Podpis był, Cymańskiego nie. Polityk gęsto się tłumaczy dziennikarce „Wyborczej”. „Czyli co, oszustwo?”
Podpis jest, a Tadeusz Cymański na sali nieobecny. Co polityk Solidarnej Polski robił podczas posiedzenia sejmowej komisji, której jest członkiem? Polityk wymigiwał się od odpowiedzi.
Tadeusz Cymański nieświadomie sprawił, że opinia publiczna zainteresowała się pracą posłów w komisjach i zespołach parlamentarnych. Podczas rozmowy z Robertem Mazurkiem na antenie RMF FM przyznał z rozbrajającą szczerością, że „nie jest aktywny”, jeśli chodzi o posiedzenia parlamentarnego zespołu ds. opieki nad osobami niesamodzielnymi.
Cymański jest też członkiem sejmowej komisji do spraw Unii Europejskiej. Dziennikarka „Gazety Wyborczej”, Justyna Dorosz-Oracz, postanowiła sprawdzić, czy polityk pojawił się na posiedzeniu komisji, które odbyło się 25 stycznia. Na wystawionej pod salą obrad listą obecności widniały podpisy i Cymańskiego, i Sławomira Zawiślaka z PiS. Problem w tym, że żadnego z nich na posiedzeniu nie było. A regulamin sejmowy wskazuje, że „posła obowiązuje obecność i czynny udział w posiedzeniach Sejmu oraz organów Sejmu, do których został wybrany”. Trzeba też pamiętać, że jest to normalna praca – za działania w komisjach i zespołach dostaje się wynagrodzenie.
– Czyli co? Oszustwo? – pyta dziennikarka. I postanowiła zapytać Cymańskiego wprost, co robił tamtego dnia.
– Przygotowywałem się do wystąpień sejmowych – odparł polityk Solidarnej Polski, na co reporterka przypomniała mu, że jego obowiązkiem jest udział w posiedzeniach komisji.
– Obowiązkiem jest pełnić… – zaczął tłumaczyć się Cymański, a Justyna Dobrosz-Oracz wskazała, że za pracę w komisjach posłowie dostają wynagrodzenia.
– Nie, proszę pani, nie za podpisy dostajemy, tylko za pracę – argumentował polityk.
– Był pan nieobecny. A podpisał listę, czyli dostanie pan pieniądze – odparła dziennikarka. Cymański zaczął tłumaczyć, że lepiej pracować, niż „siedzieć martwo” na komisjach, a dziennikarka, czepiając się podpisu, jest „formalistką”.
– Pani nie rozumie, że poseł ma bardzo wiele różnych obowiązków. Pani jak prokurator, będzie mnie teraz… – mówił, po czym spojrzał na logo na mikrofonie. – A to jest TVN24? A, „Wyborcza”, jeszcze lepiej – skwitował i na tym rozmowa się zakończyła.
Źródło: Gazeta Wyborcza