Kardynał Nycz i jego mistrz kierownicy. Za taki manewr grozi srogi mandat!
Kto z nas nie marzy czasem o poszaleniu za kierownicą!? Swoje sny spełnił ostatnio kierowca kardynała Kazimierza Nycza.
Kazmierz Nycz i jego mistrz kierownicy
Ksiądz kardynał Kazimierz Nycz w czwartek wieczorem był gościem telewizji Polsat. Po wywiadzie wyszedł z budynku TV i wsiadł do służbowej limuzyny. Towarzyszył mu rzecznik prasowy archidiecezji warszawskiej, ksiądz Przemysław Śliwiński.
W powyższym nie ma niczego szokującego. Tyle że potem było już… strasznie. Kierowca duchownego popełnił wykroczenie. Kiedy skręcał z Alei Jerozolimskich w ul. Nowy Świat zignorował zieloną strzałkę na sygnalizatorze, nie zatrzymał się i wjechał na przejście dla pieszych. Wszystko zauważył dziennikarz „Faktu”.
W czasie, gdy limuzyna wjechała na pasy, zapaliło się zielone światło dla pieszych. Ci weszli na przejście. By w nich nie wjechać, kierowca zatrzymał się na środku przejścia. Po chwili ruszył i pojechał w kierunku kurii przy ul. Miodowej.
„Fakt” zapytał o sprawę byłego policjanta, inspektora Marka Konkolewskiego.
– Ignorowanie zielonej strzałki to niestety bardzo częste zachowanie na naszych drogach. Znakomita większość kierowców zachowuje się właśnie tak jak ten kierowca z nagrania – powiedział.
Rzecznik komentuje sytuację
Za powyższe wykroczenie grozi nawet 15 punktów karnych oraz mandat w wysokości 1500 złotych.
– Nie wjechał z dużą prędkością na skrzyżowanie. Można powiedzieć, że powoli się wtoczył i był w stanie szybko zareagować, gdy na przejściu pojawili się piesi. Sam jednak doprowadził do tego, że stał się zakładnikiem sytuacji. Gdyby zatrzymał się przed sygnalizatorem, miałby czas na baczną obserwację i analizę tego, co dzieje się na skrzyżowaniu oraz przy przejściu dla pieszych – tłumaczył dalej Konkolewski.
Dziennik zapytał o sprawę rzecznika prasowego archidiecezji warszawskiej, ks Śliwińskiego.
– Jako rzecznik prasowy towarzyszyłem księdzu kardynałowi w wyjeździe do telewizji Polsat na wywiad telewizyjny. Ani Ksiądz Kardynał, ani ja – obaj siedzieliśmy na tylnych siedzeniach – nie widzieliśmy sytuacji. Jeśli opisane przez Pana wykroczenie się potwierdzi, kierowca księdza kardynała oczywiście przyjmie przewidziane przez prawo drogowe konsekwencje – tłumaczył.
Nie wiemy, jaka odpowiedzialność spotka kierowcę.
Źródło: fakt.pl