Minister Maląg usłyszała trudne pytanie, ale wybrnęła lepiej, niż koleżanka z rządu. „Pozostawię małżonkowi…”

Marlena Maląg musiała wybrnąć z trudnej sytuacji podczas wywiadu. Została zapytana o ceny zakupów. Ostatnio na tej sprawie spektakularnie wyłożyła się jej koleżanka z rządu, Anna Moskwa.
Marlena Maląg i zakupy
Marlena Maląg gościła na antenie Polsat News w programie „Graffiti”, gdzie Dariusz Ociepa wypytywał ją o trudne sprawy: inflację, rosnące ceny. Dziennikarz chciał wiedzieć, czy minister ma takie szczęście, jak jej koleżanka z rządu Anna Moskwa i czy znalazła sklep, w którym ceny nie rosną.
– Sytuacja jest taka jaka jest, w związku z toczącą się wojną za naszą wschodnią granicą, a więc mamy wysoki poziom inflacji i te ceny raczej wzrosły – wyrecytowała w odpowiedzi Maląg. Ale ta formułka nie wystarczyła, by wybrnąć z trudnego pytania. Pani minister znalazła jednak sprytną wymówkę.
– U mnie zakupy mąż robi, a więc trudno się odnieść, w którym sklepie akurat kupuje, a więc myślę, że pozostawię małżonkowi dokonywanie zakupów – odpowiedziała rezolutnie Marlena Maląg. Dziennikarz chciał się jednak dowiedzieć, czy faktycznie istnieją sklepy, w których – jak mówiła Anna Moskwa – nie wzrosły ceny. I tu pani minister znalazła salomonową odpowiedź.
– Powiedzmy tak, może ceny jakiś artykułów nie wzrosły, inne wzrosły – odparła Maląg. Jak widać, uczyła się na błędach koleżanki z rządu.
Tajemniczy sklep Moskwy
Minister Anna Moskwa spektakularnie wyłożyła się, gdy na antenie Polsat News zapytano ją o wzrost cen. Okazało się jednak, że drożyzna Moskwie nie przeszkadza. Dlaczego?
– Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie te ceny się nie zmieniły, za co jesteśmy też wdzięczni lokalnemu dostawcy – powiedziała. Choć prowadzący program Bogdan Rymanowski dopytywał ją o to tajemnicze miejsce, nie chciała zdradzić adresu cudownej placówki. Temat podłapał senator Krzysztof Brejza i przygotował oficjalne pismo, w którym wzywa minister Moskwę do „wskazania adresu tajemniczej placówki handlowej, w której „ceny się nie zmieniły”.
Tajemniczą placówkę zlokalizowali dziennikarze. Szybko wyszło na jaw, że wcale nie jest to miejsce, którego nie dotknęła inflacja.
– Najtańszy chleb kosztuje 5,60 zł za pół kilograma. Kajzerka 80 groszy, a kiedyś kosztowała 60 gr. Masło prawie 9 zł, a kosztowało około 5-6 zł – mówi sprzedawczyni sklepu w rozmowie z portalem WP. – To, co pani minister powiedziała, to są bzdury. Ceny zmieniły się jak wszędzie. Inflacja jest nie tylko w sklepach w Warszawie, ale też na wsiach. Nie wiem, na jakiej podstawie ona to stwierdziła – kwituje sprzedawczyni.
Źródło: Polsat News, WP