Paweł Juszczyszyn: Rządy Zjednoczonej Prawicy pokazały, że demokracja nie jest dana raz na zawsze
– Jeżeli Polska ma być państwem praworządnym, politycy obecnej większości parlamentarnej powinni zaangażować obywateli w proces naprawy państwa, zwłaszcza że demokracja i wartości, które są wpisane w ten ustrój, nie są dane raz na zawsze. To pokazały ostatnie lata – z Pawłem Juszczyszynem, sędzią Sądu Rejonowego w Olsztynie i członkiem Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, na temat przywrócenia do pracy w macierzystym wydziale i praworządności, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno został Pan przywrócony do orzekania w swoim macierzystym wydziale w Sądzie Rejonowym w Olsztynie. Jak Pan to skomentuje?
Paweł Juszczyszyn: Rzeczywiście czas mojego zawieszenia był bardzo długi i można go liczyć od listopada 2019 roku, gdy prezes Nawacki, a więc przełożony w Sądzie Rejonowym w Olsztynie, w którym orzekam, zdecydował odsunąć mnie od obowiązków służbowych. Należy powiedzieć, że decyzja prezesa Nawackiego miała obowiązywać tylko przez miesiąc, ale mimo że mogłem wrócić do pracy na krótko w swoim wydziale, wówczas na mocy decyzji Izby Dyscyplinarnej Sądu Najwyższego zostałem ponownie zawieszony. Podobnie sytuacja wyglądała w maju 2022 roku, gdy pomimo postanowienia sądu bydgoskiego, który w swoim orzeczeniu stwierdził, że moje zawieszenie jest bezprawne i natychmiast powinienem zostać przywrócony do pracy w swoim macierzystym wydziale, tak się nie stało, gdyż zostałem przywrócony do orzekania, ale od razu zesłany do wydziału rodzinnego, gdzie orzekałem przez pół roku.
Na początku tego roku Sąd w Bydgoszczy wydał orzeczenie nakazujące przywrócenie mnie do mojego macierzystego wydziału, co prezes Nawacki również ignorował przez 10 miesięcy. De facto dopiero na początku grudnia zostałem formalnie dopuszczony do orzekania w wydziale cywilnym, co osobiście odbieram jako swój sukces, ale również stracony czas z perspektywy zawodowej, gdyż odbiło się to na obywatelach i wydłużyło ich postępowania, które prowadziłem, a które musiały zostać rozdzielone między innych sędziów, co przysporzyło im nowych obowiązków. I to w sytuacji, gdy mogłem orzekać, choć nie popierałem działań politycznych władzy.
Tym bardziej, że jednym z wielu problemów wymiaru sprawiedliwości jest długość postępowań.
W ubiegłym roku Izba Dyscyplinarna zdecydowała o przywróceniu Pana do pracy. Podobną decyzję wydał również Sąd Rejonowy w Bydgoszczy. Jednak, mimo tych orzeczeń, Maciej Nawacki utrudniał Panu powrót do macierzystego wydziału. Czy i w jaki sposób zamierza Pan dochodzić swoich praw wobec prezesa Sądu Rejonowego w Olsztynie?
Po każdym zignorowaniu takiego orzeczenia przez prezesa Nawackiego, razem z pełnomocnikiem, prof. Michałem Romanowskim, składaliśmy zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, niedopełnienia obowiązków służbowych i naruszania praw pracowniczych wynikających z mojego stosunku służbowego. Oczywiście mieliśmy świadomość, że prokuratura pod zwierzchnictwem Zbigniewa Ziobry nie zajmie się tymi sprawami, gdyż po każdym zawiadomieniu odmawiano wszczęcia śledztwa.
Natomiast jako pokrzywdzonemu przysługiwało mi prawo wniesienia zażalenia do sądu na działania prokuratury, co też uczyniłem. Orzeczenia, jakie zostały wydane przez sądy pokazują wprost, że prokuratura nie miała prawa podjąć decyzji o odmowie wszczęcia śledztwa w tych sprawach. Dzięki jednej z takich decyzji razem ze swoim pełnomocnikiem, Michałem Romanowskim, mogliśmy sporządzić i złożyć do sądu tzw. subsydialny akt oskarżenia, który nie wymaga podejmowania żadnych działań ze strony prokuratury. Taki akt oskarżenia czeka na rozpatrzenie w Sądzie Rejonowym w Ostródzie, gdzie sprawa ta została przekazana.
Jednak żeby proces karny przeciwko Maciejowi Nawackiemu mógł się rozpocząć, należy dokonać niezbędnych formalności, a więc uchylić prezesowi Sądu Rejonowemu w Olsztynie immunitet sędziowski. Ale nie w taki sposób, jak to się odbyło w listopadzie, a więc przed Izbą Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, która nie jest sądem w rozumieniu prawa krajowego i europejskiego. Tylko, na przykład przed Izbą Karną tego sądu, która spełnia te standardy. W każdym razie, mimo że młyny sprawiedliwości mielą powoli, ale mielą. Sądzę, że sprawiedliwość dosięgnie ludzi, którzy w czasie rządów Zjednoczonej Prawicy dopuścili się łamania praworządności.
Jakie konsekwencje w Pana ocenie powinny zostać wyciągnięte wobec sędziów, którzy zdecydowali się na współpracę ze Zjednoczoną Prawicą?
Nie ulega żadnym wątpliwościom, że takie osoby powinny ponieść odpowiedzialność za swoje bezprawne działania, które nie przystroją prawnikom, a szczególnie sędziom. Uważam, że wszystkie osoby, które startowały w konkursach i były awansowane przez neo-KRS, sprzeniewierzyły się swojej przysiędze sędziowskiej, pokazując że nie są osobami, które cechują się nieskazitelnym charakterem. Nie chce przez to powiedzieć, że naruszyły prawo, ale że swoimi działaniami dopuściły się deliktu dyscyplinarnego, a w takiej sytuacji powinny zostać pociągnięte do odpowiednich konsekwencji dyscyplinarnych, które będę proporcjonalne do czynu. Jednak o tym powinien zdecydować sąd dyscyplinarny w dwuinstancyjnym postępowaniu.
Natomiast, odpowiadając na Pana pytanie, w ramach przywracania porządku prawnego w kraju osoby, które były awansowane przez neo-KRS powinny wrócić na dawne stanowiska z możliwością startowania w konkursach sędziowskich przed legalną KRS. Tym bardziej, że wielu neo-sędziów tłumaczy się iż podjęło taką decyzję, tylko dlatego, iż byli zachęcani w swoim środowisku i nie jest ich winą, że trafili na takie okoliczności polityczne. Należy powiedzieć, że jeśli ktoś z neo-sędziów rzeczywiście ma kompetencje, a popełnił błąd to może dostać szansę przed legalną KRS, żeby móc to wykazać w ramach weryfikacji.
Czy nie obawia się Pan, że proces przywracania praworządności może przeciągnąć się w czasie ze względu na kompetencje prezydenta, który może nie wykazać się wolą współpracy z nowym rządem?
Konieczne jest zatrzymanie neo-KRS, ale żeby to zrobić, wbrew pozorom nie jest potrzebna nowa ustawa czy też nowelizacja obowiązującej, ponieważ sędziów do neo-KRS powołał uchwałą Sejm. Ten wybór był jednak niegodny z ustawą zasadniczą, co potwierdzają zarówno orzeczenia Sądu Najwyższego, NSA jak i ETPCz. W takiej sytuacji obecny Sejm także uchwałą mógłby stwierdzić nieważność wyboru sędziowskich członków neo-KRS-u, a przez to organ ten straciłby dalszą możliwość funkcjonowania i nominowania neo-sędziów, którzy wchodzą do wymiaru sprawiedliwości i infekują go wydając wyroki, które w przyszłości będzie można podważyć.
Sądzę, że jeśli prezydent dostanie do podpisu ustawę, która będzie zmierzała do przywrócenia praworządności i naprawienia sytuacji w KRS, powinien ją popisać, jeśli na pierwszym miejscu stawia dobro obywateli i państwa. Tym bardziej, że zapisy o KRS są uregulowane w ustawie zasadniczej z 1997 roku, a sam organ funkcjonuje już od 1989 roku. A zatem, w mojej ocenie prezydent nie powinien mieć wątpliwości, co do konstytucyjności tego organu w składzie z sędziami wybieranymi przez środowisko sędziowskie.
Został Pan odsunięty od orzekania ponad cztery lata temu za trzymanie się litery prawa krajowego i europejskiego. Jak trudny był to okres w Pana życiu zawodowym?
Okres mojego zawieszenia trwał cztery lata i z przerażeniem muszę przyznać, że w pewnym momencie zacząłem się do tej sytuacji już przyzwyczajać. Jednak, gdy pozwalano mi wracać na chwilę do pracy, wówczas miałem świadomość, że sytuacja zawieszenia nie jest normalna, a teraz uświadamiam sobie to jeszcze bardziej.
Tym bardziej, że jestem sędzią z ponad 20-letnim doświadczeniem i zamiast w tym czasie być na sali rozpraw i rozstrzygać sprawy w swoim wydziale, znalazłem się w sytuacji, która była momentem bezczynności. Nie zmienia to jednak faktu, że starałem się skupić na innych obowiązkach w ramach swojej przynależności do Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia, ale nie tylko. Okres ten przetrwałem, dzięki olbrzymiemu wsparciu obywateli i innych sędziów, którzy nie ulegli presji ze strony władzy i angażowali się w obronę praworządności. To dawało mi dużo siły do dalszej walki.
Kryzys praworządność wyzwolił ogromną energię wśród obywateli i zbudował społeczeństwo obywatelskie. Co w Pana ocenie należy zrobić, żeby zaangażować społeczeństwo na rzecz przywrócenia państwa prawa?
Walka i opór społeczny, który został wyzwolony bezprawnymi działaniami byłej już władzy, musi nadal trwać. Ponieważ, trójpodział władzy jest od tego, żeby zarówno władza ustawodawcza, wykonawcza jak i sądownicza wzajemnie patrzyły sobie na ręce. Podobne zadanie do wykonania mają media i społeczeństwo, które powinny kontrolować władzę, ale obywatele muszą mieć świadomość swojej siły i być w stanie poddawać rządzących odpowiedniej presji, jeśli ta popełnia błędy.
Natomiast, odpowiadając na Pana pytanie, to bez wątpienia obywateli należy zaangażować w proces przywracania praworządności, który będzie zadaniem trudnym. Tym bardziej, że politycy podejmując działania w dużej mierze opierają się na badaniach opinii społecznej i na ich podstawie planują strategię swoich działań. W takiej sytuacji, jeśli nie będzie wystarczającej presji społecznej, nie uda się przywrócić praworządności i rozliczyć osób, które dopuściły się łamania prawa, gdyż politycy mogą dojść do wniosku, że jest to zadanie trudne i nie przyniesie im żadnych realnych korzyści politycznych.
Czy nie obawia się Pan, że nowa większość rządowa może zachować wymiar sprawiedliwości w obecnej kondycji, gdyż jego naprawa może okazać się za trudna?
Jest to, jak najbardziej uzasadniona obawa, zwłaszcza że każda władza bez względu na jej barwy polityczne dąży do poszerzenia swoich wpływów, co często jest niezgodne z monteskiuszowskim podziałem władz. Najlepszym tego przykładem jest fakt, iż w sądach większość stanowisk funkcyjnych jest obsadzona przez neo-sędziów, którzy nie są sędziami powołanymi zgodnie z prawem, a są nominowani przez upolitycznioną neo-KRS. Natomiast neo-KRS nadal dokonuje nowych nominacji, które prezydent akceptuje, mimo wyników wyborów.
W sytuacji, w której do wymiaru sprawiedliwości są powoływane osoby, które dbają przede wszystkim o własne prywatne korzyści, a nie o prawa i wolności obywatelskie, bez odpowiedniej presji społecznej nie uda się poprawić sytuacji, która może posłużyć także obecnej władzy. Jeśli okazałoby się, że obecna władza nie stworzy odpowiednich narzędzi w celu rozwiązania problemu to prędzej czy później do władzy mogą dojść populiści, którzy pod hasłem „reformy” wymiaru sprawiedliwości posuną się jeszcze dalej niż Zjednoczona Prawica. Wówczas nikt takiej władzy nie stanie na drodze, gdyż spora część obywateli dojdzie do wniosku, że nie warto. Natomiast, jeśli ma do takiego scenariusza nie dojść, obecna władza musi pokazać, że swoje zobowiązania wobec wyborców z okresu kampanii wyborczej traktuje poważnie.
Jaką lekcję w Pana ocenie powinno odrobić społeczeństwo, ale także klasa polityczna z rządów Zjednoczonej Prawicy?
Nikomu nie można odmówić powrotu na ścieżkę praworządności, ale nie mam zbyt dużych złudzeń, co do polityków byłej już władzy, gdyż nie sądzę, żeby byli oni w stanie przyznać się do błędu i w sposób dobrowolny odbyć proces rehabilitacji. Wątpię, żeby osoby związane ze Zjednoczoną Prawicą były w stanie w przyszłości postępować w sposób zgodny z prawem, ale również wiarygodny. W mojej ocenie jest to mało prawdopodobne, skoro przez 8 lat nikt z osób z rządu czy też związanych z dotychczasowym rządem nie przyznał się publicznie, że popełnił błąd wstępując na ścieżkę bezprawia.
Natomiast, jeśli chodzi o społeczeństwo to jeżeli Polska ma być państwem praworządnym, politycy obecnej większości parlamentarnej powinni zaangażować obywateli w proces naprawy państwa, zwłaszcza że demokracja i wartości, które są wpisane w ten ustrój nie są dane raz na zawsze. To pokazały ostatnie lata.
W 2015 roku Zjednoczona Prawica przedstawiała sędziów jako „kastę” wyjętą spod prawa. Jakie wnioski z kryzysu praworządności powinno odrobić środowisko prawnicze?
Bez wątpienia był to olbrzymi egzamin dla środowiska prawniczego, dzięki któremu my prawnicy sporo dowiedzieliśmy się o swoim środowisku. Pokazał on kto podołał wyzwaniom etycznym, a kto nie i dla kariery w szedł w konszachty z władzą.
Sądzę, że powinna to być też lekcja dla korporacji prawniczych, które powinny mieć większą świadomość z kim współpracują. Tym bardziej, że zawód prawnika jest postrzegany jako zawód o nadzwyczajnym charakterze, a osoba go wykonująca powinna się cieszyć nieposzlakowaną opinią. W takiej sytuacji, osoby które chcą zostać prawnikami powinny same sobie odpowiedzieć na pytanie, czy na pewno podołają wyzwaniom, które przed nimi stoją?
Powiedział Pan, że neo-sędziowie z różnych powodów startowali w konkursach, zaś z prawników, którzy bronili praworządności drwili. Jak Pan ocenia, czy warto było bronić praworządności?
Uważam, że tak, ponieważ udało mi się zachować swoje wartości, nie dałem się zastraszyć ani kupić. To z kolei daje mi olbrzymią satysfakcję, którą będę miał niezależnie od tego w jakim miejscu swojej kariery zawodowej będę w przyszłości. Poczucia przyzwoitości i satysfakcji z trzymania się swoich wartości w bardzo trudnych chwilach nie da się kupić za żadne pieniądze.
Bardzo dziękuję za rozmowę.