Wojenka w PiS już się zaczęła, wszystko przez eurowybory. „Na wielki sukces nie ma co liczyć”
Wszystkie partie przygotowują się do wyborów do Parlamentu Europejskiego i samorządowych. Wojna o dobre miejsce na listach trwa już w PiS. Ugrupowanie może stracić na tym polu parę mandatów.
PiS i walka o mandaty
W PiS wiedzą już, że i na poziomie sejmików wojewódzkich, i Parlamentu Europejskiego partia straci trochę mandatów. W przypadku tego ostatniego w grę wchodzi ponoć 20 mandatów. O te 20 stołków w Brukseli powalczy zdecydowanie większa liczba znanych polityków.
Ponownie kandydować do PE ma Patryk Jaki z Suwerennej Polski, Elżbieta Rafalska, Anna Zalewska, Joanna Kopcińska czy Beata Mazurek. Zapewne na listach zobaczymy też Jadwigę Wiśniewską, Beatę Kempę i Annę Fotygę. Podobnie jak Jacka Saryusz-Wolskiego, Zdzisława Krasnodębskiego, Ryszarda Legutkę czy Adama Bielana.
Ponoć zrezygnować z walki może Tomasz Poręba, a i z ostatniej polskiej aktywności Beaty Szydło można wywnioskować, że i ona chce wrócić do krajowej polityki.
Do Brukseli mogą chcieć się udać na polityczną emeryturę Ryszard Terlecki oraz Marek Kuchciński. to dla nich zrozumiałe. Są już w takim wieku, że mogą za 4 lata nie kandydować do Sejmu ani Senatu. PE pozwoliłby im zarobić spore pieniądze na wspomnianą polityczną emeryturę (o tym za chwilę) i zakończyć kariery.
Młodzi też chcą do PE
Jak podają media, i młodsi politycy PiS chcą wyjechać do Brukseli. Mowa np. o Szymonie Szynkowskim vel Sęku (b. ministrze ds. Unii Europejskiej), Waldemarze Budzie (b. ministrze rozwoju, znanym głównie z wprowadzenia windującego ceny mieszkań programu Kredyt 2 proc.), Grzegorzu Pudzie (b. ministrze funduszy) czy Pawle Jabłońskim (b. wiceszefie MSZ). Mówi się nawet o Pawle Szrocie (byłym szefie gabinetu prezydenta). Na liście pojawiają się też Przemysław Czarnek i Arkadiusz Mularczyk, a także Zbigniew Rau i Marcin Przydacz.
Politycy ci wiedzą, że przez 4 lata (albo i więcej) ich partia będzie w kraju opozycją. Nie będą mieli wpływu na rządzenie. A i zarobki w Sejmie RP nie powalają. W przeciwieństwie do tych w PE.
Poseł do europarlamentu otrzymuje aż 9,9 tys. euro wypłaty (przed opodatkowaniem). Czyli ok. 44 tys. zł. Polski poseł otrzymuje dla porównania 12 tys. zł brutto.
Do tego dochodzi specjalny wiek emerytalny. Gdy europosłowie kończą 63 lata, dostają świadczenie emerytalne na poziomie 3,5 proc. z wynagrodzenia za każdy pełny rok wykonywania mandatu (ale nie więcej niż 70 proc. wynagrodzenia). W praktyce to 1540 zł emerytury za każdy rok pracy. Po jednej kadencji jest to trochę ponad 6,6 tys. zł.
Do tego dochodzą zwroty za dojeżdżanie do Brukseli i Strasburga (w kwocie do 4 tys. euro rocznie), ponad 300 euro diety i ponad 4 tys. euro na prowadzenie biura.
Źródło: wp.pl