Po TYCH słowach duchownego wierni wyszli z kościoła. Co na to prokuratura?

Szokująca sprawa zakonnika, który szczuł podczas mszy na ukraińskie kobiety, znalazła swój finał. Duchowny nie poniósł żadnych konsekwencji.

Szczuł na Ukraińców

Początek tej bulwersujące historii sięga końcówki marca ubiegłego roku. Niemal półtora miesiąca po rozpoczęciu wojny przez Władimira Putina i napadzie na Ukrainę o. Jacek z Tyńca postanowił przemówić do wiernych. I podczas rekolekcji w parafii w Stanisławiu Dolnym wygłosił swoiste kazanie, w trakcie którego parafianie opuścili kościół.

Według ich relacji benedyktyn obrażał uchodźców, którzy uciekli do Polski, by szukać schronienia przed wojną. O. Jacek oświadczył m.in. wiernym, że „polskie kobiety powinny uważać na Ukrainki, które przyjechały do Polski, bo te zaraz zaczną uwodzić i odbijać im mężów”. Głosił też, że Jezus kocha tylko ludzi głęboko wierzących, innych „wypluwa”, a wojnę w Ukrainie „wywołali Amerykanie, a teraz chcą zwalić na Rosjan”.

Sprawa stała się medialna. Na słowa duchownego zareagowało Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. – Stanowczo dystansujemy się od tego typu poglądów. Dziękujemy wiernym, którzy zdecydowali się zwrócić uwagę na nadużycia, i zapewniamy, że sprawę traktujemy poważnie. Sytuacja wymaga głębszego namysłu, dziś więc możemy poinformować, że o ile relacje wiernych się potwierdzą, zakonnik zostanie upomniany, zaś opactwo rozważy zastosowanie innych środków dyscyplinarnych, włącznie z zawieszeniem działalności kaznodziejskiej mnicha. W głoszeniu chrześcijańskiego orędzia nie ma nigdy miejsca na tworzenie podziałów, utrwalanie uprzedzeń czy głoszenie teorii spiskowych – napisał rzecznik opactwa, Grzegorz Hawryłeczko.

„Moralna przestroga”

To jednak nie był koniec, bo Ośrodek Monitorowania Zachowań Rasistowskich i Ksenofobicznych poinformował o kazaniu prokuraturę. Ta przyjrzała się skandalicznemu kazaniu i…stwierdziła, że nic takie się właściwie nie stało. W obronie zakonnika stanął proboszcz, a sam zainteresowany został przesłuchany w charakterze świadka i przekonywał, że jego słowa były tylko „moralną przestrogą”.

Co na to prokuratura? Stwierdziła, że choć wypowiedzi zakonnika z Tyńca zawierają kontrowersyjne czy wręcz nieakceptowalne tezy o groźbie rozbijania rodzin przez atrakcyjne Ukrainki, „to trudno doszukiwać się w tych słowach nawoływaniu do nienawiści”. Dlaczego? Bo zdaniem krakowskiej prokuratury zakonnik nie namawiał, ani nie podburzał do określonych zachowań wobec narodu ukraińskiego.

Koniec końców sprawę umorzono. Taka to moralna przestroga.

Źródło: Wyborcza.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *