Nowy odcinek hitu HBO wywołał burzę. W sieci huczy od homofobicznych komentarzy
Ja nie grałem w grę Tomb Raider, może stąd moje gałkiewiczowskie podejście.
Może gdybym znał fabułę z Play Station, to bardziej zaangażowałbym się w rozszerzoną historię znanych postaci, prawdopodobnie byłby to bardziej satysfakcjonujący seans (albo przeciwnie, bo wiem, że wątek Billa i Franka przebiega inaczej, niż w grze). Tymczasem twórcy nagle kompletnie zmieniają ton opowieści, wręcz gatunek (z thrillera na… postapokaliptyczny romans) i, co kluczowe, znienacka porzucają głównych bohaterów. Na długo. Widz czuje się zdezorientowany. Czeka, aż ta retrospekcja się skończy i wrócą nasi ulubieńcy. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie. Hola, to już połowa odcinka!
Ja rozumiem, o co chodziło twórcom – piękna historia o miłości w czasach zarazy, wiem, że list Billa zmienia podejście Joela itd., ale trudno mi zaangażować się w historie dwóch obcych bohaterów, z którymi nie mam żadnej więzi jako widz serialu i gdy czekam, aż wreszcie wrócą przekomarzanki Joela i Ellie i ich walka z grzybowymi zombie. Tylko tyle. Jak w każdym klasowym serialu, są odcinki dobre, wybitne, ale są i słabsze – jak ten trzeci – przy czym „słabsze” nie zawsze oznacza „słabe”. Na następny epizod „The Last of Us” czekam z niecierpliwością, serdecznie polecam, to wspaniale umila poniedziałki.