Amerykańska Akademia Filmowa rozdała Oscary! Kinomani, którzy zarwali nockę, by obejrzeć tegoroczną galę, byli świadkami wielkiego triumfu filmu „Oppenheimer”. Dzieło Christophera Nolana zgarnęło siedem statuetek złotego rycerza.
Filmowa bomba
Rok 2023 minął w kinie pod znakiem zjawiska zwanego „Barbieheimer”. Oto w tym samym czasie miała miejsce premiera dwóch najgłośniejszych filmów zeszłego roku: „Oppenheimera” Christophera Nolana i „Barbie” Grety Gerwig. Dwa filmy z przeciwnych biegunów, jeden o twórcy bomby atomowej, drugi o… lalce Barbie. Jeden reklamowany przenikliwym spojrzeniem Cilliana Murphy’ego, drugi – uśmiechniętym obliczem Margot Robbie. Kinomani pokochali oba filmy, Amerykańska Akademia Filmowa bardziej doceniła ten, nazwijmy to, poważniejszy. „Barbie” dostała jedną nagrodę – za piosenkę „What Was I Made For”.
„Oppenheimer” Christophera Nolana zdobyła tej nocy aż siedem nagród: za najlepszy film, reżyserię, najlepsze męskie role, muzykę, zdjęcia i montaż. I są to nagrody w pełni zasłużone, bo ta opowieść o Robercie Oppenheimerze, twórcy bomby atomowej, zapewne zostanie po latach zapamiętana nie tylko jako najważniejszy film 2023 roku, ale możliwe, że i całej dekady.
Powstanie bomby atomowej to temat, który na pewno chętnie przytuliliby twórcy blockbusterów. Pokazaliby wielkie wybuchy, skalę zniszczeń itd. Za temat zabrał się jednak Christopher Nolan, który swoim wizjonerstwem i umiejętnościami reżyserskimi niejako „uszlachetnia blockbustery”. „Oppenheimer” stanowi szczyt jego reżyserskiej wirtuozerii. Trzeba jednak mieć świadomość, że to nie jest film o bombie, a o człowieku. Niektórych może to zawieść, ale moim zdaniem decyzje reżyserskie są doskonałe. Czasami niedopowiedzenia wypadają lepiej, niż pokazanie wszystkiego wprost. Ten film to biografia, thriller polityczny, historyczny i psychologiczny. Opowiada o wydarzeniach kluczowych dla całego świata, ale skupia na jednostce, jest w wielkiej skali bardzo kameralne. To absolutny triumf reżyserski Christophera Nolana.
Duet z Oppenheimera
Werdykty w najważniejszych kategoriach były dość przewidywalne, wyjątek stanowiła nagroda dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej. Tu do końca rywalizowały dwie faworytki: Lily Gladsone i jej wybitna dramatyczna rola w „Czasie krwawego księżyca” oraz Emma Stone za odważną i efektowną rolę w „Biednych istotach”. A przecież w w nominacjach uwzględniono też świetną w „Anatomii upadku” Sandrę Huller. Ostatecznie Akademia doceniła Stone, która tym samym otrzymała swojego drugiego Oscara w karierze. I prawdę mówiąc podczas przemowy wyglądała na szczerze zaskoczoną. W przypadku tej kategorii kontrowersje wzbudził brak nominacji dla – wydawało się: pewniaczki – Margot Robbie za „Barbie”. Jest to tym dziwniejsze, że wśród najlepszych drugoplanowych aktorek zmieszczono Americę Ferrerę, choć trudno uznać jej występ w „różowym filmie” za wyjątkowo zapadający w pamięć. Tu akurat bezkonkurencyjna była Da’Vine Joy Randolph w „Przesileniu zimowym”.
Wśród najlepszych ról męskich doceniono duet z „Oppenheimera”. Cillian Murphy otrzymał zasłużoną statuetkę za rolę pierwszoplanową. Jego największym konkurentem był Paul Giamatti („Przesilenie zimowe”); niespodziewanie pominięto Leonardo DiCaprio, choć jego występ w „Czasie krwawego księżyca” był bodaj najlepszą rolą w jego karierze. Wśród aktorów drugoplanowych wyróżniono Roberta Downeya Jr – dla niego musi być to spora satysfakcja, bo ostatnio kojarzony był już głównie z kinem superbohaterskim, to przecież Iron Man. A trzeba przyznać, że to była bardzo mocno obsadzona kategoria, m.in. z tragikomicznym Markiem Ruffalo („Biedne istoty”), Ryanem Goslingiem, który bezbłędnie zagrał lalkę (Kena w „Barbie”) i legendą aktorstwa Robertem De Niro („Czas krwawego księżyca”).
