Dr Joanna Gocłowska-Bolek: Referendum w sprawie aneksji Essequibo wpisuje się w politykę wewnętrzną Wenezueli
Referendum, które rząd Maduro zdecydował się przeprowadzić, wpisuje się w politykę wewnętrzną Wenezueli. Nie oznacza to jednak, że nie należy rozważać ewentualnych konsekwencji międzynarodowych takiego referendum, jednak jego główny nacisk był położony na sprawy wewnętrzne, gdyż w przyszły roku w Wenezueli mają się odbyć wybory prezydenckie. – Z latynoamerykanistką i ekonomistką z Uniwersytetu Warszawskiego, dr Joanną Gocłowską-Bolek, na temat referendum w Wenezueli w sprawie aneksji terytorium Gujany i jego konsekwencji dla Caracas, Georgetown i Ameryki Łacińskiej oraz sytuacji polityczno-społecznej w regionie, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno w Wenezueli odbyło się referendum w sprawie aneksji terytorium Gujany, które zostało poparte przez 95% uprawnionych do głosowania. Jak Pani to skomentuje?
Dr Joanna Gocłowska-Bolek: Referendum, które rząd Maduro zdecydował się przeprowadzić, przede wszystkim wpisuje się w politykę wewnętrzną Wenezueli. Nie oznacza to jednak, że nie należy rozważać ewentualnych konsekwencji międzynarodowych takiego referendum, jednak jego główny nacisk był położony na sprawy wewnętrzne, gdyż w przyszły roku w Wenezueli mają się odbyć wybory prezydenckie.
Sądzę, że reżim Maduro poprzez referendum chciał sprawdzić, jakie ma zdolności mobilizacyjne. Tym bardziej, że temat, który został poddany pod referendum, jest jedyną kwestią, która jednoczy społeczeństwo ponad podziałami politycznymi. Mimo to do urn wyborczych nie poszło aż tylu wyborców, co może świadczyć, że zdolności mobilizacyjne reżimu nie są aż tak dobre jak przewidywano.
W przyszłym roku w Wenezueli mają się odbyć wybory prezydenckie.
Natomiast spór między Wenezuelą a Gujaną trwa od ponad wieku. Jak Pani sądzi, czy prezydent Maduro szykuje się już do kampanii prezydenckiej czy też rzeczywiście jest gotowy podjąć konkretne działania wobec Essequibo, zwłaszcza że w Wenezueli jest to temat, który jednoczy społeczeństwo ponad podziałami politycznymi?
To jest spór, który jest istotny dla polityki zagranicznej Wenezueli i istnieje już od ponad 120 lat. A więc od czasu arbitrażu międzynarodowego, w ramach którego przyznano ten region jeszcze Gujanie Brytyjskiej. Od tego czasu, Wenezuela nie zaakceptowała tej decyzji nawet po uzyskaniu niepodległości w1966 roku przez Gujanę. Należy powiedzieć, że działania Wenezueli zintensyfikowały się, gdy na jaw wyszły szczegóły dotyczące arbitrażu. To znaczy, iż państwa, które rozstrzygały spór Esseauibo, a więc przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych i Rosji, były w zmowie. Strona wenezuelska próbowała w tej sprawie podejmować jakieś działania dyplomatyczne, żeby zmienić tę decyzję, ale bez większych efektów.
Natomiast jeśli chodzi o obecną eskalację działań, należy powiedzieć, że w sposób wyraźny nakłada się ona na sytuację wewnętrzną Wenezueli. Ponieważ w ten sposób reżimowi Maduro udaje się odwrócić uwagę społeczeństwa od kryzysu gospodarczego, który jest dla niego olbrzymim wyzwaniem. Zaś narracja jest ukierunkowana na sprawę, która może posłużyć reżimowi w czasie kampanii wyborczej, zwłaszcza że jednoczy ona społeczeństwo ponad podziałami politycznymi. Sądzę, że w czasie kampanii prezydenckiej w Wenezueli będzie to główny temat, gdyż tylko poprzez poczucie zagrożenia uda się reżimowi zbudować jakieś poparcie dla dalszych swoich rządów.
