Kolędowe wytyczne od proboszcza, TYCH tematów lepiej nie zaczynać. „Nie chodzi o to, żeby siedzieć na klatce”
Pewien proboszcz z parafii w Mysłowicach przekazał wiernym kolędowe wytyczne. Jest nawet lista tematów, na które „nie warto tracić czasu” podczas spotkania.
Hej kolęda, kolęda
Ostatnie tygodnie roku i początek nowego to okres wizyt duszpasterskich w domach katolików, czyli popularna kolęda. – Pragnąc dobrze wypełnić funkcję pasterza, proboszcz powinien starać się poznawać wiernych powierzonych jego pieczy. Winien zatem nawiedzać rodziny, uczestnicząc w troskach wiernych, zwłaszcza w niepokojach i smutku, oraz umacniając ich w Panu, jak również – jeśli w czymś nie domagają – roztropnie ich korygując – czytamy w Kodeksie prawa kanonicznego.
Teoretycznie kolęda ma więc na celu spotkanie i zapoznanie się ze swoimi parafianami oraz pobłogosławienia domu. – Księża nie idą po to, żeby kontrolować i przepytywać, ale po to, żeby błogosławić. Po drugie, każde spotkanie z księdzem może być wylaniem swoich żali na Kościół. To może być wcale niezły początek do poważnej rozmowy o wierze – przekonywał na łamach „Tygodnika Powszechnego” abp Grzegorz Ryś. A jak z tym bywa? Pewnie sami najlepiej wiecie.
Coraz częściej można się spotkać z instrukcjami wydawanymi przez parafie czy proboszczów w związku z odwiedzinami w domach wiernych. I nie chodzi tu tylko o wcześniejsze zasygnalizowanie czy w danym gospodarstwie ksiądz jest mile widziany (to akurat niegłupia praktyka). Zdarzają się jednak dużo bardziej szczegółowe wskazówki. Najnowszy przykład pochodzi z parafii rzymskokatolickiej pw. Matki Boskiej Bolesnej w Mysłowicach.
Nie czas na bzdury!
– W dzień kolędy zachowajmy czujność. Nie chodzi o to, żeby siedzieć na klatce schodowej, wystarczy przy uchylonych drzwiach nasłuchiwać dzwonka. Jeśli ktoś ma jakieś zawiłe dojście do domu, to warto wyjść przed dom. Otwarta furtka jest wyraźnym sygnałem, że tam na kolędę czekają. Nie złośćmy się, jeśli kolęda kogoś ominie. Błędy zdarzają się wszystkim – napisał proboszcz.
Wygląda na to, że duchowny nie lubi tracić czasu „na pierdoły” i ceni sobie konkret. Prawdopodobnie stąd jego wskazówki, że „nie możemy kapłana zasypać wieloma pytaniami i zatrzymać go dla siebie, kiedy 20 rodzin czeka w kolejce” oraz zwrócenie uwagi wiernym na poruszane tematy. „Czy warto tracić czas na tzw. tematy-rzeka: polityka, zdrowie, choroby, pogoda itd.” – pyta duchowny w kolędowej instrukcji.
Pozostaje jeszcze kwestia finansowa, którą proboszcz raz dwa rozwiązał. – Kolęda nie obliguje nikogo do składania ofiar pieniężnych. Nie odwiedzamy wiernych po to, żeby zebrać kasę. Ofiara zawsze jest czynem dobrowolnym. Jest wolna od jakiś stawek, zależna wyłącznie od woli i możliwości – napisał. I tego się trzymajmy!
Źródło: Gazeta.pl