Lekarka straciła głos po ataku Grzegorza Brauna. „Porozumiewam się za pomocą SMS-ów”
Magdalena Gudzińska-Adamczyk padła ofiarą Grzegorza Brauna. Lekarka wciąż nie wróciła do pełni zdrowia i czeka ją dalsze leczenie.
Braun wpadł w furię
We wtorek 12 grudnia w Sejmie doszło do skandalicznego wydarzenia. Grzegorz Braun chwycił za gaśnicę i zgasił chanukowe świece, które stały na sejmowym holu. – Skandal! Co pan robi, panie pośle! Niech pan się wstydzi! – wołali zebrani wokół ludzie. Sejmowy korytarz momentalnie spowił się dymem.
– Wstyd powinno być tym, którzy uczestniczą w aktach satanistycznego kultu – odparł polityk Konfederacji. Potem został wykluczony z obrad i surowo ukarany finansowo – odebraniem połowy uposażenia na trzy miesiące i całości diety na pół roku. Konfederacja zawiesiła go w prawach członka i zakazała zabierania głosu na mównicy sejmowej, ale nie wyrzuciła ze swoich szeregów.
Z kolei Prokuratura Okręgowa w Warszawie z urzędu wszczęła postępowanie w sprawie skandalicznego czynu Brauna. Co ciekawe, uroczystość zapalania świec chanukowych jest organizowana w Sejmie od 17 lat, a Braun dopiero we wtorek zdecydował się z nimi walczyć.
Straciła głos, ma problemy ze wzrokiem
Ofiarą furii Grzegorza Brauna padła biorąca udział w religijnym obrzędzie Magdalena Gudzińska-Adamczyk. Kobieta jako jedyna na całym korytarzu sejmowym ruszyła w kierunku polityka Konfederacji i własnym ciała starała się ochronić ważny dla niej symbol religijny. Skończyła cała w proszku z gaśnicy, która przez kilka chwil była skierowana prosto w jej twarz.
Ma to swoje konsekwencje. Lekarka wciąż nie wróciła do zdrowia, o czym opowiedziała w rozmowie z „Faktem”. Kobieta wciąż czuje się źle, czeka na konsultację okulistyczną i straciła głos. – Okazało się, że po opuszczeniu Sejmu poczułam się gorzej, straciłam przytomność i musiałam trafić do szpitala. Dziś czuję się już lepiej, ale wciąż nie mogę mówić. Porozumiewam się za pomocą SMS-ów – zdradziła.
Magdalena Gudzińska-Adamczyk powiedziała też, co usłyszała od Grzegorza Brauna podczas ataku. – Pan Braun powiedział do mnie, że ja i tacy jak ja to wstyd i że nie jestem kobietą. Ale znam siebie, wiem, kim jestem i co mam do zaoferowania społeczeństwu. Słowa złego człowieka traktuję zgodnie z radą pana prof. Bartoszewskiego – to tak jakby nietrzeźwy zwymiotował na mnie w autobusie. Obrzydliwe, przykre, ale przecież nie wpłynie na moje poczucie własnej wartości – podsumowała.
Źródło: Fakt