Krzyk rozpaczy rolnika. W proteście przeciwko polityce rządu postanowił rozdać wszystko za darmo
Na polskiej wsi dzieją się dziwne rzeczy. Ceny, jakie sadownicy mogą dostać w skupach za owoce, sprawiają, że wielu z nich rezygnuje z tegorocznych zbiorów. Po prostu nie jest to dla nich żaden biznes. Jeden z nich z małej miejscowości w woj. lubelskim wpadł jednak na oryginalny pomysł.
Sadownicy z problemami
Polscy sadownicy nie będą wspominać tegorocznego lata dobrze. Ceny owoców w skupach – delikatnie mówiąc – nie porażają. W efekcie rezygnują ze zbiorów.
Piotr Belcarz, rolnik z Kiełczewic Maryjskich (wieś w powiecie lubelskim), doszedł chyba do wniosku, że szkoda, by owoce się zmarnowały. Postawił więc na swoim polu tabliczkę, na której napisał: „Można rwać za darmo i bez pytania”.
Skąd taka desperacka decyzja? Bohater tego tekstu rozmawiał na ten temat z Polskim Radiem Lublin. Przyznał, że „nie ma zamiaru powiększać strat”.
Zainwestowałem w niezbędne nawozy i pozostałe elementy utrzymania plantacji. Musiałbym jeszcze zapłacić za kombajn. Mam 1,5 hektara plantacji. Koszt zbioru byłby wyższy niż wartość owoców. Dostałem propozycję. 40 groszy za kilogram na skupie. To nie ma sensu tego zbierać i dźwigać
– powiedział Belcarz.
Jednocześnie uznał, że – tak jak sugerowaliśmy – szkoda, by owoce się zmarnowały i stąd jego zgoda na to, by ludzie mogli swobodnie rwać jego owoce.
Internauci pochwalili jego pomysł, ale jednocześnie zasugerowali mu, by postawił pod tablicą skarbonkę, do której ludzie będą mogli wrzucać pieniądze, by choć trochę odwdzięczyć się za owocowy podarek.
Problem PiS-u
Warto dodać, że problem sadowników to też problem PiS-u. Partia ma na wsiach niemały elektorat, który raczej nie jest zadowolony z faktu, że w tym roku nie zarobi. Sprawę stara się ratować minister rolnictwa.
Zależy mi, by rolnik nie musiał, jak do tej pory, sprzedawać po cenie poniżej kosztów
– powiedział Robert Telus. Przy okazji zapowiedział ustawę, która ma tę kwestię uregulować. W praktyce chodzi o ustalenie ceny minimalnej, czyli uniemożliwienie kupującemu nabycia owoców czy warzyw po cenie niższej niż X zł. Podobny model, na który powołał się minister Telus, obowiązuje w Hiszpanii.
Powyższe to ingerencja w wolny rynek, która długoterminowo może się zemścić. Nie trudno wyobrazić sobie scenariusz, w którym ograniczy to zbyt na dane owoce. Np. jabłka mogą stać się zbyt drogie, więc konsumenci przerzucą się np. na gruszki. Sadownik nie będzie mógł zaś zejść z ceny, bowiem złamie wtedy prawo. To podstawy ekonomii, których ktoś w resorcie mógł nie przerobić na zajęciach. Na szczegóły projektu ustawy jednak jeszcze czekamy.
Źródło: Polskie Radio Lublin, Facebook, Money.pl