Maciej Zakrocki: Ukraina powinna znaleźć się w ryzach polityki europejskiej
Negocjacje powinny przebiegać zgodnie z dotychczasowymi standardami. Jednak nie zmienia to faktu, iż Ukraina powinna się znaleźć w ryzach polityki europejskiej, ale należy to przeprowadzić w taki sposób, żeby nie niszczyć dotychczasowego kapitału zaufania i sympatii dla Kijowa, który się pojawił po inwazji Rosjan. Tym bardziej, że społeczeństwa państw członkowskich są coraz bardziej zmęczone konfliktem. – Z Maciejem Zakrockim, dziennikarzem TOK FM i ekspertem Team Europe, na temat szczytu Rady Europejskiej i decyzji w sprawie rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Mołdawią i Ukrainą i kondycji Unii Europejskiej, rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno odbył się szczyt Rady Europejskiej. Jak Pan ocenia jego postanowienia?
Maciej Zakrocki: Rada Europejska podjęła ważną decyzję, która ma olbrzymie znaczenie dla przyszłości całej wspólnoty, a więc rozpoczęcie negocjacji akcesyjnych z Mołdawią i Ukrainą. W konkluzjach szczytu zapisano, że status państwa kandydującego do Unii Europejskiej mają otrzymać Gruzja oraz Bośnia i Hercegowina. Należy powiedzieć, że decyzja podjęta w sprawie Sarajewa ma związek z procesem integracji europejskiej całego regionu Bałkan Zachodnich.
Natomiast, odpowiadając na Pana pytanie, istotne są okoliczności polityczne, w ramach których decyzje te ostały podejmowane, a które były bezprecedensowe w historii Rady Europejskiej, gdyż może to wpłynąć na sposób podejmowania tego rodzaju decyzji w przyszłości. A więc po raz pierwszy zastosowano mechanizm konstruktywnej nieobecności, gdyż w sprawie rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych wśród liderów państw członkowskich nie było jednomyślności. Przykładem są słowa premiera Węgier, Viktora Orbana, który jeszcze przed rozpoczęciem szczytu zapowiadał, że nie poprze decyzji Rady Europejskiej w sprawie Ukrainy.
Jednak sam szczyt pokazał, że gdy sprawa ta miała zostać poddana głosowaniu, Olaf Scholz poprosił Orbana, żeby poszedł sobie na kawę. Natomiast w tym samym czasie podjęto decyzję w sprawie Ukrainy i Mołdawii. To zaś pokazuje, że mechanizm konstruktywnej nieobecności stał się narzędziem, które umożliwia decydowanie o strategicznych sprawach dla Unii Europejskiej.
Co mechanizm konstruktywnej nieobecności może oznaczać dla decyzyjności Unii Europejskiej, gdy przeciwników strategicznych decyzji będzie więcej?
Na ten moment trudno sobie wyobrazić taką sytuację. Tym bardziej, że presja społeczna na instytucje europejskie, które w wielu sprawach powinny być skuteczniejsze, jest coraz większa, co przełożyło się na opracowanie tego mechanizmu, który może ułatwić podejmowanie strategicznych decyzji, które wymagały jednomyślności. Politycy europejscy zdają sobie z tego sprawę, czego przykładem są różne wypowiedzi na ten temat, a ostatnio przyjęcie przez Parlament Europejski rezolucji w sprawie zmian traktatowych, gdzie w sposób wyraźny podkreślono potrzebę odejścia od jednomyślności na rzecz większości kwalifikowanej. Co z kolei stanowiłoby dobre rozwiązanie, gdyż o jednomyślność wśród ponad 20 państw jest bardzo trudno.
Natomiast gdy w czasie szczytu poruszono kwestię 12 pakietu sankcji, wówczas podobny gest, jak premier Węgier, wykonał kanclerz Austrii, który był przeciwko jego wprowadzeniu. A więc przypadek Viktora Orbana bardzo szybko znalazł naśladowcę. Tym bardziej, że z punktu widzenia krajowej polityki takie rozwiązanie nie jest aż tak bardzo szkodliwe, gdyż po zakończeniu szczytu każdy z liderów wraca do swojego kraju i może powiedzieć, że odniósł sukces.
Rada Europejska podjęła decyzję w sprawie rozpoczęcia negocjacji akcesyjnych z Ukrainą i Mołdawią. Jak Pan sądzi, kiedy Kijów i Kiszyniów mogłyby stać się państwami członkowskimi Unii Europejskiej?
Trudno powiedzieć, ponieważ data akcesji Ukrainy jest wielką niewiadomą. Owszem, przewodniczący Rady Europejskiej, Charles Michel, nie wyklucza, że być może wszystkie formalności uda się zakończyć do 2030 roku. Jednak jak pokazuje sytuacja na froncie, może się okazać, że jest to zbyt optymistyczny scenariusz, gdyż mimo wsparcia Kijowa ze strony Zachodu, nie udało się nadal odeprzeć sił rosyjskich, które w ostatnim czasie zaczynają coraz bardziej przeważać w polu.
