Ta zbrodnia wstrząsnęła Polską. Strażnicy z UW zabrali głos, dramatyczne słowa. „Jesteśmy bezradni”.

screen/ TVN24
Brutalna zbrodnia na UW wstrząsnęła całą Polską. Głos zabrali strażnicy z uniwersytetu, którzy podnoszą temat swoich niewystarczających uprawnień. – Jedyne, co mam, to naszywka na kurtce. Strażnikiem jestem tylko z nazwy – mówi gorzko jeden z nich.
7 maja na kampusie Uniwersytetu Warszawskiego jeden ze studentów dokonał brutalnej zbrodni. 22-letni Mieszko R. wyciągnął siekierę i zamordował portierkę. Ciężko ranił też interweniującego strażnika z UW, który trafił do szpitala. Zbrodniarz został zatrzymany, usłyszał zarzuty zabójstwa ze szczególnym okrucieństwem, usiłowania zabójstwa i znieważenia zwłok. Trafił na trzy miesiące do aresztu.
Zbrodnia wstrząsnęła całą Polską, ale pojawił się też temat bezpieczeństwa na publicznych obiektach typu uczelnia oraz możliwościach ochroniarzy. Dwóch strażników z UW udzieliło anonimowego wywiadu portalowi WP, w którym przyznali, że już wcześniej apelowali o zwiększenie ich uprawnień.
– Czujemy smutek i żal, ale przede wszystkim ogromną złość. Od dłuższego czasu alarmujemy, że ustawowo nie mamy narzędzi, by dbać o bezpieczeństwo innych. Rozmawialiśmy nawet, że żeby coś się zmieniło, najwyraźniej musi dojść do tragedii. No to doszło – wskazują strażnicy.
– Wielu z nas odczuwa złość. Jako strażnik nie mam żadnych uprawnień, nie mogę dosłownie nic. Jedyne, co mam, to naszywka na kurtce. Strażnikiem jestem tylko z nazwy – wskazuje rozmówca WP. Jak wskazał, na terenie uniwersytetu pod względem uprawnień nie różni się od zwykłego człowieka z ulicy.
– Jesteśmy po prostu bezradni. Jak mam dbać o bezpieczeństwo na uczelni, jeśli sam się muszę rozglądać, czy ktoś mnie nie zaatakuje? – mówią strażnicy. Chcieliby dostać przynajmniej takie narzędzia, jak gaz i pałkę oraz kajdanki.
Obaj mężczyźni mieli szczęście – feralnego dnia nie było ich w pracy. Opowiedzieli jednak, jak – z ich wiedzy – wyglądało zatrzymanie Mieszka R.
– Tomek [strażnik, który obezwładnił mordercę – red.] usłyszał jakieś krzyki. Wyskoczył zza żywopłotu i zobaczył człowieka schylonego nad leżącą kobietą. Zapytał, w czym może pomóc. Miał usłyszeć od napastnika: „Jej już nic nie pomoże” – relacjonuje ochroniarz. – Później ten człowiek ruszył na niego z siekierą. Nasz strażnik zareagował modelowo. Tak chwycił napastnika i go docisnął, że znacząco ograniczył mu możliwość ataku. Mimo to otrzymał przy tym ciosy. Drugi kolega, Darek, który do nich dobiegł, wytrącił sprawcy siekierę. Później go obalili – powiedział rozmówca WP.
Źródło: WP