Kurski ma plan na polityczną przyszłość, w PiS zapanował strach. „Nikt nie chce mieć Jacka…”
Jacek Kurski walczy jak lew o miejsce na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Jego kandydatura wywołuje w partii strach i kpiny.
Czasem można odnieść wrażenie, że cały PiS chce startować do Parlamentu Europejskiego. Jedni ze względu na pieniądze i święty spokój, a drudzy ze względu na immunitet i święty spokój. Jacek Kurski należy do tej drugiej grupy pielgrzymujących na Nowogrodzką. Były prezes TVP dobrze wie, czemu premier Donald Tusk odwołał go z posady w Banku Światowym. Z całego serca chce go rozliczyć za sianie hejtu i propagandy.
Strach i kpiny
Jak informuje Interia.pl, Jacek Kurski jest zainteresowany startem z okręgu nr 3, obejmujący województwo warmińsko-mazurskie i podlaskie. Pięć lat temu PiS wziął tam dwa mandaty, ale teraz zapowiada się tylko jeden. W poprzednich wyborach jedynką na liście był Karol Karski.
Z nazwiskiem Karski i Kurski krąży po partii żart pokazujący, że nawet tam wszyscy wiedzą do jakich manipulacji jest w stanie posunąć się były prezes TVP.
– Nie zazdroszczę Karolowi Karskiemu Przecież Kurski, gdyby miał nawet dwójkę, to jest w stanie zmienić sobie literę w nazwisku, żeby nazywać się Karski i zabrać mu głosy. Jest zdolny do wszystkiego – mówi jeden z polityków.
Wszyscy europosłowie boją się Jacka Kurskiego, bo „jak już trafi na ich listy, to wiadomo, że mandat wyszarpie”. – Na PiS padł blady strach. Kurski na liście oznacza kłopoty. Zrobi taką kampanię, że ten mandat wyszarpie. Nikt nie chce mieć Jacka za plecami – słychać w partii.
Co na to prezes?
U Jarosława Kaczyńskiego od zawsze panowała zasada, że lepiej mieć Kurskiego u siebie niż przeciwko sobie i tak jest do dzisiaj. Nieoficjalne informacje płynące z Nowogrodzkiej mówią, że temat jest bliski finalizacji. Pojawiają się jednak wątpliwości natury politycznej kalkulacji.
– Będąc w PE Kurski będzie miał dużo czasu i środków do knucia, ale będąc tutaj tym bardziej może mieć różne szalone pomysły, zwłaszcza że będzie przepełniony goryczą. Prezes musi więc zdecydować, co niesie ze sobą większe ryzyko – mówi współpracownik Kaczyńskiego.
Źródło: Interia.pl