Natalia Żaba: Destabilizacja Mołdawii zagraża nie tylko temu państwu, ale również Ukrainie i Bałkanom
– Gdy miało miejsce ostatnie rozszerzenie wspólnoty w 2007 o Bułgarię i Rumunię, również padały deklaracje, że państwa te nie są gotowe. Okazało się, że decyzja, która wówczas została podjęta przyniosła wiele korzyści obu państwom, ale też i UE, bo gdyby w obecnej sytuacji nie byłyby one członkami wspólnoty, to Rosji łatwiej byłoby działać na Bałkanach. To pokazuje, że UE powinna wiele decyzji podejmować szybciej, zwłaszcza gdy wymagają tego okoliczności. Należy powiedzieć, że sytuacja w Mołdawii zagraża nie tylko temu państwu, ale również Ukrainie i Bałkanom. – Z dziennikarką Natalią Żabą o sytuacji polityczno-społecznej w Mołdawii i na Półwyspie Bałkańskim rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno w Mołdawii miały miejsce prorosyjskie protesty. Jak Pani to skomentuje?
Natalia Żaba: W Mołdawii sytuacja jest napięta, podobnie jak w całym regionie. Działania Rosji to nic innego, jak wojna hybrydowa, gdyż w związku z protestami dochodzi do dezinformacji. Z jednej strony mówi się, że są one prorosyjskie, ale również, że chodzi o kwestie socjalne, co podkreślają niektórzy analitycy.
Podobne protesty można zaobserwować w całym regionie Półwyspu Bałkańskiego.
Powiedziała Pani o wojnie hybrydowej. Czy w Pani ocenie Rosja w przypadku Mołdawii może podjąć podobne kroki jak na Ukrainie, dokonując inwazji na Kiszyniów?
Taki scenariusz jest możliwy, bo wojna w Ukrainie, która miała być szybką operacją wojskową, zamieniła się w konflikt, który się przeciąga, co nie jest korzystne dla Kremla. Bez wątpienia Moskwa chciałaby pogłębić swoje wpływy w Kiszyniowie, zwłaszcza w sytuacji, gdy kraj ten jest podzielony i pewna część państwa już jest pod wpływem Moskwy.
Należy powiedzieć również, że powiększenie wpływów Moskwy w Mołdawii zagroziłoby jeszcze bardziej Ukrainie.
W jaki sposób Rosja mogłaby wykorzystać swoje wpływy w Mołdawii, żeby jeszcze bardziej zagrozić Ukrainie?
Na pewno w celu lepszej kontroli terytoriów wschodniej Ukrainy, gdzie wojska rosyjskie zdają się przegrywać.
Odpowiadając na Pana pytanie, należy pamiętać, w jaki sposób powstały samozwańcze republiki w Ługańsku i Doniecku i jak Putin rozgrywał uzasadnienie wejścia wojsk rosyjskich na terytorium Ukrainy – przypomnę, że tak zwane republiki Ługańska i Doniecka wezwały „na pomoc” Rosjan, oczywiście po to, by ci mogli przeprowadzać operacje wojenne skierowane przeciwko Ukrainie. Nie można wykluczać, że sytuacja w Mołdawii mogłaby być podobna, zwłaszcza że Naddniestrze jest pod kontrolą Rosji. Oprócz tego, od pewnego czasu na granicy ukraińsko-mołdawskiej gromadzi się spora część wojska rosyjskiego i działa dezinformacja Kremla. Na tego rodzaju działaniach Rosja się zna i używa ich, kiedy są jej potrzebne, żeby osiągnąć swoje strategiczne cele.
Od rozpoczęcia rosyjskiej inwazji na Ukrainę minął już ponad rok. Czy w Pani ocenie Moskwa chce tylko zdestabilizować Kiszyniów czy też przeprowadzić podobną inwazję? Jak Pani sądzi, czy Rosja do takich działań miałaby odpowiednie środki?
Trudno powiedzieć, ale mamy bardzo niestabilne czasy i fakt, że Rosja podejmuje działania w regionach niestabilnych politycznie nie oznacza, że Moskwa nie myśli o pewnych działaniach lub się z nich wycofuje.
Jeśli chodzi o Mołdawię, to gdyby Putin podjął bardziej śmiałe działania doszłoby do dramatu, gdyż oznaczałoby to, że Rosja ma poważne plany w kwestii destabilizacji Półwyspu Bałkańskiego. Mimo że Mołdawia nie jest zaliczana do tego regionu, to kraj ten otwiera Rosji wiele możliwości działań w krajach Bałkanów Zachodnich. Stąd rząd mołdawski podejmuje konkretne decyzje, które podkreślają rolę języka i kultury rumuńskiej.
