Tajemnicza, czarna walizka. TAK wygląda procedura odpalenia ładunku atomowego przez Putina
Cały świat boi się tego, że Władimir Putin może w akcie desperacji zdetonować ładunki atomowe i w ten sposób chcieć wygrać wojnę na Ukrainie. Czy jest się jednak czego bać?
Rosja i bomba atomowa
Wokół procedury atomowej Rosji narosło wiele mitów. Zwłaszcza wokół tajemniczej nuklearnej walizki. Popkultura zadbała o to, byśmy bali się jeszcze mocniej. Zgodnie z filmową prawdą, wystarczy, by Putin otworzył wspomnianą walizkę, nacisnął guzik (koniecznie czerwony!) i w ten sposób rozpętał na Ziemi piekło.
Tyle że powyższe to prawda wyjęta z filmów o Jamesie Bondzie. Prawdziwa procedura zrobienia z naszej planety grzanki jest inna i dużo bardziej skomplikowana. Została zapisana w dokumencie z 2020 r. zatytułowanym „Podstawowe zasady polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w zakresie odstraszania jądrowego”.
Faktem jest zaś, że decyzję o użyciu broni jądrowej podejmuje prezydent Rosji.
I, co także jest prawdą, istotną rolę odgrywa tu teczka zwana Czegetem (nazwa na cześć góry w rosyjskim Kaukazie). Co w niej jest? Nie wiadomo. Raczej jednak nie guzik-detonator.
Wiadomo jednak, że walizka ma połączenie z siecią dowodzenia i kontroli strategicznych sił jądrowych Rosji.
Sztab Generalny Rosji posiada zaś kody startowe do rakiet. Ma też do dyspozycji dwie metody wystrzelenia głowic jądrowych. Pierwsza to wysłanie kodów autoryzacyjnych do poszczególnych dowódców broni, którzy bezpośrednio zajmują się już atakiem atomowym. Druga to tzw. „Martwa Ręka”, która pozwala Sztabowi Generalnemu bezpośrednio – bez pomocy dowódców broni – rozpocząć procedurę wystrzelenia rakiet. To jednak system awaryjny, który obowiązuje, gdyby prezydent został np. zabity.
Jak jednak widać, decyzję o ataku jądrowym nie podejmuje jedna osoba.
Bomba atomowa. Kiedy można zdetonować atomówkę?
Broń jądrową można użyć też tylko w przypadkach, jakie określono w dokumencie z 2020 r. Ten zakłada cztery scenariusze:
- użycie broni jądrowej lub broni masowego rażenia przeciwko Rosji lub jej sojusznikom,
- dane wskazujące na wystrzelenie rakiet balistycznych skierowanych na Rosję lub jej sojuszników
- atak na najważniejsze obiekty rządowe lub wojskowe, który osłabiłby siły jądrowe kraju
- użycie broni konwencjonalnej przeciwko Rosji, „gdy zagrożone jest samo istnienie państwa”.
Dodajmy, że Rosja obecnie ma 5977 głowic jądrowych (najwięcej na świecie). 1588 jest gotowych do użycia. Mogą być wystrzelone nawet z okrętu podwodnego.
Czy w praktyce grozi nam wojna atomowa?
Rosja tylko raz była blisko wystrzelenia atomówki. Było to w 1995 r. O grozo, do wojny atomowej doszłoby przez…. przypadek. Norwegia wystrzeliła wtedy pocisk w celu naukowego zbadania zorzy polarnej. Ten został jednak wykryty przez rosyjskie radary. Prezydent Borys Jelcyn otworzył wtedy słynną walizkę. Sprawę szybko jednak wyjaśniono.
Dziś prawdopodobieństwo, że Putin zdecydowałby się na wojnę atomową jest małe. Jest zapewne świadomy, że oznaczałoby to wojnę na niszczenie. Poza tym jego decyzję mogliby zakwestionować wojskowi, więc argument, że prezydent Rosji odpali atomówki z powodu własnego widzimisię odpada.
Broń atomowa od czasów ataków USA na Hiroszimę i Nagasaki pozostaje bronią psychologiczną. Pozostanie taką zapewne jeszcze przez wiele lat.
Źródło: Onet.pl