Na ile Maduro rzeczywiście wykorzystuje temat Essequibo w celach politycznych, a na ile jest gotowy podjąć konkretne działania w celu aneksji tych terenów?
Trudno powiedzieć, czy Nicolas Maduro zdecyduje się podjąć jakieś realne kroki wobec Essequibo, które mogłyby zamienić się w pełnoskalowy konflikt w regionie. Jednak wątpię, żeby się zdecydował na rozwiązanie, które mogłyby do tego doprowadzić, ponieważ Wenezuela nie byłaby w stanie wygrać takiego konfliktu, a musiałaby się liczyć w takiej sytuacji z silną reakcją ze strony partnerów Gujany. A więc przede wszystkim Rady Bezpieczeństwa ONZ czy Brazylii, która już na granicy z Gujaną wzmocniła swoje siły. Tym bardziej, że jakiekolwiek działania zbrojne musiałyby przebiegać przez jej ganicie, gdyż jest to teren trudny dla przemieszczania się wojsk. Działania brazylijskiego rządu pokazują, że nie wyraziłby on zgody na takie działania na swoim terytorium.
A zatem odpowiadając na Pana pytanie, sądzę, że do realnych działań raczej nie dojdzie, zwłaszcza że droga morska, która mogłaby być jakąś alternatywą dla Maduro, również jest odcięta, gdyż w regionie pojawiła się marynarka Stanów Zjednoczonych. Jedyny scenariusz, który w mojej ocenie jest możliwy, to ewentualna próba przeprowadzania prowokacji ze strony ludności tubylczej, która byłaby zachęcana do takich działań przez Wenezuelę, gdyż Maduro nie ma realnych możliwości do eskalacji konfliktu, ale trudno przewidzieć rozwój wydarzeń, zwłaszcza że reżim zapowiada zakupy broni w Rosji.
Kto w regionie mógłby poprzeć roszczenia Maduro wobec Gujany?
Nikt w regionie nie popiera roszczeń Wenezueli z czego Maduro doskonale zdawał sobie sprawę. Dlatego sądzę, że jest to ruch przede wszystkim na użytek wewnętrzny, a nie zewnętrzny.
Region, który chce zając Maduro, jest bardzo bogaty w surowce naturalne. Jak ewentualna aneksja Essequibo wpłynęłaby na wenezuelską gospodarkę?
Po pierwsze, nie wierzę, żeby Wenezuela zdecydowała się na takie działanie wobec Gujany.
Natomiast, odpowiadając na Pana pytanie w regionie Essequibo od 2015 roku są odkrywane kolejne złoża ropy naftowej. Wszystkich odwiertów dokonują amerykańskie koncerny. Nawet w sytuacji, gdyby Maduro zdecydowałby się zaanektować ten region to Wenezuela, de facto, nie miałaby żadnych korzyści z tych surowców naturalnych, gdyż nie jest w stanie ich wydobyć. A zatem wątpię, żeby ewentualna aneksja Essequibo była podyktowana poprawieniem sytuacji gospodarczej kraju.
Jak Pani sądzi, czy sprawa Essequibo rzeczywiście pomoże Maduro w kampanii wyborczej?
W mojej ocenie przeprowadzenie tego referendum, należy rozpatrywać w kilku kategoriach.
Po pierwsze, w październiku odbyły się prawybory w Wenezueli, które wygrała Maria Machado, a która w przyszłorocznych wyborach prezydenckich jest w stanie zagrozić Marudo. Tym bardziej, że opozycja skupiła się wokół jej kandydatury. Reżim Maduro zdaje sobie z tego sprawę i dlatego zdecydował się ogłosić referendum, żeby sprawdzić jakie ma możliwości mobilizacyjne przed przyszłorocznymi wyborami.
