Adwokat Sebastiana M. cytuje Wojciecha Młynarskiego i żali się na hejt. „Choćby cała Polska krzyczała…”

Mec. Bartosz Tiutiunik udzielił wywiadu ” Gazecie Wyborczej”. Obrońca Sebastian M. przyznał, że zalewa go hejt z powodu obrony kierowcy BMW.

16 września Sebastian M., pędząc autostradą A1 swoim BMW spowodował wypadek, w którym zginęła trzyosobowa rodzina, w tym pięcioletnie dziecko. Mężczyzna był poszukiwany listem gończym, wydano za nim też Europejski Nakaz Aresztowania oraz wystawiono czerwoną notę Interpolu. Wiadomo było, że sprawca tragedii wyjechał z Polski. Nie było jednak pewne, gdzie przebywa. Pojawiły się doniesienia o Dominikanie. Okazało się, że obrał inny kierunek. Kilka dni po wypadku szef MSWiA Mariusz Kamiński poinformował, że M. został zatrzymany w Zjednoczonych Emiratach Arabskich.

Według danych przekazanych przez mecenasa Bartosza Tiutiunika, sprawca wypadku posługiwał się w ZEA dokumentami wystawionymi w Niemczech. Prawnik zapewniał, że on i jego klient mają świadomość istnienia umowy ekstradycyjnej pomiędzy Polską a Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi, na mocy której można było dokonać ekstradycji kierowcy BMW, który pędził ponad 300 km/h na autostradzie A1.

Teraz adwokat Bartosz Tiutiunik udzielił wywiadu „Gazecie Wyborczej”, w którym przyznał, że spotkał go hejt za wzięcie sprawy Sebastiana M. i opowiedział m.in. o tym, dlaczego zdecydował się bronić kierowcy BMW.

– Choćby cała Polska krzyczała „Ukrzyżuj!”, decyzja musi się opierać na dowodach i na obowiązującym prawie. Tylko i aż na tym. To między innymi rola adwokata, zwłaszcza na sali rozpraw — powiedział Tiutiunik w rozmowie z ”Gazetą Wyborczą”.

– Tylko ja znam treść wszystkich komentarzy, które były potem usuwane, tylko ja wiem, co ludzie wypisywali do mnie i o mnie w wiadomościach SMS, MMS czy w mailach, co wykrzykiwali do słuchawki, dzwoniąc do mnie czy do kancelarii. Widziałem też, że nagle osoby, z którymi nigdy nie miałem w swojej praktyce zawodowej styczności, oceniają moją pracę skrajnie negatywnie, nie polecają moich usług, odradzają korzystanie z nich, można nawet powiedzieć, że mnie innym „zohydzają”. […] Dopadł mnie hejt — powiedział rozmówca ”Wyborczej”.

[…] Nie wykonuję zawodu, w którym miarą mojej pracy, jej jakości jest liczba „lajków” w mediach społecznościowych czy ocena osób, które nigdy nie korzystały z mojej pracy, a jej ocenę publicznie prezentują przez pryzmat sprawy czy osoby, której bronię. Ja się naprawdę tym nie przejmuję, jak śpiewał Wojciech Młynarski, „robię swoje”, jak najlepiej potrafię — wyjaśnił mec. Tiutiunik.

Źródło: Wyborcza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *