Dr Małgorzata Bonikowska: Wybory w Turcji powinny być lekcją dla polskiej opozycji
Jedną z lekcji dla naszej opozycji powinno być postawienie na spójną opowieść i jasny program, pokazujący wiarygodną alternatywę dla oferty obecnej koalicji rządzącej. To jest kluczowe, ponieważ ludzie chcą wiedzieć, co im da zmiana władzy i jak to wpłynie na ich życie. – Z prezeską Centrum Stosunków Międzynarodowych, dr Małgorzatą Bonikowską, o wyborach parlamentarnych i pierwszej turze wyborów prezydenckich w Turcji oraz obecnej sytuacji polityczno-społecznej w Ankarze, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno w Turcji odbyły się wybory parlamentarne i I tura prezydenckich. Jak Pani skomentuje ich wyniki?
Dr Małgorzata Bonikowska: Rezultat wyborów to zaskoczenie dla obu stron, a dla obozu władzy powód do świętowania, gdyż według przedwyborczych sondaży otrzymywał on o wiele gorszy wynik.
Oczywiście wkrótce ma się odbyć II tura wyborów prezydenckich po raz pierwszy w historii demokracji tureckiej. Jednak nie zmienia to faktu, że Erdoganowi zabrakło niewielu głosów, żeby pokonać Kilicdaroglu już w pierwszej, co może odbić się na mobilizacji elektoratu opozycyjnego. W mojej ocenie może nastąpić również problem z jednością wśród opozycji, którą połączyła chęć odsunięcia od władzy AKP i prezydenta. Czas pokaże, czy to się uda, ale wszystko wskazuje, że Erdogan ma szansę na kolejną kadencję.
Powiedziała Pani, że opozycję połączyła chęć odsunięcia od władzy Erdogana i AKP. Jak Pani sądzi, czy Kilicdaroglu mogą poprzeć pozostali kandydaci?
Kandydat, który uplasował się za Kilicdaroglu, Sinan Ogan, jest jeszcze większym radykałem niż Erdogan. Jego wyborcy najprawdopodobniej zagłosują w II turze na obecnie urzędującego prezydenta lub nie pójdą do urn wyborczych.
Jednak najważniejsze pytanie, to kto okaże się bardziej skuteczny w mobilizacji swojego elektoratu. II tura jest testem determinacji obu stron. Zwolennicy Erdogana są bardziej zdyscyplinowani, ale mogą spocząć na laurach, zważywszy ze jego partia wygrała także wybory parlamentarne uzyskując większość. Zwolennicy opozycji są zniechęceni, że nie udało się odsunąć Erdogana od władzy już w pierwszej turze, więc mogą w ogóle nie pójść na drugą.
Jak Pani ocenia możliwy głos Kurdów w II turze, zwłaszcza że Kilicdaroglu jest popierany przez lidera kurdyjskiej Ludowej Partii Demokratycznej, Selahattina Demirtasa, który od siedmiu lat siedzi w więzieniu?
Kurdowie w większości zagłosują na kandydata opozycji, ponieważ Erdogan nie uznaje ich niepodległościowych aspiracji i zwalcza Partię Pracujących Kurdystanu (PKK) jako organizację terrorystyczną. Istnieje na tym tle również spór międzynarodowy. Rządy w Sztokholmie i Helsinkach sprzeciwiały się działaniom Erdogana wobec Kurdów i niektórzy działacze, których obecny obóz władzy w Turcji uznaje za zdrajców uzyskali azyl w Skandynawii. Turcja z tego powodu m.in. blokuje teraz członkostwo Szwecji, a wcześniej Finlandii w NATO.
Jednak to nie poparcie Kurdów przesądzi o wyniku wyborów, lecz konserwatywna większość. Styl Erdogana generalnie podoba się dużej części społeczeństwa, które czuje, że dzięki rządom jego partii Turcja jest znów silnym państwem zarówno w regionie, jak i na arenie globalnej. Odzywają wspomnienia imperium. Tradycja i religia trzymają się mocno, pomimo fatalnej sytuacji gospodarczej, wysokiej inflacji i blamażu rządów podczas niedawnego trzęsienia ziemi. Wydaje się, że sondaże przedwyborcze mogły zaniżać wynik Erdogana, bo nie wszyscy się chcieli przyznać że go wciąż popierają. Dopiero wybory to pokazały.
Wspomniała Pani o sytuacji gospodarczej Turcji i kwestiach ustrojowych jak dewastacja wymiaru sprawiedliwości. Jeśli weźmie się te czynniki pod uwagę, to dlaczego opozycji nie udało się pokonać Erdogana? Czy w Pani ocenie mogły zdecydować różnice światopoglądowe i programowe między ugrupowaniami opozycji, które popierają Kilicdaroglu?
W wyborach parlamentarnych opozycja przegrała, ale w prezydenckich przed nami druga tura, więc jeszcze nie przesądzajmy o wyniku. Warto jednak zauważyć, że obóz rządzący prezentuje jednolite stanowisko w odróżnieniu od opozycji, która w najważniejszych sprawach dla państwa i społeczeństwa nie potrafiła wypracować jasnej oferty. Najważniejszym spoiwem jednoczącym 6 ugrupowań opozycyjnych jest chęć odsunięcia od władzy obecnego prezydenta. To za mało, aby przekonać wątpiących, że Turcja pod nowymi rządami będzie lepsza. Trzeba w atrakcyjny sposób zaprezentować inną ofertę, inną wizję państwa. To ważne zwłaszcza w stulecie tureckiej republiki, przypadające właśnie w tym roku.
Kemal Kilicdaroglu postulował m.in.: nawiązanie współpracy z Zachodem, rozstrzygnięcie konfliktu turecko-kurdyjskiego czy zajęcie się problemami gospodarczymi kraju. Jak Pani sądzi, dlaczego obietnice te nie przemówiły do tureckiego społeczeństwa?
Postulaty te do pewnego stopnia przemawiają, w końcu wynik, jaki uzyskał Kilicdaroglu, umożliwił mu wejście do II tury. To spory sukces. Opozycję popierają jednak przede wszystkim osoby o poglądach liberalnych i lewicowych. Problemem jest brak oferty dla reprezentantów konserwatywnej większości, których część może mieć już dosyć Erdogana, ale nie chce eksperymentować. Na przykład postulat odmrożenia negocjacji akcesyjnych z Unią Europejską nie budzi ich entuzjazmu.
Wkrótce wybory parlamentarne w Polsce. Jakie wnioski z wyborów w Turcji powinna wyciągnąć opozycja w Polsce, zważywszy że koalicja rządząca dysponuje całym aparatem państwa, podobnie jak Erdogan, którego zwolennicy utrudniali prace komisjom wyborczym?
Trudno porównywać Polskę i Turcję. Jednak jedną z lekcji dla naszej opozycji powinno być postawienie na spójną opowieść i jasny program, pokazujący wiarygodną alternatywę dla oferty obecnej koalicji rządzącej. To jest kluczowe, ponieważ ludzie chcą wiedzieć, co im da zmiana władzy i jak to wpłynie na ich życie. Tym bardziej, że czasy są niestabilne, co nie sprzyja takim zmianom.
Obóz zjednoczonej prawicy przedstawia się jako gwarant stabilności państwa podczas geopolitycznego sztormu. Jeśli opozycja chce wygrać, musi umiejętnie wykorzystywać wszystkie jego wpadki, jak choćby ta z rosyjską rakietą, która spadła pod Bydgoszczą.
AKP Erdogana razem z koalicjantami zdobyła 316 mandatów, co umożliwia jej kontynuowanie rządów. Co kolejna kadencja rządów Erdogana oznacza dla Turcji?
Kolejne zwycięstwo po dwóch dekadach rządów oznacza stabilność poparcia i jeszcze większe umocnienie obozu prezydenta. Bardzo trudno będzie tę władzę zmienić, a Erdogan sam dobrowolnie zapewne nigdy się nie wycofa.
W dobrze funkcjonujących demokracjach zdarza się, że lider partii rezygnuje z kandydowania na następną kadencję, jak Angela Merkel po 16 latach sprawowania urzędu kanclerza Niemiec, albo Jacinda Ardern, do niedawna premier Nowej Zelandii. To nie są wzorce dla obecnego prezydenta Turcji.
Co opozycji może dać prezydentura Kilicdaroglu?
Gdyby Kilicdaroglu został prezydentem, będzie próbował naprawiać państwo na bardzo wielu płaszczyznach. Zmienią się również akcenty polityczne – odwrót od religijnego konserwatyzmu na rzecz liberalnej, świeckiej, nowoczesnej Turcji Ataturka. Wyzwaniem dla nowego prezydenta będzie głęboka polaryzacja społeczeństwa oraz ograniczone możliwości w parlamencie, w którym przecież Erdogan znów zdobył większość.
No właśnie. Jeśli prezydentem po 28 V zostanie Kilicdaroglu, jak trudne będzie to zadanie i czy w Pani ocenie w ogóle możliwe będzie naprawienie państwa, w sytuacji, gdy większość w parlamencie ma Erdogan?
Opozycja w takiej sytuacji ma bardzo mało możliwości, bo bez większości parlamentarnej ma związane ręce. Partia Erdogana może wszystko blokować. W takiej sytuacji nie będzie też sensu wracania z systemu prezydenckiego do systemu parlamentarnego, co było postulatem opozycji. To akurat mogłoby przejść przez parlament, ale byłoby wbrew interesom nowego prezydenta.
Jeśli weźmie się pod uwagę reakcję zwolenników Donalda Trumpa po jego przegranej w wyborach prezydenckich, jak również wydarzenia, które miały miejsce w Brazylii, jak Pani sądzi, czy jeśli Erdogan przegra II turę z Kilicdaroglu, wówczas do podobnych wydarzeń może dojść w Turcji?
Nie sądzę, ponieważ mimo wszystko wygrana Erdogana jest bardziej prawdopodobna. Jednak gdyby zatryumfował Kilicdaroglu, fakt, że wybory obserwują międzynarodowe organizacje i nie tylko, utrudniłoby kwestionowanie wyniku.
W przypadku Stanów Zjednoczonych Donald Trump wprost mówił o sfałszowaniu głosów oddanych korespondencyjnie. Oczywiście istnieje diaspora turecka, ale ona głosuje w ambasadach, co również wyklucza potencjalne argumenty o fałszerstwie. W mojej ocenie, jeśli ktokolwiek mógłby kwestionować rzetelność procesu wyborczego, to opozycja, która nie ma takich możliwości manipulacji jak Erdogan.
Bardzo dziękuję za rozmowę.