Jednak należy powiedzieć, że jak wynika z oficjalnych danych dotyczących frekwencji, według Najwyższego Trybunału Wyborczego wyniosła 10,5 mln wyborców, co jest mało możliwe, gdyż oznaczałoby to, że ponad połowa Wenezuelczyków wzięła udział w referendum. Zaś jeśli weźmie się pod uwagę relacje z lokali wyborczych, to należy powiedzieć, że w znakomitej większości świeciły one pustkami. Ponadto duża część obywateli wyjechała już z kraju, a więc nie jest możliwa tak duża frekwencja. Nie oznacza to jednak, że Maduro ma narzędzie, którego będzie używał w czasie kampanii.
Co referendum, które okazało się porażką, oznacza dla reżimu Maduro i przyszłorocznych wyborów prezydenckich?
Wszystko zależy od tego, jakie wnioski wyciągnie reżim Maduro i jakie działania podejmie, zwłaszcza w sytuacji, gdy referendum nie jest wiążące. A więc nadal opinia międzynarodowa czeka na wyrok Trybunału Sprawiedliwości, który raczej nie zostanie szybko ogłoszony, ale można przewidzieć, że jego celem będzie zachowanie statusu quo w regionie. Kluczowe pytanie jest następujące: czy orzeczenia międzynarodowych trybunałów zostaną uznane prze reżim Maduro? Na ten moment trudno powiedzieć, co nie zmienia fakt, że referendum jest elementem polityki wewnętrznej Maduro i z pewnością będzie przez niego wykorzystywane w przyszłości. Tym bardziej, że wkrótce mają wejść w życie uchwały, które przewidują, że za wypowiadanie się przeciwko Wenezueli, osoby takie będą traktowane jak zdrajcy racji stanu.
To z kolei ma uderzyć w najbliższe otoczenie Marii Machado w celu zastraszenia jej współpracowników i jej samej, żeby nie dopuścić do zdobycia przez nią jeszcze większej popularności, co z kolei mogłoby jeszcze bardziej zagrozić Maduro. Sądzę, że będą to narzędzia przydatne dla reżimu w walce z opozycją.
Społeczeństwa latynoamerykańskie oczekują zmian. Jak Pani sądzi, czy kandydatka opozycji jest nadzieją na zmianę polityczno-społeczno-gospodarczą w Wenezueli?
Machado jest szansą na zmianę w Wenezueli. Sądzę, że opozycja jednoczące się wokół jej kandydatury już to pokazała. Mimo iż reżim starał się pogłębiać podziały po stronie opozycji, to udało się jej wybrać wspólnego kandydata w wyborach prezydenckich, co powoduje, że Maduro jest w trudnej sytuacji, zwłaszcza że opozycja ma szansę wygrać. Jednak należy powiedzieć, że Maduro ma możliwości, żeby utrudnić kampanię Machado, a nawet uniemożliwić jej start w wyborach, mimo iż Stany Zjednoczone zgodziły się tymczasowo zawiesić sankcje na reżim, ale pod warunkiem, że do wyborów zostaną dopuszczeni kandydaci opozycji, a ich prawa uszanowane. Maduro na to się zgodził, ale już po jego działaniach widać, że łamie warunki porozumienia, co może oznaczać tylko jeszcze większą eskalację przemocy politycznej. Tym bardziej, że prezydent nie zamierza ustępować i łagodzić swoich rządów w celu jakichkolwiek przemian demokratycznych.
Jak Pani sądzi, czy Maduro utrzyma władzę w Wenezueli?
Sądzę, że tak, gdyż wybory nie będą spełniać zasad demokratycznych. Jeśli Maduro jeszcze przed rozpoczęciem oficjalnej kampanii używa takich narzędzi wobec opozycji, to nie pozwala to na snucie optymistycznych scenariuszy. Tym bardziej, że jest on w pewnym sensie „zakładnikiem” reżimu, ponieważ nie jest tylko głową państwa autorytarnego, ale również narkotykowego, które zostało zbudowane na fundamentach o charakterze korupcyjnym.
A zatem odpowiadając na Pana pytanie, zarówno w jego interesie jak i ludzi z nim powiązanych nie jest oddawanie władzy, gdyż jest bardzo dużo interesów, w które są uwikłani przedstawicieli najwyższych władz Wenezueli razem z samym Maduro. A bez nich system przestałby funkcjonować, tak jak teraz.
Bardzo dziękuję za rozmowę.