Polityk PiS brał kasę, choć jego podkomisja była bezczynna. Teraz ucieka przed dziennikarzami
Leszek Dobrzyński z PiS miał spokój, a tu nagle, pod koniec kadencji, zrobiło się o nim głośno. Wyszło na jaw, że podkomisja, której jest przewodniczącym, zebrała się zaledwie trzy razy. Ale pieniążki wpadały regularnie.
Poseł Leszek Dobrzyński z PiS pewnie złorzeczy na swojego pecha. Jeszcze kilka miesięcy i dotrwałby w spokoju do końca kadencji, a tu wszystko popsuło się przez niefortunny wywiad Tadeusza Cymańskiego na antenie RMF FM. Robert Mazurek pytał swojego gościa, co ten zrobił jako członek parlamentarnego zespołu ds. opieki nad osobami niesamodzielnymi.
– W tej sprawie nie jestem aktywnym posłem. Człowiek w różnych miejscach jest, ale ma 24 godziny – przyznał z rozbrajającą szczerością poseł. Ta wypowiedź wzbudziła czujność opinii publicznej i zainteresowanie bezczynnością władzy w sprawie osób niepełnosprawnych. Nagle wyszło na jaw, że podkomisja stała do spraw osób niepełnosprawnych w ciągu trzech lat zebrała się raptem… trzy razy (trzeci już po wybuchu afery). Prace trwały łącznie… dwie i pół godziny.
Dodatkowy niesmak powoduje fakt, że przewodniczący podkomisji Leszek Dobrzyński z PiS przez trzy lata pobierał z kasy Sejmu dodatek za pełnienie swojej funkcji. Zgodnie z ustawą o wykonywaniu mandatu posła i senatora, przewodniczący sejmowych podkomisji dostają co miesiąc dodatek funkcyjny w wysokości 10 proc. uposażenia. Jak wyliczył „Fakt”, Dobrzyński pełni funkcję od 23 stycznia 2020 r. W tym czasie dostał 38 tys. 318 zł brutto dodatku funkcyjnego.
Reporter „Faktu” chciał dowiedzieć się, czy Dobrzyński odda zarobione za bezczynność pieniądze. Polityk jednak unikał odpowiedzi.
– Zapraszam na komisję. Gdyby pan mógł mi nie przeszkadzać, byłbym bardzo wdzięczny – rzucił, oddalając się pospiesznie od dziennikarza.
Posłanki opozycji – Jagna Marczułajtis-Walczak, Iwona Hartwich, Katarzyna Kotula i Magdalena Biajat – złożyły wniosek o odwołanie Dobrzyńskiego za bezczynność i niezwoływanie posiedzeń podkomisji. Próba odwołania przewodniczącego jednak się nie udała.
– Jestem przeciwna robieniu hucpy, jaką zrobiły panie poseł na poprzednim posiedzeniu. Uważam, że nie powinno dochodzić do takich awantur. Panie poseł nie miały żadnego merytorycznego przekazu – broni partyjnego kolegi Joanna Borowiak z PiS. Z tym przekazem nie zgadzają się posłanki opozycji.
– Liczyłam, że przewodniczący honorowo poda się do dymisji albo chociaż przeprosi. Pan przewodniczący pobiera ogromną kwotę pieniędzy za nieróbstwo – ocenia Iwona Hartwich z KO.
Źródło: Fakt
1 Odpowiedzi na Polityk PiS brał kasę, choć jego podkomisja była bezczynna. Teraz ucieka przed dziennikarzami
Pazerność złodziejska pisowskich miernot nie zna granic nawet euromiernoty zarabiający bardzo duże pieniądze kompromitują nas robiąc przekręty jak przedszkolaki, wiedząc że niedouczony ministerek i tak jast za głupi by się połapać , dobrze że w Brukseli się dopatrzyli.