Kolejny problem hotelarzy znad Bałtyku, niemieccy turyści omijają Polskę. „Umieją liczyć”
Co roku turyści z Niemiec zapewniali potężny dopływ gotówki przedsiębiorcom nad morzem. W tym roku sytuacja uległa zmianie.
Kłopoty nad morzem
Sezon urlopowy trwa w najlepsze, ale branża gastronomiczna i hotelarska nie ma lekkiego życia. – Jest mało klientów, coraz mniej osób wchodzi do restauracji. Przyjeżdżają nad morze, ale jedzenie kupują w sklepach. Nie ma też co się dziwić. Pamiętam, jak trzy lata temu czteroosobowa rodzina płaciła 150 zł za cały rachunek, teraz trzeba mieć co najmniej 300 zł – opowiadał tuż po rozpoczęciu wakacji jeden z restauratorów z Krynicy Morskiej w rozmowie z serwisem money.pl.
Inny właściciel lokalu, który swój biznes prowadzi przy ulicy Gdańskiej w Krynicy Morskiej, przekonywał, że coraz więcej osób narzeka na zbyt wysokie ceny, najczęściej po okazaniu końcowego rachunku. – Ubożejemy, to widać – krótko podsumował. – Druga podwyżka płacy minimalnej spowodowała, że musieliśmy podnieść też nasze ceny – przekonywał właściciel biznesu.
Gorzej niż zazwyczaj jest też w położonej nieopodal Stegnie. – Jest mniej ludzi niż zazwyczaj o tej porze roku. Wręcz powiem, że pustki. Ten sezon nie zaczął się dobrze. Największy ruch zaczyna się dopiero około połowy lipca. Mam obawy, czy wyjdziemy na swoje – powiedziała w rozmowie z „Wirtualną Polską” współwłaścicielka popularnego baru w centrum Stegny. – W 2019 r. krytykowano restauratorów, że rachunek za rybę dla trzech osób wyniósł 160 zł. W tym roku na pewno każdy chciałby takie ceny zapłacić – przekonywał inny właściciel pensjonatu w Stegnie.
Niemcy rezygnują z urlopu nad Bałtykiem
Okazuje się, że branża hotelarska i gastronomiczna musi się zmierzyć z kolejnym problemem. Chodzi w tym wypadku o turystów z Niemiec, którzy co roku chętnie przyjeżdżali nad polskie morze i zostawiali sporo pieniędzy. Jednym z miast, które żyło z urlopowiczów zza zachodniej granicy był Kołobrzeg. Nikogo nie dziwiły szyldy reklamowe w języku niemieckim, czy niemieckie stacje w hotelowych telewizorach.
– Od nich można też liczyć na napiwki, zwłaszcza w restauracji. Czy są wymagający? Oczekują standardu, za który płacą. Ale nie wykłócają się, jak to się zdarza Polakom. Niestety, jest ich u nas dużo mniej niż przed pandemią – powiedziała Agnieszka, recepcjonistka w pięciogwiazdkowym kołobrzeskim hotelu, cytowana przez „Gazetę Wyborczą”.
Do braku turystów z Niemiec przyczyniła się inflacja. Przez jej wzrost ceny wypoczynku w Polsce przestają być konkurencyjne. Tak więc nasi zachodni sąsiedzi, zamiast jechać do Kołobrzegu, chętniej wybierają kurorty w północnej Afryce czy w Turcji.
– Niemcy są bardzo pragmatycznym narodem. Umieją liczyć. Biura turystyczne z hotelami w Turcji rozliczają się w dolarach. Rok temu dolar kosztował prawie 5 zł, teraz nieco ponad 4 zł. Więc wyjazdy w tamten rejon świata też są atrakcyjne – powiedział Ryszard Woźniak, dyrektor hotelu Mona Lisa Wellness & Spa.
Swoje trzy grosze do tej sytuacji dorzucił również PiS i jego antyniemiecka polityka. – Brutalna prawda jest taka, że Niemcy są narodem rozpolitykowanym, a Polska, ze względu na panującą u nas atmosferę, nie jest dla nich przyjaznym krajem. Przyznają to otwarcie w rozmowach ze mną – dodał Ryszard Woźniak.
Źródło: Wyborcza.pl