Katarzyna Kotula: PiS pozbawił kobiety podstawowej opieki medycznej
– Nie wiem, czy obecną sytuację, która jest już tragiczna, można jeszcze bardziej pogorszyć. Żeby do tego nie doszło, opozycja musi wygrać najbliższe wybory, a następnie zająć się tymi kwestiami w celu przywrócenia kobietom opieki medycznej, której PiS z powodów ideologicznych je pozbawił. – Z Katarzyną Kotulą, posłanką Lewicy, o sprawie Justyny Wydrzyńskiej, prawach kobiet, proteście osób z niepełnosprawnościami i nadchodzących wyborach, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno skazana za pomoc w przeprowadzeniu aborcji została Justyna Wydrzyńska. Jak Pani to skomentuje?
Katarzyna Kotula: Jest to wyrok absolutnie skandaliczny i polityczny. Nie tylko dlatego, że sędzia, która rozpatrywała tę sprawę i wydała wyrok została szybko awansowana, lecz także dlatego, że będąc na sali rozpraw, słyszałam argumentację prokuratury, której celem było „polowanie na czarownicę”.
Dzisiaj prokuratura skupia się na tym, żeby ścigać kobiety, które pomagają innym kobietom w trudnych sytuacjach, czego przykładem jest skazanie Justyny Wydrzyńskiej na osiem miesięcy prac społecznych. Tylko że do aborcji w ogóle nie doszło. Nie ulega wątpliwości, że rządzący próbują zastraszyć organizację kobiece poprzez ten wyrok. Jednak należy powiedzieć, że nie byłoby tej sprawy, gdyby została przyjęta ustawa o dekryminalizacji aborcji, którą zaproponowała Lewica zaraz po ogłoszeniu wyroku Trybunału Julii Przyłęskiej w 2020 roku. Projekt ten umożliwiłby pomoc kobietom, które potrzebują aborcji, a którym pomagają bliscy.
Natomiast zgodnie z wyrokiem, który zapadł wobec Justyny Wydrzyńskiej, osoby, które wspierają kobiety, powinny być ścigani przez prokuraturę. Następnie zaś stanąć przed sądem, co byłoby skandaliczną sytuacją, ale również nierealną. Polska musi zliberalizować prawo aborcyjne, żeby do takich sytuacji więcej nie dochodziło.
Była Pani na sali rozpraw. Jakie było uzasadnienie tego wyroku?
Częściowo zostało ono utajnione i nie znamy jego większej części. Oczywiście mam nadzieję, że wkrótce się to zmieni, gdyż wyrok zakończy się apelacją. Jednak zanim do niej dojdzie, to mam nadzieję, że do tej pory uzasadnienie będzie już znane.
Natomiast, odpowiadając na Pana pytanie, prokurator próbował przekonać, że fakt podania numeru telefonu czy jakiejkolwiek innej informacji o miejscu, gdzie kobieta może dokonać aborcji, jest już pomocnictwem i za to, zdaniem prokuratora, powinno się karać. Sąd tych argumentów nie przyjął jako zasadne i mam nadzieję, że tak również się stanie w drugiej instancji.
Należy powiedzieć, że może tego rodzaju argumentacja mogła być spowodowana faktem, że w międzyczasie był procedowany projekt Kai Godek, który miał karać organizacje kobiece, które pomagają kobietom poprzez udzielenie informacji, gdzie można otrzymać odpowiednią pomoc medyczną lub mówią w jaki sposób to zrobić za pomocą aborcji farmakologicznej.
Powiedziała Pani, że był to proces polityczny. Czy w Pani ocenie świadczy o tym również fakt, że część uzasadnienia została utajniona?
To jest zaskakujące w sytuacji, gdy mamy do czynienia z najgłośniejszym procesem dotyczącym pomocnictwa, a przed sądem po raz pierwszy staje aktywistka oskarżona o pomoc w przeprowadzeniu aborcji. Dobrze byłoby, gdyby opinia publiczna mogłaby poznać uzasadnienie orzeczenia.
Problemem jest również fakt, że wiedza o rzeczywistości aborcyjnej jest wciąż mała. Mówię to na podstawie przebiegu sprawy, ale również tego, co mówią niektórzy politycy, którym wydaje się, że dzisiaj, tak samo jak w latach 90. istnieje nadal podziemie aborcyjne. Niestety, tak nie jest, gdyż 95% przeprowadzanych aborcji to aborcje farmakologiczne. Co na sali sądowej również wybrzmiewało. Podobnie, jakoby kobieta nie mogłaby przerwać ciąży, co nie ma żadnej podstawy prawnej, gdyż według obecnych zapisów prawnych, karane jest tylko pomocnictwo.
Powiedziała Pani, jak wygląda sytuacja kobiet i że w tej sprawie potrzebna byłaby debata. Jednak, jeśli weźmie się pod uwagę, że ugrupowania opozycyjne mają różne pomysły, w jaki sposób rozstrzygnąć tę kwestię – zliberalizować prawo lub przeprowadzić referendum, to czy taka debata byłaby możliwa?
Sądzę, że tak. Cieszę się również, że Koalicja Obywatelska wyraża poparcie dla postulatu liberalizacji aborcji, bo propozycja Polski2050 i PSL-u nie jest dobrym rozwiązaniem z kilku powodów.
Po pierwsze referendum odbyło się w Irlandii i dzięki temu udało się usunąć pewne zapisy, które były w konstytucji. To było możliwe tylko poprzez referendum.
Po drugie referendum nie robi się w obszarze praw człowieka, bo można byłoby zacząć dyskusję, czy aby nie rozpisać podobnego referendum w sprawie na przykład kary śmierci. Podstawowe pytanie, co zrobić w sytuacji, gdyby referendum w sprawie kary śmierci zostało przegrane, gdyż obywatele chcieliby zmienić zapisy w kodeksie karnym? W mojej ocenie należy zrobić wszystko, żeby konserwatywni politycy poparli ustawę ratunkową Lewicy, która dekryminalizuje aborcję, gdyż takie rozwiązanie jest możliwe. Oczywiście nie byłaby to liberalizacja prawa, ale ta jest możliwa dopiero po wygranych wyborach przez opozycję, zwłaszcza że społeczeństwo tego chce, co pokazują badania.
Jak Pani sądzi, czy dzięki sprawie Justyny Wydrzyńskiej Zjednoczonej Prawicy uda się wywołać jeszcze większy efekt mrożący wśród kobiet, lekarzy i społeczeństwa?
Efekt mrożący już jest od czasu wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej. Natomiast należy powiedzieć wprost, że środowisko lekarskie od tego czasu nie stanęło na wysokości zadania. O tym też trzeba mówić, jak i również zaprosić lekarzy do dyskusji o aborcji, po odsunięciu Zjednoczonej Prawicy od władzy. Ponieważ, mimo że lekarze mają dzisiaj związane ręce, to są potrzebni.
Odpowiadając na Pana pytanie, nie sądzę, żeby wyrok wprowadził jeszcze większy efekt mrożący. Mam nadzieję, że Zjednoczonej Prawicy mimo licznych prób nie uda się całkowicie zastraszyć kobiet, zwłaszcza że rośnie w społeczeństwie świadomość dotycząca aborcji. Tego nie uda się zatrzymać.
Jak ponad dwa lata po wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej, który zakazał aborcji wygląda sytuacja kobiet?
Sytuacja jest trudna i to nie tylko z powodu wyroku Trybunału Julii Przyłębskiej.
Jeśli weźmie się pod uwagę osiem lat rządów Zjednoczonej Prawicy, to należy powiedzieć, że od początku koalicja rządząca robiła wszystko, żeby uderzać w prawa kobiet. Jako przykład można podać jedną z pierwszych decyzji ministra zdrowia, który zamknął rządowy program in vitro. Wówczas kobiety i ich partnerzy, którzy starają się o dzieci, a z powodów zdrowotnych nie mogą ich mieć, zostali bez wsparcia. Trudno mówić o Zjednoczonej Prawicy, która próbuje się kreować jako rząd prorodzinny, że faktycznie stoi na straży polskiej rodziny, gdy jednocześnie odbiera młodym kobietom możliwość posiadania dzieci.
Kolejnym takim przykładem była antykoncepcja awaryjna, czyli tabletka „dzień po”, która nie jest środkiem poronnym. W mojej ocenie należy wrócić do ustawy z 1997 roku, która mówi, że państwo ma obowiązek zagwarantować kobietom dostęp do refundowanej i nowoczesnej antykoncepcji. Lista tych zaniedbań jest długa.
Wspomniała Pani o projekcie Kai Godek, który został odrzucony w pierwszym czytaniu na początku marca. Jak bardzo koalicja rządząca może pogorszyć jeszcze sytuację Polek przed wyborami?
