Maciej Ferek: W całym kryzysie praworządności dostrzegam pozytywy

Siedem lat rządów obecnej ekipy i dewastacji wymiaru sprawiedliwości pokazały, którzy sędziowie mają moralne zdolności do wykonywania zawodu i decydowania o losach ludzi, a kto wybrał tę drogę, tylko dlatego, żeby robić karierę bez względu na koszta. – Z Maciejem Ferkiem, sędzią Sądu Okręgowego w Krakowie o jego zawieszeniu i praworządności rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Jest Pan ostatnim zawieszonym sędzią. Jak Pan sądzi, kiedy może Pan zostać przywrócony do orzekania?
Maciej Ferek: To jest bardzo trudne pytanie.
Dlaczego?
Ponieważ de facto nic w tej sprawie nie zależy ode mnie w sytuacji, gdy w składzie sędziowskim, który ma rozstrzygnąć tę sprawę, zasiada neo-sędzia. Ponieważ jednym z powodów mojego zawieszenia było zakwestionowanie statusu neo-sędziów, to nie wyobrażam sobie, żeby sędzia, co do którego powołania są wątpliwości, orzekał o moim przywróceniu do obowiązków służbowych.
Jeśli skład orzekający nie zmieniłby się i neo-sędzia orzekałby w Pana sprawie, to co wówczas?
Należy powiedzieć, że w ogóle nie potrzebuję żadnego orzeczenia Izby Odpowiedzialności Zawodowej, które umożliwiłoby mi powrót do pracy, ponieważ ciało, które mnie zawiesiło, nie spełnia kryteriów sądu, co potwierdzają orzeczenia europejskich trybunałów i Sądu Najwyższego. Uchwała ta jest de facto potrzebna tyko moim przełożonym, którzy uznają mnie za zawieszonego, a dzięki temu dokumentowi będą mogli dopuścić mnie do pracy.
Powiedział Pan, że nigdy nie został Pan zawieszony. Nawiązując do innej Pana wypowiedzi, że do 2015 roku byliśmy państwem demokratycznym, to jak zdefiniowałby Pan ustrój, który jest dzisiaj w Polsce?
Ustrój, który jest dzisiaj w Polsce, to jakaś hybryda na pograniczu demokracji, ale z wieloma elementami autorytaryzmu. W sytuacji, gdy został przejęty Trybunał Konstytucyjny, który podobnie jak inne instytucje stoją na granicy praw, wolności i swobód obywatelskich, to jako społeczeństwo jesteśmy pozbawieni podstawowej ochrony, a politycy czują się bezkarni, gdyż rozmontowali bezpieczniki, które były.
Mówiąc o hybrydzie mam na myśli fakt, że pewne bezpieczniki jeszcze zostały, ale nie zawsze mogą być skuteczne. Mianowicie niezależne sądy, w których coraz więcej jest neo-sędziów, a ich kariery zależą od polityków. W sytuacji, gdy doszłoby do konfliktu prawnego między obywatelem a politykiem koalicji rządzącej, a taką sprawę miałby rozpatrywać neo-sędzia, to z góry wiadomo, jakie będzie orzeczenie.
Kolejnym bezpiecznikiem są wybory, które w założeniu są wolne, ale nie do końca równe, co pokazała ostatnia kampania prezydencka. Na tej podstawie można powiedzieć, że jeszcze nie ma pełnego autorytaryzmu, ale władza ma możliwości, żeby go wprowadzić w sytuacji, gdyby najbliższe wybory poszły nie po jej myśli. Na przykład używając Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, w której zasiadają wyłącznie neo-sędziowie, a należy powiedzieć że organ ten ma olbrzymie uprawnienia i między innymi decyduje o ważności wyborów.
Jeżeli władzy uda się do końca zdławić opór sędziów, to jak będzie wyglądała sytuacja obywateli?
Jeśli władzy wykonawczej uda się zdławić resztki oporu sędziów i przedstawicieli innych zawodów prawniczych, to wówczas obywatel będzie bez szans. Zwłaszcza, że walka ta nie została podjęta przez sędziów z własnego widzimisię, tylko w interesie obywateli, którzy mają prawo do niezawisłego sądu, co gwarantuje prawo krajowe i europejskie.
