Dni Bielana w polityce są policzone? „Prezes zawiesił z nim kontakty”
Adam Bielan zaczął być trzymany na dystans przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego. To nie wróży niczego dobrego liderowi Republikanów.
Afera w Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) cały czas pączkuje. Instytucja to łup polityczny, który przypadł Republikanom Adama Bielana. Do NCBiR wszedł unijny OLAF – odpowiedzialny za zwalczanie korupcji, a to znaczy, że Adam Bielan ma jeszcze większe kłopoty.
Republikanie to gorący kartofel
Na Nowogrodzkiej mają pełną świadomość, że dalsze trzymanie w koalicji Republikanów to proszenie się o kłopoty. Wirtualna Polska informuje, że Prawie i Sprawiedliwości dominuje front chętnych do pozbycia się z prawicowego namiotu formacji Adama Bielana. W PiS nie mają wątpliwości, że afery NCBiR nie da się wygasić lub wziąć na przeczekanie.
Ponadto Republikanie nie wnoszą żadnej wartości dodanej. – Mają zerowe poparcie, nie poszerzają elektoratu, nic za nimi nie stoi. Bez PiS tych ludzi by nie było – mówi polityk PiS.
Jarosław Kaczyński zawsze miał dobre relacje z Adamem Bielanem, ale w ostatnim czasie prezes ma do niego szczególnie chłodne podejście. – Prezes zawiesił z nim kontakty. Oni wszyscy są odcinani od Nowogrodzkiej. Stanowią dziś problem – słychać w partii władzy.
W obozie władzy powszechne jest przekonanie o tym, że Republikanów łączą jedynie interesy, a kwestie programowe mają dla nich trzeciorzędne znaczenie.
Miliony na słupy
W zeszłym tygodniu „Gazeta Wyborcza” opublikowała fragmenty zeznań 30-letniego informatyka. Mężczyzna był przesłuchiwany przez policję i nagle zaczął opowiadać o wyłudzeniach milionowych dotacji z NCBiR na słupy. Jak można było przypuszczać, nitki prowadzą do ludzi operujących wokół Republikanów.
30-latek opisał szczegółowo mechanizm wyłudzenia pieniędzy na słupy. Składa się wniosek o grant na prace nad jakąś innowacją. W jego przypadku chodziło o prace nad specjalistycznymi kamizelkami dla chorych na mukowiscydozę. Po jakimś czasie składa się raport, że badania nie przyniosły skutku, a pieniądze zostają w kieszeni.
Wniosek o grant pomógł mu napisać człowiek, którego poznał w internecie. Gdy dotacja z NCBiR znalazła się na koncie, polecił mu przelać część pieniędzy do jednego z kantorów w celu przewalutowania. 30-latek nie zobaczył już ich na oczy, a po resztę gotówki przyszli recydywiści z Mokotowa.
Źródło: Wirtualna Polska