Nie wiem, czy obecną sytuację, która jest już tragiczna, można jeszcze bardziej pogorszyć. Żeby do tego nie doszło, opozycja musi wygrać najbliższe wybory, a następnie zająć się tymi kwestiami w celu przywrócenia kobietom opieki medycznej, którą PiS z powodów ideologicznych je pozbawił.
Nie jest to jednak jedyny obszar dyskryminacji kobiet, bo należy wprowadzić równouprawnienie kobiet i mężczyzn na rynku pracy, gdyż dzisiaj Zjednoczona Prawica ma jedną wizję kobiety w społeczeństwie. Polki mają rodzić dzieci i je wychowywać i być darmową siłą opiekuńcza, co świetnie pokazuje protest w Sejmie. To zaś pokazuje szeroki zakres dyskryminacji, w której aborcja jest jednym z bardzo wielu elementów.
Powiedziała Pani, że żeby sytuację kobiet zmienić opozycja musi wygrać wybory. Jednak, co oznaczałaby dla społeczeństwa kolejna kadencja Zjednoczonej Prawicy?
W obszarze praw kobiet byłby to jeszcze większy regres, co trudno sobie wyobrazić. Jednak przy rozwiązaniach, które wprowadziła Zjednoczona Prawica taki scenariusz jest możliwy. Natomiast, co można by było jeszcze bardziej zepsuć, to trudno mi sobie wyobrazić, bo jako kobiety już jesteśmy w dramatycznej sytuacji
Mam nadzieję, że do urn wyborczych w najbliższych wyborach pójdą kobiety oraz młodzi w celu zakończenia rządów Zjednoczonej Prawicy.
W Sejmie od kilku dni trwa protest opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Rząd natomiast proponuje podwyższenie świadczeń dla niepełnosprawnych i możliwość pracy dla ich opiekunów. Jak Pani to skomentuje?
Przede wszystkim należy powiedzieć, że politycy obozu władzy lubią się chwalić swoimi dokonaniami. Tylko przez trzy lata podkomisja ds. osób z niepełnosprawnościami nie spotykała się pomimo licznych apeli. Nie przeszkadzało to jednak przewodniczącemu pobierać uposażenia w wysokości 42 000 miesięcznie. Dzisiaj zaś sytuacja jest dramatyczna, gdyż opiekunowie protestują w Sejmie i pod kancelarią prezydenta.
Sądzę, że PiS, żeby zażegnać kryzys, będzie chciał podzielić środowisko, co niestety już się dzieje, a co może być w niektórych przypadkach proste lub trudne, gdyż osoby niepełnosprawne i ich opiekunowie mają różne potrzeby. Resort polityki społecznej zapewniał, że projekty, które były składane przez opozycję zostaną zrealizowane wtedy, gdy dojdzie do reformy orzecznictwa. Niestety przez osiem lat politycy Zjednoczonej Prawicy nie byli w stanie przygotować dobrego programu.
Powiedziała Pani, że rządzący będą chcieli podzielić opiekunów osób z niepełnosprawnościami. Jak Pani sądzi, czy rządzącym to się uda?
Najpierw propaganda rządowa szczuła na lekarzy, mówiąc że mogą wyjechać. Następnie na nauczycieli, gdy ci walczyli o godne płace, a dzisiaj próbują napuścić opiekunów osób niepełnosprawnych na siebie, którzy walczą o podwyższenie renty socjalnej w Sejmie, na tą grupę, która chciałaby łączyć wykonywanie zawodu z opieką nad osobą niepełnosprawną. Najgorsze, co mogłoby się wydarzyć, to podzielenie tego środowiska, które mimo wszystko ma świadomość, że potrzeby są różne.
Politycy Zjednoczonej Prawicy deklarują, że są „za życiem”. Natomiast, kiedy stykają się z problemami osób słabszych nie potrafią ich rozwiązać. Jak Pani to skomentuje?
Przede wszystkim rządy Zjednoczonej Prawicy przez osiem lat wystawiły wiele grup społecznych poza nawias społeczeństwa z prostego powodu. W mniemaniu Jarosława Kaczyńskiego nie są to jego wyborcy, a więc nie przysługują im żadne prawa. Dlatego właśnie potrzebna jest solidarność środowiska osób, które PiS wyklucza.
Bardzo dziękuję za rozmowę.