Ujawniono sensacyjne kulisy. TAK Kaczyński i spółka potraktowali po wyborach Beatę Szydło? „Puściły jej nerwy”
Beata Szydło ma być twarzą kampanii PiS do Europarlamentu. Jej pozycja w partii jest bardzo silna. Ale nie zawsze tak było. Po wygranych w 2015 roku wyborach, Jarosław Kaczyński nie chciał powierzyć jej funkcji szefowej rządu.
Lokomotywa wyborcza
Beata Szydło stała się jedną z najmocniejszych osób w PiS. To właśnie ona ma być lokomotywą wyborczą partii z Nowogrodzkiej w wyborach do Parlamentu Europejskiego. Jej popularność wśród elektoratu PiS ma zmobilizować wyborców partii, by 9 czerwca poszli na wybory i wywalczyli dla ekipy Kaczyńskiego jak największą liczbę mandatów.
Ale Szydło nie zawsze miała tak mocną pozycję. Jak pamiętamy, przełomowym momentem dla jej kariery była kampania wyborcza Andrzeja Dudy i jego zwycięstwo. Pozycja Szydło wzrosła, jej popularność sprawiła, że ogłoszono ją kandydatką na szefową rządu. Ale gdy PiS wygrało wybory w 2015 roku, Jarosław Kaczyński i wierchuszka Zjednoczonej Prawicy wcale nie chciała powierzać jej tej roli. Kulisy wydarzeń opisuje dziennikarz Onetu Kamil Dziubka w książce „Kulisy PiS”.
Kaczyński nie chciał premier Szydło?
– Prezes nie był usatysfakcjonowany, że Beata została premierem. Miał poczucie, że został do tego niejako przymuszony, choć to nie było do końca uczciwe, bo przecież Beata ciągnęła całą kampanię w 2015 roku. Ale on czuł niedosyt, że jakiś jego ideał się nie skrystalizował. Kaczyński ją upokarzał – wyznała w rozmowie z dziennikarzem osoba z władz PiS. Jeden z posłów partii wskazuje, że pomysł z premierką Szydło powstał, by nie wzmacniać frakcji Andrzeja Dudy.
– Wygrana Andrzeja ustawiła ją w zupełnie innym miejscu w partyjnej hierarchii. Przynajmniej tak się wydawało. Ale po kampanii poszła plotka, że Beata może pójść pracować do Pałacu Prezydenckiego. Do dziś uważam, że propozycja bycia kandydatką na premiera padła, bo Jarosław bał się wzmocnienia Dudy i stworzenia pod jego bokiem silnego ośrodka władzy – zastanawia się polityk. Kampania w 2015 roku szła dobrze, ale w pewnym momencie starszyzna PiS zaczęła się domagać od Kaczyńskiego, by wysunął się na pierwszy plan. Chodziło o to, by Szydło nie zebrała całego splendoru za zwycięstwo. Kaczyński zaczął mocniej angażować się w kampanię, co zresztą – zdaniem informatorów Kamila Dziubki – wcale się nie przysłużyło. Prezes, jak to prezes, mówił swoje bez konsultacji ze sztabowcami.
– Macierewicz i inni polecieli do prezesa i mówią: „Jarek, teraz ty musisz wejść, pokazać się”. Jarosław był zdezorientowany, ale po wcześniejszym zwycięstwie Andrzeja w pierwszym odruchu mówił Beacie, że będzie kandydatką na premiera. Gdyby to nie zostało publicznie ogłoszone, dwa–trzy tygodnie później by się rozmyślił – ujawnia poseł PiS. – Jeszcze w trakcie wieczoru wyborczego ludzie tak zwanego zakonu PC zaczęli sączyć Jarosławowi do głowy, że Beata nie nadaje się na premiera i że to on powinien stanąć na czele rządu – dodaje.
Duda przekonał
Kaczyński długo się wahał, poszła nawet plotka, że premierem ma zostać Piotr Gliński. Beata Szydło postanowiła skonfrontować się z prezesem.
– Pojechała na Nowogrodzką. Weszła do gabinetu prezesa. Okazało się, że siedziało tam już kilka najważniejszych w partii osób. Zapytała, czy jest jakieś spotkanie, bo nikt jej o żadnej naradzie nie uprzedzał. Powiedzieli jej, że nie, i się rozeszli. Szydło się wystraszyła. Pojechała do Dudy – relacjonuje osoba ze sztabu wyborczego. I to właśnie Duda miał przekonać Kaczyńskiego, by postawił na Beatę Szydło. Przypomniał prezesowi, że zapowiedź jej premierostwa padła publicznie i PiS nie powinno zacząć władzy od kłamstwa.
– I choć Kaczyński naprawdę był już wtedy przekonany, że Szydło nie uciągnie tego wózka, odpuścił. Beata w trakcie rozmowy z prezesem podobno się popłakała. Puściły jej nerwy – dodaje informator ze sztabu.
Źródło: Onet