Jak Pan sądzi, czy przywrócenie zawieszonych sędziów do orzekania i kosmetyczne wypełnienie kamieni milowych usatysfakcjonuje instytucje europejskie w celu uruchomienia wypłat z Funduszu Odbudowy dla Polski?
Niedawno Sejm odrzucił poprawki Senatu w sprawie ustawy, która ma odblokować środki z KPO. Natomiast, jak donoszą media, to Komisja Europejska jest zadowolona z kształtu tej ustawy. Jeśli są to prawdziwe informacje, to się im dziwię, bo nie jest tak, że przywrócenie sędziów było jednym z kamieni milowych, które zostały zapisane w sposób chaotyczny. Procedura przywracania sędziów rozpoczęła się jeszcze przed utworzeniem kamieni milowych, a w mojej sprawie nie zmieniło się nic, nawet jeśli porozumienia między rządem a instytucjami europejskimi nie było.
Odpowiadając na Pana pytanie, dziwię się decyzji Komisji Europejskiej, ponieważ nie jest to pierwszy raz, kiedy nie bierze ona pod uwagę zapisów polskiej ustawy zasadniczej. Podkreślają to również przedstawiciele obozu władzy i ich nominaci w wymiarze sprawiedliwości, którzy również krytykują ustawę. Co do kamieni milowych, to nie są one wypełnione, gdyż nadal obowiązuje ustawa kagańcowa, która była przyczyną zawieszeń sędziów, którzy przestrzegali prawa krajowego i europejskiego w swoim orzecznictwie. Jedyne, co de facto zmienia się w nowelizacji, to fakt, że sędzia nie będzie karany za orzeczenie, które jest nie po myśli władzy. Jest to kuriozalna sytuacja!
Dlaczego w Pana ocenie instytucje europejskie pozytywnie zaopiniowały nowelizację?
Głównie dlatego, że jest to polityka. Sądzę, że pieniądze, które mają zostać wypłacone Polsce z KPO, są oczywiście potrzebne, co odczuwamy na co dzień. Nie mam złudzeń, że Komisja Europejska chce pomóc Polsce i zakończyć ten spór, zwłaszcza że przed Unią Europejską pojawiają się nowe wyzwania.
Jednak nie jest to kwestia tylko funduszy z KPO, bo nowelizacja ustawy o Sądzie Najwyższym nie przywraca praworządności i mam nadzieję, że politycy europejscy zdają sobie z tego sprawę.
Pod koniec ubiegłego roku usłyszał Pan kolejne zarzuty dyscyplinarne, gdyż prezes Sądu Okręgowego w Krakowie, który jest nominatem ministra sprawiedliwości, nie wykonuje orzeczenia sądu. Jak Pan to skomentuje?
Ustawa kagańcowa działa i wywołuje w środowisku efekt mrożący, na który partia rządząca zapewne liczyła. Mianowicie fakt, że zostałem odsunięty od orzekania, to obcięto mi również o połowę wynagrodzenie, o co wniosłem sprawę do sądu. Zabezpieczenie powinno zostać rozpatrzone w ciągu tygodnia, ale ponieważ stroną postępowania jest sąd w Krakowie, to nie mogą one się toczyć w tym mieście, co jest zgodne z przepisami. W tej sytuacji są one rozsiewane po innych sądach po południowej części kraju, które są zwracane do mojego sądu, który ma się zastanowić, czy chce przekazać moją sprawę konkretnemu sądowi. Generuje to zaś czas, a wnioski są rozpatrywane często po ponad pół roku w sytuacji, gdy przepisy przewidują, że powinny być rozpatrzone w ciągu tygodnia.
W końcu w Rzeszowie został rozpatrzony wniosek w tej sprawie z korzyścią dla mnie. Następnie wezwałem prezesa Sądu Okręgowego w Krakowie, żeby zwrócił moją część wynagrodzenia na podstawie tego orzeczenia. Niestety, do tego nie doszło, gdyż jego zdaniem wyrok ten jest nieważny. To pokazuje, jak daleko zaszła destrukcja wymiaru sprawiedliwości, która będzie miała swoje konsekwencje.
Jaką lekcję w Pana ocenie z obecnego kryzysu praworządności będzie musiało odrobić społeczeństwo? Jak kryzys przekuć w coś dobrego w celu wzmocnienia instytucji państwa?
To jest dobre pytanie, bo mimo obecnej sytuacji, dostrzegam pozytywy. Mianowicie siedem lat rządów obecnej ekipy i dewastacji wymiaru sprawiedliwości pokazało, którzy sędziowie mają moralne zdolności do wykonywania zawodu i decydowania o losach ludzi, a kto wybrał tę drogę, tylko dlatego, żeby robić karierę, bez względu na koszta. Uważam, że osoby, które sprzeniewierzyły się służbie sędziowskiej, powinny za to odpowiedzieć, a konkursy, w których uczestniczyli neo-sędziowie, należy powtórzyć. Jednak trzeba to zrobić w taki sposób, żeby obywatel nie poniósł szkody.
Odpowiadając na Pana pytanie: mamy dobre zabezpieczenia, ale na papierze i nawet, gdybyśmy stworzyli nowe, to wszystko zależy od ludzi, bo żadne bezpieczniki instytucjonalne nie gwarantują stuprocentowej ochrony przed najazdem Hunów, który jako państwo obecnie przeżywamy.
Powiedział Pan, że mamy dobre zapisy na papierze, ale jak je zamienić w zabezpieczenia instytucjonalne?
Nikt nie przewidział sytuacji, że sędziowie, którzy zostali wybrani do Trybunału Konstytucyjnego przez Sejm nie zostaną zaprzysiężeni przez prezydenta. To jest jeden z nielicznych przykładów, który pokazuje, że jeśli jest zła wola polityczna, to najważniejszych instytucji państwa w żaden sposób nie da się zabezpieczyć. Oczywiście istnieje Trybunał Stanu, ale tam politycy odpowiadają za swoje decyzje, które były niezgodne z prawem.
Oczywiście są inne jeszcze zapisy, ale wielu rozwiązań, do których posunęli się rządzący, nie przewidziano, gdyż parlament wiele razy zmienił ustawą zapisy konstytucji w celu realizacji przez obóz rządzący swoich celów politycznych.
Czy nie ma Pan wrażenia, że o praworządność de facto walczą już tylko sędziowie lub inni przedstawiciele zawodów prawniczych, gdyż społeczeństwo pogubiło się o co w tej walce chodzi?
Tak, bo coraz częściej słyszę w prywatnych rozmowach pytanie – o co tak naprawdę chodzi? To pokazuje, że społeczeństwo postrzega tą walkę jako jakiś drobny spór prawniczy, czemu się nie dziwię, ponieważ po tylu latach i chaosie, jaki jest w kraju, a przede wszystkim wymiarze sprawiedliwości, można się pogubić.
Odpowiadając na Pana pytanie, to uważam, że środowisko sędziowskie nie zdało egzaminu, bo osoby, które walczą o praworządność, to 10% całego środowiska, a pośrodku jest „magma”, której nie interesuje ten spór. Konsekwencją tego jest sytuacja, w której obecnie jesteśmy, gdyż jest grupa sędziów, która korzysta z okazji i mimo łamania zasad państwa prawa, legitymizuje ten system.
Jak Pan sądzi, czy z tego systemu da się wyjść?
Tak, gdyż podstawowym problemem jest neo-KRS, która przedstawia prezydentowi sędziów, których można nominować z jej powołania, a prezydent odbiera od nich przysięgę. Powołani w taki sposób sędziowie mogą orzekać. Dlatego stworzono neo-KRS, żeby służyła ona ugrupowaniu rządzącemu, a w konkursach wybierała osoby, które popierają działania Zjednoczonej Prawicy i gwarantują bezkarność politykom.
Natomiast co do Pana pytania, żeby wyjść z tego systemu należałoby zacząć porządkować wymiar sprawiedliwości od KRS, gdyż z dysfunkcyjnym Trybunałem Konstytucyjnym sędziowie sobie poradzą, ponieważ są w stanie ocenić, czy dany przepis jest zgodny czy też nie z ustawą zasadniczą. Należy zadać pytanie, czy w ogóle ta instytucja jest potrzebna, czy też nie lepiej jej kompetencji nie przenieść do Sądu Najwyższego?
Bardzo dziękuję za rozmowę.