Pilnowali Kaczyńskiego, a złodzieje rabowali lombard. Wielka kłótnia o ochronę prezesa
Jarosław Kaczyński podczas spotkań jest chroniony przez dziesiątki policjantów. Na tym tle doszło do potężnej kłótni w sejmiku lubuskim.
Każde wyborcze spotkanie prezesa PiS jest zabezpieczane kordonami policji. Jarosław Kaczyński uważa, że jest to w sumie konieczne, bo każdy jego wyjazd w teren wiąże się z protestami lokalnych mieszkańców. Policyjna ochrona była przedmiotem burzliwej dyskusji na sesji sejmiku województwa lubuskiego, którą opisuje „Gazeta Wyborcza”.
Okradziono lombard
Na początku grudnia Jarosław Kaczyński odwiedził Zieloną Górę oraz Nową Sól i oczywiście wszystko odbywało się w asyście policji. W Zielonej Górze za kolędników przebrali się radni Platformy Obywatelskiej.
Byliśmy zatrzymywani i spisywani przez policję. Pierwsze zarzuty brzmiały: naruszanie ładu i porządku, skończyło się na tzw. czynnościach sprawdzających – opowiada radny Sławomir Kotylak.
Jak dodaje, opozycja chciałby się dowiedzieć, ile kosztuje policyjna ochrona Kaczyńskiego.
W Zielonej Górze było około 400 policjantów, a jedno spotkanie prezesa PiS kosztuje policję około 250–350 tys. zł. – W tym czasie, gdy prezes przemawiał w planetarium, obrabowano miejscowy lombard – mówią radni PO.
PiS rozsierdzony
Radni Platformy Obywatelskiej przygotowali apel do Mariusza Kamińskiego, szefa resortu spraw wewnętrznych, z żądaniem wyjaśnień.
W ocenie wielu mieszkańców tak liczne nagromadzenie funkcjonariuszy policji nie służyło celowi(…)a miało za zadanie przede wszystkim oddziaływanie represyjne wobec zgromadzonych mieszkańców chcących w sposób całkowicie pokojowy wyrazić swoje poglądy – cytuje fragment „Wyborcza”. Radni napisali także, że użyto „niewspółmiernie dużych sił policji” do znikomej skali zagrożenia.
To rozsierdziło radnego PiS Marka Surmacza, który nie przebierał w słowach. – To są pretensje złodzieja, chłystka i chuligana. Pretensje do policji, że nie pozwala kraść, napadać albo znieważać skutecznie funkcjonariusza publicznego – grzmiał.
Głos zabrał senator Wadim Tyszkiewicz, który był w tłumie przed spotkaniem Jarosława Kaczyńskiego w Nowej Soli. – Poszedłem, bo przeczytałem, że to spotkanie z mieszkańcami mojego miasta. Nie wpuścili, ale na sali widziałem, że mieszkańców było co najwyżej kilkunastu – mówił.
PiS-wscy radni zaczęli się powoływać na filmiki z TVP Info, które miały pokazywać „chuligaństwo i niecenzuralne słowa”. Wadim Tyszkiewicz powiedział, że „nagrywali je potajemnie funkcjonariusze TVP”.
Tak działa telewizja za 2,7 mld zł. Pewnie, że tam padały brzydkie słowa, jak to w tłumie. Po to były nagrywane, żeby ich użyć przeciwko opozycji. Tam nikt kamieniami nie rzucał i nie miał zamiaru rzucać – powiedział. – Żenujące – przerwał mu radny Surmacz. – Były ormowiec przeciwko mnie. Takie czasy – ripostował senator, pijąc do przeszłości radnego PiS, który w czasach PRL-u przez kilka lat służył w Milicji obywatelskiej.
Źródło: Gazeta Wyborcza