Nowy „Wiedźmin” – hit czy kit? Recenzujemy nową książkę Andrzeja Sapkowskiego!
11 lat – tyle fani „Wiedźmina” musieli czekać na nową książkę Andrzeja Sapkowskiego, opowiadającą o losach Geralta z Rivii. Czy jednak było warto? Odpowiedź nie jest wcale taka oczywista, jak sugerują niektórzy recenzenci.
Wiedźmin wraca na szlak
Saga o Wiedźminie zakończyła się tak, że trudno byłoby wymyślić tu jakiś zgrabny sequel. Andrzej Sapkowskie nie zamknął jednak sobie wszystkich furtek: przeszłość Geralta z Rivii zawiera tyle niejasności i zagadek, że aż prosiło się o prequele. Pierwszy takowy dostaliśmy w 2013 r. „Sezon burz” zdaniem fanów nie dorównał jednak ani słynnym opowiadaniom, ani Sadze.
Potem nadszedł czas gry „Wiedźmin 3” i serialu Netflixa. O ile ta pierwsza to zdaniem koneserów gatunku arcydzieło, tak filmowa adaptacja dziejów Geralta to istny koszmarek, szczególnie od 2. sezonu. Sapkowski zaś milczał, więc fanom pozostawało czytanie jego książek po raz n-ty.
Całe szczęście pan Andrzej w końcu wziął się do pracy i napisał… niespełna 300-stronicową… Właśnie!
Czy „Rozdroże kruków” to powieść?
Zacznijmy właśnie od tego ostatniego: Sapkowski napisał powieścio-opowiadanie. Ewidentnie miał pomysł na kilka opowiadań i dość zgrabnie połączył je jednym motywem, tworząc w ten sposób powieść.
Fabuła? Sapkowski, niczym dobry gawędziarz, opowiada nam o tym, jak jego ulubiony białowłosy bohater radził sobie krótko po opuszczeniu posępnego domu rodzinnego – mrocznej twierdzi Kaer Morhen, gdzie „produkuje się” wiedźminów. A nie radził sobie dobrze, bo niemal od razu wplątał się w niezłą kabałę, z której uratował go starszy kolega po fachu. I w tym momencie rozpoczyna się właściwa fabuła.
Nie spojlerując, napiszę tylko, że główna intryga jest dość… prosta. Nie zła, ale po prostu mało odkrywcza – Sapkowskiego stać na więcej!
Ciekawsze od głównego wątku są „opowiadania”. Razem z Geraltem zwiedzamy kontynent, na którym żyje, poznajemy barwnych bohaterów drugo- i trzecioplanowych, a do tego całkiem ciekawe wątki, które często mogłyby być bardziej rozbudowane. Do tego wiele w tym wszystkim easter eggów i puszczania oka do czytelnika, który dobrze zna oba tomiki opowiadań. Można uznać, że „Rozdroże…” pełne jest, mówiąc po filmowemu, fan serwisu.
Przy okazji poznajemy przeszłość Geralta – np. dowiadujemy się coś więcej o jego pochodzeniu czy o tym, dlaczego Płotka to Płotka. Całe szczęście, Sapkowski nie popełnia błędu wielu znudzonych twórców, którzy odkrywają wszystkie karty: nie, historia Wiedźmina nadal zawiera sporo luk, które zapewne zapełnione zostaną w przyszłości.
Dla kogo jest nowy Wiedźmin?
Komu można polecić „Rozdroże…” z czystym sumieniem? Z pewnością fanom prozy Sapkowskiego, z naciskiem jednak na tych czytelników, którzy od Sagi wolą opowiadania. Osoby, które chcą zapoznać się z historią Geralta dopiero teraz, warto przestrzec: choć nowa książka to prequel, warto najpierw zapoznać się z poprzednimi wydawnictwami cyklu – zagwarantuje to więcej frajdy z wyszukiwania easter eggów.
Rozczarowaniem jest tylko długość całości – niespełna 300 stron to za mało jak na 11 lat czekania. Chyba że pan Andrzej wkrótce zaproponuje nam wszystkim kolejną podróż w świat Wiedźmina. Pozostaje na to liczyć, bo teraz osobiście mam niedosyt.