Justyna Kowalczyk-Tekieli pożegnała ukochanego męża. Trudno się nie wzruszyć czytając wpis mistrzyni

We wtorek odbył się pogrzeb tragicznie zmarłego Kacpra Tekielego. Justyna Kowalczyk-Tekieli zamieściła w sieci słowa, jakimi pożegnała męża.

Tragiczna śmierć Kacpra Tekielego

Tragiczna śmierć w Szwajcarii męża Justyny Kowalczyk-Tekieli, Kacpra Tekielego wstrząsnęła wszystkimi fanami sportowej pary. Tekieli został porwany przez lawinę podczas zejścia ze szczytu Jungfrau (4158 m n.p.m). Z całej Polski do naszej multimedalistki olimpijskiej popłynęły głosy wsparcia – od kibiców, przez ekspertów, artystów, na politykach kończąc.

We wtorek odbył się pogrzeb Kacpra Tekelego na cmentarzu Oliwskim w Gdańsku. Następnego dnia Justyna Kowalczyk zamieściła na Facebooku chwytający za serce wpis, w którym podziękowała wszystkim za słowa wsparcia w ostatnich dniach. Polska multimedalistka olimpijska podzieliła się też z internautami słowami pożegnania, jakie wygłosiła podczas pogrzebu męża.

Poruszające słowa Justyny Kowalczyk-Tekieli

„Nie będę mówić do Kacpra, bo my żeśmy sobie wszystko mówili. Dziwne to jak na sytuację, ale ja wiem wszystko, co chciał mi powiedzieć. On też, jeśli miał ten ułamek sekundy, by zrozumieć, co się dzieje, wiedział, że odchodzi bardzo kochany. Będę więc mówić o nim do was” — rozpoczęła Justyna Kowalczyk-Tekieli.

„Ostatnią karkołomną wspinaczkę Kacper miał zrobić 7 września 2021 r. w Krakowie. Kilka dni wcześniej urodził się Hugo. Miał okazję przytulić się do naszego chłopczyka, do mnie nie. Przepisy antycovidowe. Przyjeżdżał do szpitala każdego kolejnego dnia, stał pod balkonem i z czwartego piętra rozmawiałam z nim przez telefon. Bardzo mu uwierało to, że nie mógł mnie przytulić, podziękować. Bardzo. Kacper, jak Kacper, wysłał mi po kilku dniach SMS-a, że dziś się do mnie będzie wspinał. Budynek otynkowany, czwarte piętro. Trochę średnio. Na szczęście w ciągu pół godz. otrzymałam również wiadomość, że możemy wyjść ze szpitala. Ostatnią jego karkołomną wspinaczką była Direttissima na Mięguszu. Przebiegł ją wręcz. Nie myślcie, że to był szczyt jego możliwości — wysłał w tym czasie do mnie z 10 SMS-ów. Wrócił do domu nieswój. Niby sukces, ale przytulił się i powiedział, że już tak nie chce” — opisała Justyna Kowalczyk-Tekieli.

(…) „Był cudownym człowiekiem. Tak cudownym, jak jego przyjaciele. Andrzej Bargiel, Janusz Gołąb, chłopaki, to, że rzuciliście wszystko na kilka godzin po tym, jak wszczęłam alarm i ruszyliście autem do Szwajcarii, to największe człowieczeństwo, jakie mnie w życiu spotkało. Kacper zrobiłby dla was dokładnie to samo! A gdy on pakowałby plecak ze szpejem, ja na szybko wrzucałabym do torby pieluchy i mlenio, bo na pewno nie zostawiłabym go samego w takiej sytuacji. Bez względu na wszystkie plany. Dziękuję, że wszystko załatwiliście za mnie już na miejscu, gdy Kacperka odnaleziono” — zaznaczyła.

„Byłam żoną najwspanialszego człowieka na świecie, który był ALPINISTĄ. Choć sama gór się boję (trójkowe trudności to granica mojego komfortu), to starałam się go ze wszystkich sił wspierać. Na tym moim zdaniem polega miłość. A on nie byłby taki fantastyczny, gdyby nie góry… Doceniam, że mogłam się z nim pożegnać. Nie każda żona alpinisty ma taką możliwość. Wyjście od niego i zamknięcie za sobą na zawsze drzwi to najtrudniejsza rzecz, jaka mnie w życiu spotkała” — wyznała.

Źródło: Onet Przegląd Sporotowy

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *