Zaskakująca decyzja Nowogrodzkiej ws. kandydata na prezydenta. Prezes wziął sprawy w swoje ręce?

PiS wciąż nie zdecydował ws. kandydata na prezydenta. W partii miały odbyć się w tej sprawie prawybory, ale w ostatniej chwili ktoś zmienił zdanie.

Wydaje mi się, że te prawybory będą na zasadzie: pogadamy, pogadamy, a później będzie jak zwykle. Tak samo jak z reformą partii – przeżywaliśmy to przez dwa miesiące i widać jak zostaliśmy „skutecznie zreformowani” – mówił w ubiegłym tygodniu o prawyborach w PiS jeden z jej polityków w rozmowie z Polską Agencją Prasową. Wszystko wskazywało jednak na to, że to partia wybierze kandydata na prezydenta.

Dla Jarosława Kaczyńskiego byłoby to nawet wygodne. Prezes przesunąłby ciężar odpowiedzialności za wybór kandydata na kandydata na partię, a w razie wyborczej klęski miałby czyste papcie. „Wy tak zdecydowaliście, ja miałem inny plan, więc to nie jest moja porażka” – tak mógłby się później tłumaczyć. Realny scenariusz? Realny.

Jeszcze w środę 23 października wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na pisowskie prawybory. – Jeśli prezes nie zmieni decyzji, oficjalna informacja zostanie podana w ciągu najbliższych kilkudziesięciu godzin. Wszystko wskazuje na to, że będziemy mieli trzech kandydatów: Marcina Przydacza, Tobiasza Bocheńskiego i Przemysława Czarnka – mówił rozmówca Onetu z kręgów Nowogrodzkiej.

I co? I nic, bo prawyborów nie będzie. Taką decyzję za pośrednictwem platformy X przekazał w piątkowe przedpołudnie rzecznik PiS, Rafał Bochenek.

Wyłanianie kandydata na urząd prezydenta w formule prawyborów w naszym środowisku politycznym było przez pewien czas rozważane — ostateczna decyzja nigdy jednak w tej sprawie nie zapadła — zaczął swój wpis Bochenek.

Po uwzględnieniu wszystkich plusów i minusów, a także z uwagi na napięty kalendarz nadchodzących tygodni kierownictwo PiS podjęło decyzję, iż prawybory — ze względu m.in. na kwestie organizacyjne — nie byłyby dobrym rozwiązaniem — dodał.

Co to może oznaczać? A choćby to, że Jarosław Kaczyński jednak postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samemu wybrać potencjalnego następcę Andrzeja Dudy. Nie będziemy kłamać – jesteśmy wielce ciekawi, któż to będzie. Polityczna intuicja podpowiada nam, że prezes wybierze tego, którego po prostu lubi. Mariusz Błaszczak musi mieć się na baczności.

Źródło: Onet

 

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *