Już zmienił zdanie? Poseł PiS gęsto się tłumaczy ze swoich dawnych słów nt. Przyłębskiej. „Po prostu nie pamiętam”
Julia Przyłębska od dwóch dni nie powinna być prezesem Trybunału Konstytucyjnego. Jeszcze pół roku temu podobnie uważał poseł PiS Marek Ast.
20 grudnia mgr Julia Przyłębska powinna zakończyć swoją kadencję w fotelu prezesa Trybunału Konstytucyjnego. I nikt sobie tego nie wymyślił tylko taką ustawę przyjęła Zjednoczona Prawica w 2016 r., która wyznaczyła kadencję prezesa na sześć lat. Wcześniej prezesi pełnili tę funkcję dopóki orzekali w Trybunale.
Problem polega na tym, że gdy prezydent Andrzej Duda powoływał mgr Julię Przyłębską na stanowisko, ustawa określająca nowy wymiar kadencyjności była w stanie vacatio legis, a przepisy – chociaż ogłoszone – weszły w życie dwa tygodnie później. Dzień wcześniej utraciła moc ustawa o TK, która nie przewidywała kadencyjności i tak powstała luka w prawie.
Eksperci prawni Fundacji Batorego przygotowali analizę z której wynika, że z dniem wejścia w życie przepis o sześcioletniej kadencji znalazł zastosowanie również wobec mgr Julii Przyłębskiej. Prawnicy Trybunału są przeciwnego zdania i interpretują dziurę w przepisach na jej korzyść.
Poseł zmienia zdanie
Prawo i Sprawiedliwości stoi murem za korzystną dla mgr Przyłębskiej interpretacją przepisów.
Politycy tej partii uważają, że jej kadencja dobiegnie końca w grudniu 2024 r.
Marek Ast, poseł Prawa i Sprawiedliwości oraz przewodniczący sejmowej Komisji Sprawiedliwości i Praw Człowieka był gościem radia TOK FM. Dziennikarka przypomniała parlamentarzyście jego słowa jakie padły pół roku temu na antenie stacji. Poseł stwierdził, że kadencja Przyłębskiej wygasa właśnie w grudniu tego roku.
– Tak, mówiłem co innego, dlatego że sprawdzałem, jakie przepisy obowiązują w ustawie. Po prostu nie pamiętałem momentu dnia objęcia. To chodzi o kilka bodaj dni, kiedy pani prezes obejmowała te funkcję – próbował się tłumaczyć.
Prowadząca rozmowę dopytywała, czy to przypadkiem nie za sprawą Jarosława Kaczyńskiego zmienił zdanie. – Jarosław Kaczyński stwierdził, że ma być tak, a nie inaczej. W PiS obowiązuje ta interpretacja prawa, którą wygłosi Kaczyński – mówiła z ironią w głosie.
– Właśnie tak nie jest. (…). Rozmawialiśmy na gorąco, już po paru latach od chwili objęcia funkcji przez panią prezes. Nie pamiętałem, w którym momencie to się stało. Natomiast tu jest rzecz oczywista, nie widzę żadnych kontrowersji – bronił się.
Źródło: TOK FM