Nowe fakty ws. szokującej zbrodni na plebanii. Wiadomo, kto zamordował proboszcza. „Przyznał się do zarzutu”

screen/ TVN24
Mieszkańcy Kłobucka są w szoku. W czwartek zamordowany na plebanii został miejscowy proboszcz. Na jaw wychodzą nowe fakty w tej bulwersującej sprawie.
Zamordowany proboszcz
W czwartek 13 lutego o godzinie 17 ks. Grzegorz Dymek, proboszcz parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej w Kłobucku, odprawił mszę świętą. Dwie godziny później znaleziono jego zwłoki. 58-letni kapłan został zamordowany na plebanii.
Około godziny 19 na kłobucką komendę trafiło zgłoszenie, że z plebanii dobiegają odgłosy awantury. Po kilku minutach na miejsce dotarli policjanci. Funkcjonariusze spłoszyli sprawcę, którego udało się schwytać po pościgu.
Po oględzinach służby ustaliły, że przyczyną śmierci 58-letni proboszcza jest uduszenie. Prawdopodobnie napastnik zaatakował go krótko po tym, gdy wjechał samochodem do garażu plebanii. Morderca obezwładnił księdza, związał go i następnie zamordował. Portal klobucka.pl sugerował, że motywem zbrodni był rabunek. Proboszcz poinformował podczas mszy, że podczas kolędy udało się zebrać około 80 tysięcy złotych. Wiadomo też, że na plebanii przebywała matka księdza – niewykluczone, że gdyby policja nie spłoszyła napastnika, ofiar nie byłoby więcej.
Zatrzymany na miejscu zbrodni 52-letni Tomasz J. przyznał się do winy.
– 52-letni mieszkaniec Kłobucka usłyszał zarzut usiłowania rozboju i zabójstwa księdza – przekazał prokurator Piotr Wróblewski z Prokuratury Okręgowej w Częstochowie. Podejrzanego przesłuchano w piątek.
– Przyznał się do zarzutu, ale odmówił składania wyjaśnień – podkreślił prok. Wróblewski. Prokuratura wystąpiła do sądu z wnioskiem o zastosowanie trzymiesięcznego aresztu. Grozi mu dożywocie.
Okazuje się, że zatrzymany 52-latek to były policjant. Wydalono go dyscyplinarnie ze służby w 2001 roku. Nieznany jest powód wydalenia.
„Święty człowiek”
Zamordowany proboszcz, ks. Grzegorz Dymek, był proboszczem parafii pw. Najświętszej Maryi Panny Fatimskiej od 1998 roku. Parafianie są zdruzgotani.
– To był święty człowiek. Trzeba nie mieć sumienia, żeby coś takiego zrobić naszemu kochanemu księdzu – mówi w rozmowie z „Faktem” jeden z parafian. Gdy tylko wieść o tragedii rozeszła się po parafii, wierni przybyli pod plebanię.
– Ludzie płakali, klęczeli, modlili się. Nikt nie mógł uwierzyć w to, co się stało – relacjonuje pan Zygmunt, jeden z parafian. – On był kimś. Potrafił wysłuchać, zrozumieć. Żył jak święty i umarł jak święty. Dla mnie był jak wujek, tata, przyjaciel, ktoś najbliższy – słychać głosy załamanych wiernych.