Gdzie są granice absurdu?! Sędzia od Ziobry wydał zarządzenie… w swojej sprawie. „Motywacja była prosta”
Daniel Jurkiewicz to nominat Zbigniewa Ziobry, który rozpoczął prezesowanie w Sądzie Okręgowym w Poznaniu. Sędzia podjął kuriozalną decyzję.
„Gazeta Wyborcza” opisuje kopa w górę, jakiego dostał sędzia Daniel Jurkiewicz. To nominat Zbigniewa Ziobry, który od 4 maja jest prezesem Sądu Okręgowego w Poznaniu. Zbigniew Ziobro czekał siedem lat na przejęcie władzy w tym sądzie.
Pierwsza decyzja
Gazeta pisze o Jurkiewiczu jako o „nisko ocenianym karierowiczu”. Zaczynał w Chodzieży, później został prezesem sądu w Wągrowcu. Po drodze został komisarzem wyborczym w Pile za co dostawał 55 tys. zł rocznie.
Daniel Jurkiewicz dostał nominację od Andrzeja Dudy i… nie przyszedł pierwszego dnia do pracy w poznańskim sądzie. – Chce brać pieniądze, ale nie chce u nas orzekać – mówili sędziowie i świetnie wyczuli intencje nowego prezesa. Nominat Zbigniewa Ziobry chciał z pensją sędziego sądu okręgowego nadal pracować w Wągrowcu, prosił o oddelegowanie, ale nic z tego nie wyszło.
Po tygodniu przyszedł do pracy i dostał akta jednej ze spraw liczące 100 tomów. Jurkiewiczowi nie przypadło to go gustu. Jako prezes sądu wydał pierwsze zarządzenie i to… w swojej sprawie. Wstrzymał w nim przydział sędziemu Danielowi Jurkiewiczowi (czyli sobie) nowych spraw w wydziale karnym. Do tego przeniósł sam siebie do wydziału karnego odwoławczego.
Różnica polega na tym, że w wydziale karnym musiał orzekać i to w skomplikowanych sprawach, a w odwoławczym ocenia wyroki sądów rejonowych w sprawach mniej skomplikowanych.
Ktoś tu jest leniwy
Sędziowie z Poznania uważają, że Jurkiewiczowi nie chce się po prostu pracować. Bartłomiej Przymusiński, sędzia z Poznania i rzecznik Stowarzyszenia Sędziów Polskich „Iustitia”, nie jest zaskoczony zarządzeniem nowego prezesa.
– Gdybym chciał być złośliwy, powiedziałbym, że może to wyraz troski o dobro stron postępowań, które dzięki temu nie będą miały wyroków wydanych wadliwie przez neo-sędziów. Sędzia Jurkiewicz został wadliwie powołany – mówi „Wyborczej”. – Motywacja była prosta – chodzi o to, by się nie przepracowywać – dodaje.
– Nie jest to zaskakujące, bo obecnie w sądownictwie na tak wysokie stanowiska są powoływane osoby, które kierują się głównie osobistymi korzyściami – dostają wysokie stanowisko, wysokie wynagrodzenia, a jak dołożą do tego brak pracy, to żyć, nie umierać – konkluduje Bartłomiej Przymusiński.
Źródło: Gazeta Wyborcza