Sensacyjne kulisy! To Mastalerek wykończył politycznie koleżankę z Pałacu Prezydenckiego. „W donoszeniu jest lepszy”
„Polityka” opisuje kulisy odejścia szefowej Kancelarii Prezydenta Andrzeja Dudy. Politycznie wykończył ją Marcin Mastalerek.
Szefowa Kancelarii Prezydenta Grażyna Ignaczak-Bandych, tydzień temu odeszła ze stanowiska. Oficjalnym powodem rozstania z Pałacem Prezydenckim były problemy zdrowotne. Tygodnik „Polityka” na podstawie rozmów z pracownikami Kancelarii opisuje kulisy odejścia prezydenckiej minister. Pierwsze skrzypce grał w tej orkiestrze Marcin Mastalerek.
Nauczycielka ze szkoły na Pradze
Grażyna Ignaczak-Bandych zarządzała twardą ręką Kancelarią Prezydenta. – Pani minister zachowuje się jak kierowniczka sklepu z PRL. Idzie jak taran i z nikim się nie liczy. Myśli, że jest pępkiem świata, że jest zaraz po prezydencie – mówi jedna z osób. – Zachowuje się jak nauczycielka użerająca się z niesforną klasą – dodaje.
– Grażyna, zanim trafiła do administracji państwowej, była nauczycielką języka polskiego w szkole na warszawskim Grochowie, gdzie uczyło się dosyć specyficzne praskie towarzystwo – można usłyszeć w kancelarii Prezydenta.
Na naradach wszyscy czuli się jak uczniacy. Odczytywała listę obecności i każdego odpytywała z tego, czym się aktualnie zajmuje. – Kiedy ktoś raportował, czym właśnie zajmuje się jego biuro, ironizowała: „no co pan powie?” – mówi rozmówca tygodnia.
Za pierwszych rządów PiS była dyrektorką generalną w resorcie kultury, od 2007 do 2015 r. pełniła tożsamą funkcję w Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych. Potem trafiła do Kancelarii Prezydenta.
„Lepiej donosi”
Gdy Marcin Mastalerek awansował na szefa gabinetu politycznego Andrzeja Dudy, Grażyna Ignaczak-Bandych poczuła się marginalizowana. Polityk kompletnie nie liczył się z jej zdaniem i odsyłał ją z kwitkiem. Jej pozycja robiła się coraz słabsza, a pracownicy zaczęli na głos mówić, jak ich traktuje.
Nie liczą na to, że Mastalerek będzie traktował ich lepiej.
– Mastalerek ją załatwił, bo w donoszeniu jest po prostu lepszy – podsumowuje informator „Polityki”.
Grażyna Ignaczak-Bandych liczyła, że PiS wygra październikowe wybory, a sama zostanie ambasadorką we Francji.
– Paryż to za wysokie progi. Na emeryturze będzie mogła odpocząć w pompowanym ogrodowym jacuzzi. To prezent pożegnalny od pracowników kancelarii – mówi jeden z urzędników.
Źródło: Polityka.pl