Wytrzymał w seminarium cztery miesiące. TO dzieje się za murami szkół dla księży. „Zostałem zdegradowany do zera”
Były kleryk udzielił wywiadu Radiu ZET. Mężczyzna opowiedział o kulisach życia w seminarium i upokorzeniach, których tam doznał.
Nie ma chętnych na księży
Kościół katolicki w Polsce ma spory problem, a jest on związany z kryzysem powołań. Kandydatów na duchownych po prostu brakuje, co przyznał nawet kilka miesięcy temu prymas Polski abp Wojciech Polak. – Obecnie w naszym polskim, ale i diecezjalnym kontekście coraz bardziej odczuwalny staje się brak kandydatów do kapłaństwa i życia zakonnego – napisał w liście z okazji Światowego Dnia Modlitw o Powołania.
Niewielka liczba powołań kapłańskich stała się też powodem ważnych zmian. W minionym roku akademickim 2023/2024 klerycy Prymasowskiego Wyższego Seminarium Duchownego w Gnieźnie odbywali formację seminaryjną w Poznaniu wspólnie z alumnami z archidiecezji poznańskiej, diecezji bydgoskiej i kaliskiej. Dlaczego? W Prymasowskim Wyższym Seminarium Duchownym w Gnieźnie formuje się zaledwie…16 kleryków.
– Powodem tej niełatwej decyzji, stosownie konsultowanej i rozeznanej, jest niewielka liczba kandydatów do kapłaństwa oraz konieczność zapewnienia jak najlepszej formacji naszym klerykom, także pod względem wspólnotowym, w duchu zasad określonych przez obowiązujące wskazania Kościoła – tłumaczył prymas.
Na pewno liczba chętnych na zostanie księdzem nie zwiększy się po wywiadzie, który ukazał się na stronie Radia ZET. Dziennikarka Aleksandra Pucułek porozmawiała z Piotrem, byłym klerykiem. Mężczyzna wytrzymał w seminarium zaledwie cztery miesiące, a teraz zdradził kulisy swojego życia w tym tajemniczym miejscu.
Tak wygląda życie w seminarium
– Od początku wzbudziłem spore zainteresowanie, bo przyszedł muzyk, w dodatku już po licencjacie, pracujący, a to rzadkość. Pozostali byli świeżo po maturze albo rok po maturze. Myśleli, że będę ich rozstawiał po kątach, bo byłem starszy, a to ja zostałem zdegradowany do zera. Zwłaszcza jeden z seminarzystów zaszedł mi za skórę. Co powiedziałem, powtarzał to dalej. Przeglądał mojego facebooka i oceniał mnie po tym, co tam zamieszczam. Krytykował na każdym kroku. Bolało mnie to obgadywanie, niedojrzałość, to, że moje nazwisko wciąż krąży po seminarium: Piotrek to, Piotrek tamto. – zaczął swoją opowieść były kleryk.
– Traktowali nas tak, jak ich traktuje biskup. Czyli nie liczyli się z naszym zdaniem, pomiatali nami. Zaczynało się od codziennych sytuacji. Nie każdy sprzątał, prasował, gotował w domu. Pewnie dla niektórych to są oczywistości, ale dla 19-latków, którzy mieszkali całe życie z rodzicami, nie. Tam masz przyjść i zrobić. Albo nikogo nie interesowało to, że jesteś spocony, mokry, bo musiałeś iść o piątej rano odśnieżać ścieżki wykładowcom, albo ludziom, którzy idą do kościoła. Za 15 minut masz być w kaplicy i koniec. Ja nie mogłem nawet grać na organach, musiałem prosić się za każdym razem. Wychowywali nas do posłuszeństwa. Niejednokrotnie usłyszeliśmy też, że będzie nam ciężko w życiu, że będziemy musieli prosić o chleb, że będziemy poniżani – opowiedział o władzach seminarium Piotr.
– Poza tym w seminarium nie uczą nas obycia z ludźmi, to jak mamy uczyć się posługi, współpracy? Jesteśmy zamknięci na cztery, pięć miesięcy, potem spuszczają nas ze smyczy na dwa tygodnie i człowiek dostaje wariacji. Nie wie, co ze sobą zrobić. Są tacy, którzy idą w mocne imprezy, a potem wracają do seminarium i myślą, że wszystko się odmieni, wróci do normy – zdradził mężczyzna.
Źródło: Radio ZET