Opowiedział, co działo się na planie „Jednego z dziesięciu”. „Momentalnie pani reżyser poprosiła o dystans”
Jeden z uczestników „Jednego z dziesięciu” opowiedział o kulisach kręcenia teleturnieju. Najważniejsze – co ze zdrowiem Tadeusza Sznuka?
„Jeden z dziesięciu” jest chyba najdłużej emitowanym teleturniejem, jaki można dziś oglądać w telewizji. Pierwszy odcinek programu wyemitowano w 1994 r., więc jak łatwo policzyć, za moment „stuknie” 30 lat odkąd Tadeusz Sznuk wita się z widzami w okolicach 19:00. Skąd taka popularność teleturnieju?
Wydaje się, że klucz tkwi w jego dynamice. Tu nie ma czasu na dumanie, zastanawianie się, brylowanie prowadzącego i tego typu zapychacze czasu antenowego. Żeby w „Jednym z dziesięciu” dojść do finału, trzeba nie tylko posiadać wiedzę z różnych dziedzin, ale być też odpornym na stres i upływający czas.
Ale program cieszy się również sympatią widzów ze względów na Tadeusza Sznuka. Doświadczony i wielokrotnie nagradzany dziennikarz od lat znakomicie odnajduje się w formule programu. Klasa, charyzma i wyważony dowcip wyróżniają Sznuka na tle innych dzisiejszych produkcji i mody, jaka panuje w mediach.
Bo choć program jest dynamiczny, to dzięki legendzie Polskiego Radia nie można powiedzieć, że jest chaotyczny.
Przed wakacjami w mediach pojawiła się niepokojąca informacja. Jeden z użytkowników Facebooka, a przy okazji uczestnik teleturnieju, wrzucił post, w którym napisał o wiadomości telefonicznej od produkcji. Okazało się, że „piątkowe zdjęcia w studiu” się nie odbędą. Powód? Problemy zdrowotne Tadeusza Sznuka, który miał potrzebować pomocy medycznej na planie.
W jesiennej ramówce znowu pojawiły się nowe odcinki „Jednego z dziesięciu”. Teraz o kulisach teleturnieju opowiedział jeden z uczestników, Wiktor Strzelczyk. Mężczyzna zdradził, że Tadeusz Sznuk utrzymuje dystans fizyczny od graczy. Okazało się, że podczas pandemii jeden z zawodników zaraził go koronawirusem.
– Tadeusz Sznuk od czasu pandemii trzyma dystans fizyczny do graczy. Niestety nie można już z nim gawędzić w przerwie między etapami (przed finałem jest 10 minut przerwy). Tak samo było po finale. Gdy podszedłem się pożegnać, momentalnie pani reżyser poprosiła o dystans. Ponoć w czasie odcinków pandemicznych jakiś zawodnik go niby zaraził Covidem – napisał.
– Tak czy inaczej, pan Tadeusz w studiu bardzo rozluźnia atmosferę i pomaga zawodnikom walczyć ze stresem. Przed finałem z kolei podpowiadał, żeby nie wciskać przycisku, gdy się nie zna odpowiedzi na 100 proc. – dodał Strzelczyk.
Źródło: Fakt.pl