„Biedne istoty” nie takie biedne
Pozostałe nagrody? Za scenariusz oryginalny nagrodzono bazujący na dialogach w kilku językach, intrygujący dramat sądowy, czyli „Anatomię upadku”, w którym popis aktorstwa daje wspomniana Sandrę Huller. Oscara za najlepszy tekst adaptowany otrzymał film „Amerykańska fikcja”. Statuetki za efekty specjalne nie dostał żaden z dużych blockbusterów, a wychwalana „Godzilla minus one” – triumfatorzy przynieśli ze sobą miniaturowe figurki japońskiego jaszczura.
Nominowane w 11 kategoriach „Biedne istoty” nagrodzono również za charakteryzację, scenografię i kostiumy (tę statuetkę wręczał… nagi John Cena). Film Yorgiosa Lanthimosa okazał się drugim zwycięzcą tej gali, a te wszystkie nagrody są całkowicie zasłużone, bo twórcy wykreowali na ekranie bardzo oryginalną wizualnie wizję.
Oscara za film dokumentalny dostało „20 dni w Mariupolu”, relacja ze zniszczonego przez Rosjan ukraińskiego miasta. Był to moment, w którym poruszono na gali temat wojny.
– Nie chciałbym nakręcić tego filmu. Oddałbym całe to uznanie, aby Rosja nie zaatakowała Ukrainy, nie zabijała tysięcy cywilów. Ale nie zmienię historii. Kino tworzy wspomnienia. Ale wy wszyscy jesteście najbardziej utalentowanymi ludźmi na świecie, możecie zadbać, żeby historia i prawda zwyciężyły. Slava Ukrainie – mówił reżyser filmu, Matysłow Czernow. W sekcji „in memoriam”, podczas której wystąpił sam Andrea Bocelli – wspomniano też zmarłego niedawno Aleksieja Nawalnego (dokumentalny film o nim dostał Oscara w zeszłym roku).
„Chłopów” żal, ale polski akcencik jest
W kategoriach: najlepszy film międzynarodowy i najlepszy dźwięk triumfowała polsko-brytyjska-amerykańska koprodukcja „Strefa interesów”, bodaj najciekawszy film o Holocauście ostatnich lat. Opowiada o małżeństwie Hössów, którzy żyją sobie jak normalna rodzina w domu obok Auschwitz. I to jedyny drobny polski akcent tegorocznej gali. Żal, że Amerykańska Akademia kompletnie zignorowała naszego kandydata, „Chłopów”, którzy są naprawdę zjawiskowym filmem. Wpłynąć na to mogła afera i zarzuty niektórych artystów.
— Grupy zaangażowane w atak dotarły do dziennikarzy i członków Akademii, oskarżając nas o kumplostwo z partią prawicową czy też szczodrze dzieląc się skandalem o wyzysku malarzy – mówiła podczas pokazu w Kinie Iluzjon reżyserka Dorota Kobiela-Welchman. – Byliśmy silnym kandydatem, jednak będąc sama w komisji oscarowej od wielu lat, wiem doskonale, jak działa ten mechanizm i jak ostrożnie podchodzi się do kandydatów, wokół których dzieje się jakikolwiek skandal – komentowała.
Nowa era Hollywood?
Pierwszym pozytywem tegorocznej gali był fakt, że zaczęła się wcześniej, niż zazwyczaj – już o północy polskiego czasu. Drugim – triumf „Oppenheimera”. Być może zwiastuje początek zmian w Hollywood, zalążek jakiejś nowej „złotej ery” po latach, które mijają pod znakiem braku kreatywności i serwowaniu widzom miałkiem papki. Film Nolana, jak i nowa część „Diuny” Denisa Villenueve’a , która właśnie weszła do kin i święci triumfy na całym świecie, pokazują, że można kręcić wielkie widowiska w sposób ambitny i interesujący widza. Że widz nie chce, by wytwórnie robiły z niego idiotę. I kto wie, czy wraz z premierą drugiej „Diuny” nie poznaliśmy przyszłorocznego triumfatora gali…
Najlepszy film: Oppenheimer
Najlepszy reżyser: Christopher Nolan, Oppenheimer
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa: Emma Stone, „Biedne istoty”
Najlepszy aktor pierwszoplanowy: Cillian Murphy, „Oppenheimer”
Najlepsza aktorka drugoplanowa: DaVine Joy Randolph, „Przesilenie zimowe”
Najlepszy aktor drugoplanowy: Robert Downey Jr, „Oppenheimer”
Najlepszy film międzynarodowy: Strefa interesów, reż. Jonathan Glazer
Najlepszy scenariusz oryginalny: Anatomia upadku
Najlepszy scenariusz adaptowany: Amerykańska fikcja
Najlepsze zdjęcia: Oppenheimer
Najlepsza muzyka: Ludwig Goransson, Oppenheimer
Najlepszy montaż: Oppenheimer
Najlepsza piosenka: „What Was I Made For”- Billie Eilish i Finneas O’Connell – Barbie
Najlepsze efekty specjalne: Godzilla Minus One
Najlepszy film dokumentalny: 20 dni w Mariupolu, reż. Mstyslav Chernov
Najlepszy film animowany: Chłopiec i czapla