Wiadomo, CO było w trującej galarecie z Nowej Dęby. Druzgocące wyniki! „Mógł być dodany omyłkowo”

Radio Lublin poinformowało w środę o wynikach badań zatrutej galarety sprzedanej na targu w Nowej Dębie. I są one szokujące.

Wędliniarze się tłumaczą

W połowie lutego cała Polska usłyszała o zatrutej galarecie z Nowej Dęby. Przypomnijmy: na lokalnym targowisku jak zwykle, pojawiło się małżeństwo, które prosto z samochodu oferowało swoje domowe wyroby. Problem w tym, że sprzedawane mięso nie miało żadnych badań, a co za tym idzie na jego sprzedaż nie było pozwolenia. Niestety, nie brakowało też chętnych na ich ofertę.

Efekty ich mięsnego biznesu są opłakane: zmarł mężczyzna, który zjadł zatrutą galaretę. Jego żona (na szczęście nie zdążyła zjeść wyrobu wędliniarzy) zadzwoniła po karetkę, ale reanimacja w drodze do szpitala zakończyła się niepowodzeniem. Wiadomo, że łącznie sprzedano pięć galaretek. Dwie kolejne osoby po otrzymaniu alertu SMS zgłosiły się na policję, a dwie emerytki, które również kupiły nieprzebadane wyroby w poważnym stanie trafiły do szpitala.

– Gospodarstwo jest małe, nie ma przychodów i chcieliśmy trochę dorobić. Żona pracuje sezonowo. Ja trochę się pochorowałem i nie mogę pracować w zawodzie – powiedział mężczyzna przed kamerami „Uwagi” TVN. – Nieszczęście się stało i tyle – dodawał.

Są wyniki badań galarety

Z relacji małżeństwa wynika, że w gospodarstwie było kilka świń. Hodowla nie była nigdzie zgłoszona. – Nie mieliśmy [zgłoszenia – red.], bo mieliśmy to już zaprzestać. Zaprzestawaliśmy, ale wyszło, jak wyszło. Chcieliśmy trochę dorobić – powiedział mężczyzna. – Galaretę produkowałam we własnej kuchni. W domu – wyjaśniła jego żona. – Było jak w domu, chyba czysto – dodała w reportażu „Uwagi”.

W środę Radio Lublin poinformowało o wynikach badań zatrutej galarety. Jak podał Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach, próbki wykazały „zawartość azotynu sodu na bardzo wysokim, toksycznym dla człowieka poziomie”.

— Stężenie azotynu sodu wahało się od 16 do 19 tysięcy miligramów na kilogram produktu. Z kolei badanie nieznanej substancji dostarczonej przez prokuraturę w postaci białego proszku wykazało, że jest to czysty chemicznie azotyn, który prawdopodobnie mógł być dodany omyłkowo do galarety — powiedział prof. Stanisław Winiarczyk, dyrektor PIW z Lubelszczyzny.

Winiarczyk podkreślił, że „dopuszczalna ilość dodatku azotynu sodu w procesie peklowania surowca mięsnego waha się od 100 do 150 miligramów na kilogram surowca”. Oznacza to, że w badanym przypadku norma została przekroczona ponad 100 razy.

Źródło: Radio Lubin

1 Odpowiedzi na Wiadomo, CO było w trującej galarecie z Nowej Dęby. Druzgocące wyniki! „Mógł być dodany omyłkowo”

  1. Piotr pisze:

    W Warszawie na stadionie Olimpii sprzedawane są paczkowane wędliny, aż białe niektóre, kupują tylko Ukraińcy , widać że to jest nieświeże, mięso z samochodów,czy ktoś to bada? Czy trzeba następnego nieszczęścia? Nasi emeryci też tam kupują,bo taniej , w lato jajka stoją na słońcu po 10 godzin, ludzie opamiętajcie się, kupić mniej w sklepie i mieć pewność, a ile much w lato, ochyda, jestem emerytem ale taki odważny to już nie, ostrzegam też przed kiełbasą z rożna, niby temperatura zabija bakterie, ale emeryt nie kupi bo drogo kupują średniaki albo młodzi, uważajcie proszę

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *