Tajemnicze okoliczności śmierci Grzegorza Borysa, eksperci wyrażają wątpliwości. „Ktoś mu pomógł”
Poszukiwany od kilkunastu dni przez policję Grzegorz Borys nie żyje. Śledczy poinformowali, że przyczyną jego śmierci było utonięcie. Eksperci mają jednak wątpliwości do przekazu prokuratury. – Nie bardzo chce mi się w to wierzyć – mówi były negocjator policyjny, Dariusz Loranty.
Grzegorz Borys popełnił samobójstwo
Wszystko zaczęło się 20 października, gdy w Gdyni znaleziono zwłoki 6-letniego dziecka. Podejrzenia o zabójstwo padły na ojca zamordowanego chłopca – 44-letniego zabójcy. Grzegorz Borys był poszukiwany przez kilka tygodni, kilka dni temu w zbiorniku wodnym Lepusz znaleziono jego ciało.
Śledczy przekazali, że bezpośrednią przyczyną śmierci Borysa było utonięcie. Dodatkowo „na skroniach ujawnione zostały dwie rany od postrzału z broni pneumatycznej, prawdopodobnie na sprężony gaz, nie mające związku ze śmiercią”. Z informacji przekazanych przez prokuraturę wynik też, że na przedramionach, udach i szyi Borys miał „płytkie i powierzchowne rany cięte”. Śledczy ocenili, że to rany „charakterystyczne dla osób podejmujących próby samobójcze”.
Eksperci mają wątpliwości
Są jednak eksperci, którzy mają wątpliwości do oficjalnego przekazu z prokuratury.
– Nie bardzo chce mi się w to wierzyć. Owszem, zdarzają się takie cuda, że desperat mógł się zastrzelić przy wodzie, bo zastanawiał się nad wyborem śmierci. Być może zabił się w tym miejscu, bo tutaj dopadł go największy kryzys. Ale nie wierzę w ten plan – ocenia w rozmowie z „Faktem” były negocjator policyjny, Dariusz Loranty. Eksperta zastanawiają szczególnie wspomniane rany cięte znalezione na ciele Borysa.
– Cięcia przedramion robią zazwyczaj albo młode osoby, albo kobiety z nadzieją, że a nuż ktoś nas odratuje. Mężczyźni nacinają się zazwyczaj na przegubach dłoni – analizuje Loranty. Jak przyznał, nie słyszał też o samobójcy, który przeciąłby sobie uda.
– Okaleczanie się i łażenie po bagnie, to gwarancja zakażenia i umierania w mękach, natomiast oddanie strzału z broni to zazwyczaj szybka śmierć – wskazuje ekspert.
Wątpliwości ma też socjolog i kryminolog dr Paweł Moczydłowski.
– Cała otoczka jest przerażająca, niejasna. Ciało Grzegorza Borysa zgniło. Facet dla mnie nie miał osobowości samobójcy, tylko psychopatyczną – ocenia w rozmowie z portalem naTemat.pl. – Strzela sobie w łeb i co, nie udaje mu się? Kule się go nie imają? Tnie się więc po całym ciele i też mu nie wychodzi? No to postanawia: to się utopię. To się kupy nie trzyma. Według mnie, ktoś mu pomógł – kwituje ekspert.