowani do tego rodzaju działań.
Oprócz tego dochodzą spore problemy społeczne i sądzę, że KPCh będzie musiała zająć się tymi sprawami, a temat Tajwanu służy w tym momencie do odwracania uwagi od tych problemów. Choć w perspektywie długookresowej bez wątpienia celem kontynentalnych Chin jest przejęcie kontroli nad wyspą, jednak będę próbować zrobić to na wiele sposób, nie tylko używając wojska.
Jak nowy ład, który może powstać w wyniku rywalizacji chińsko-tajwańsko-amerykańskiej, może wpłynąć na państwa członkowskie Unii Europejskiej?
Unia Europejska hartowała się w wyniku kryzysów, gdyż powstała jako odpowiedź na wojny na starym kontynencie. Nie ma drugiego takiego kontynentu, który walczyłby ze sobą w takiej skali jak Europa. W mojej ocenie wspólnota odnajdzie się w nowym porządku światowym, który powstaje z jej udziałem. Unia Europejska powinna nadal blisko współpracować ze Stanami Zjednoczonymi, zwłaszcza w obliczu starcia z autokracjami.
Bardzo dziękuję za rozmowę.