Jak wygląda sytuacja polityczna w Bułgarii. Czy tamtejsze ugrupowania są o krok bliżej w celu rozwiązania kryzysu politycznego?
Sytuacja się nie zmieniła, ale nie ma również zapowiedzi wyborów. Ugrupowania nadal ze sobą rozmawiają, jak wyjść z tej sytuacji.
Jak rok wojny na Ukrainie wpłynął na sytuację polityczno-społeczną na Półwyspie Bałkańskim?
Półwysep Bałkański to dziesięć państw, a każde z nich się od siebie różni. Jednak to, co jest dla wszystkich państw charakterystyczne, to fakt olbrzymiej destabilizacji polityczno-gospodarczej.
Mimo że w regionie nie ma aż tak wysokiej inflacji jaka jest w Polsce, to wojna wpłynęła na ceny surowców, a te na ogólną sytuację gospodarczą. Z drugiej zaś strony wojna w Ukrainie otworzyła możliwość dla wielu zjawisk patologicznych na Bałkanach.
Jako przykład można podać fakt, że obywatele poszczególnych państw są werbowani przez Rosjan na wojnę. Oficjalne dane mówią, że do grupy Wagnera zaciągnęło się 300 Serbów, głównie ze środowisk prawicowych. Prezydent próbuje coś z tym zrobić, ale mimo deklaracji proceder ten trwa nadal, zwłaszcza że już w 2014 roku Serbowie wyjeżdżali na Ukrainę. To jednak nie powinno dziwić, bo na Bałkanach wspomnienie po wojnie jest bardzo świeże i fakt ten pomaga łatwiej zdecydować się na takie kroki. To pokazuje, że konflikt w Ukrainie jest wojną o serca i umysły innych nacji.
Niedawno doszło do dymisji rządu Natalii Gavriltii. Dlaczego?
W Mołdawii od dawna toczy się ta sama walka – między siłami prozachodnimi i prorosyjskimi.
Jak w Pani ocenie z wyzwaniami, które stoją przed Mołdawią poradzi sobie gabinet Dorina Receana?
W sytuacji, która ma miejsce na arenie międzynarodowej, żaden kraj nie może czuć się bezpieczny, a zwłaszcza te państwa, które są niestabilne politycznie. W mojej ocenie gabinet Reaceana nie poradzi sobie sam z tymi wyzwaniami, bo to co się dzieje, nie jest problemem wyłącznie Mołdawii i bez wątpienia będzie musiał pomóc Zachód, który również wspiera Ukrainę.
Premier Recean zapowiedział, że jego celem jest dążenie Mołdawii do członkostwa w Unii Europejskiej. Jakie Mołdawia ma szansę, żeby uzyskać status państwa kandydującego do struktur europejskich? Czy w Pani ocenie Mołdawia może znaleźć się szybciej w Unii Europejskiej niż państwa bałkańskie?
Wszystko zależy od Unii Europejskiej.
Ostatnie rozszerzenie wspólnoty miało miejsce w 2007, gdy do struktur przystąpiła Bułgaria i Rumunia; wtedy również padały deklaracje, że państwa te nie są gotowe. Okazało się, że decyzja, która wówczas została podjęta, przyniosła wiele korzyści obu państwom, ale też i Unii Europejskiej, bo gdyby w obecnej sytuacji nie byłyby one członkami wspólnoty, to Rosji łatwiej byłoby działać na Bałkanach. To pokazuje, że Unia Europejska powinna wiele decyzji podejmować szybciej, zwłaszcza gdy wymagają tego okoliczności. Należy powiedzieć, że sytuacja w Mołdawii zagraża nie tylko temu państwu, ale również Ukrainie i Bałkanom.
Powiedziała Pani, że Unia Europejska sprawdza się w czasach pokoju, ale w okresach trudnych ze względu na procedury już nie tak bardzo. W jaki sposób, w Pani ocenie, odbiurokratyzować instytucje europejskie, żeby wspólnota potrafiła działać szybko?
Unia Europejska ma swoje instytucje, które działają na różne sposoby i w obecnej sytuacji wielu podkreśla, że sporym problemem jest brak wspólnego wojska.
Natomiast, jeśli chodzi o procedury, to trudno powiedzieć, w jaki sposób Unia Europejska mogłaby przyśpieszyć pewne działania. Jednak jest to możliwe i najlepszym tego przykładem jest to, w jaki sposób do wspólnoty przystąpiła Rumunia i Bułgaria, gdy na brak pewnych reform umożliwiono przystąpienie tym krajom do wspólnoty. Na pewno w obecnej sytuacji należy rozważyć podobne kroki, zwłaszcza że poszłyby za tym konkretne benefity.
Bardzo dziękuję za rozmowę.