W takiej sytuacji trudno powiedzieć, co przewaga Rosjan może przynieść i co może oznaczać ewentualna porażka Ukrainy. To z kolei bardzo utrudnia myślenie o jakiejkolwiek perspektywie czasowej, w ramach której Ukraina mogłaby się stać państwem członkowskim. Tym bardziej, że negocjacje będą przebiegały w innych warunkach. Należy powiedzieć, że Polsce, która negocjowała swoje członkostwo w czasach pokoju, wypełnienie wszystkich kryteriów zajęło 10 lat.
Na jakich warunkach ma przebiegać akcesja Ukrainy?
Sądzę, że politycy europejscy w sprawie akcesji Ukrainy będą chcieli utrzymać dotychczasowe zasady, a więc przyjąć Ukrainę do wspólnoty, ale dopiero wtedy, gdy spełni ona wszystkie kryteria państwa członkowskiego. Ponieważ w innej sytuacji pozostałe państwa, które również ubiegają się o członkostwo w Unii Europejskiej, mogą źle to odebrać. Jednak w mojej ocenie możliwe jest, żeby Kijów stawał się w sposób częściowy członkiem różnych polityk europejskich, a jednocześnie prowadził negocjacje z instytucjami europejskimi. Byłoby to dobre rozwiązanie, gdyż wówczas nie odwlekałoby to perspektywy członkostwa w bliżej nieokreślonym czasie, tak jak w przypadku Turcji, która prowadzi negocjacje już od 20 lat, ce deprymuje Unię Europejską, ale również zniechęca społeczeństwo do podejmowania wyzwania w celu wprowadzania konkretnych zmian.
Jak Pan sądzi, czy dzięki akcesji Kiszyniowa i Sarajewa do wspólnoty uda się osłabić rosyjskie wpływy na Półwyspie Bałkańskim?
Wiele państw Bałkan Zachodnich od lat prowadzi negocjacje akcesyjne, które stoją w miejscu, a co z kolei przekłada się na poparcie wspólnoty w regionie, które coraz bardziej spada. Mimo chęci i entuzjazmu do prowadzenia zmian systemowych w regionie, rządy zwracają się coraz chętniej w stronę Moskwy czy Pekinu, które zagospodarowują brak zaangażowania instytucji europejskich w rozwój regionu.
A zatem koncepcja stopniowego członkostwa w kontekście państw bałkańskich jest również barana pod uwagę, gdyż politycy europejscy mają świadomość, że społeczeństwom tego regionu muszą dać wyraźny sygnał, że zależy im na tym, żeby stali się oni częścią Unii Europejskiej. W mojej ocenie impuls rozszerzenia wspólnoty nie będzie kierowany tylko w stronę Kijowa, ale także Bałkan Zachodnich, które również muszą mieć jakąś perspektywę swojego członkostwa.
Jak Pan sądzi, czy instytucje europejskie w podobny sposób powinny zaangażować Ukrainę w ramach jej przyszłego członkostwa, mimo iż władze w Kijowie będą dostosowywać kraj, żeby spełnić odpowiednie kryteria swojego przyszłego członkostwa?
To będzie zarówno ocena i decyzja Komisji Europejskiej jak i Rady Europejskiej. Niemniej sądzę, że jeśli weźmie się pod uwagę ostatnie doświadczenia na granicy polsko-ukraińskiej, to należy powiedzieć, że zaangażowanie Ukrainy w polityki europejskie może nieść za sobą pewne reperkusje dla państw członkowskich. A w konsekwencji może się to odbić na zaangażowaniu Unii Europejskiej w dalsze wspieranie Ukrainy.
Natomiast żeby nie doszło do takiej sytuacji, negocjacje powinny przebiegać zgodnie z dotychczasowymi standardami. Jednak nie zmienia to faktu, iż Ukraina powinna się znaleźć w ryzach polityki europejskiej, ale należy to przeprowadzić w taki sposób, żeby nie niszczyć dotychczasowego kapitału zaufania i sympatii dla Kijowa, który się pojawił po inwazji Rosjan. Tym bardziej, że społeczeństwa państw członkowskich są coraz bardziej zmęczone konfliktem.
Jak instytucje europejskie powinny zareagować w celu rozwiązania konfliktu między Warszawą a Kijowem?
Przede wszystkim obie strony powinny ze sobą rozmawiać, ponieważ sprawa ta nie dotyczyła tylko Ukrainy i Polski, ale także innych państw. Owszem została powołana specjalna grupa przy Komisji Europejskiej, w której znaleźli się przedstawiciele państw frontowych i ona powinna tę sprawę rozwiązać. Tym bardziej, że jeszcze niedawno były rząd twierdził, że sprawa jest prosta, a tranzyt ma się odbywać w ramach korytarzy solidarnościowych, które mają zostać uszczelnione. A nie zaś w taki sposób, że produkty rolne zostają na terytorium kraju, co nie było przewidziane.
Należy powiedzieć, że na przykład Rumunia poradziła sobie z tym problemem, gdyż wprowadziła blokadę na produkty rolne z Ukrainy. To zaś pokazuje, że dialog jest niezbędny, gdyż tylko w ten sposób uda się rozwiązać ten problem z korzyścią dla Ukrainy i Unii Europejskiej.
Wkrótce wybory prezydenckie w Stanach Zjednoczonych, w których jako kandydat Republikanów wystartuje najprawdopodobniej Donald Trump. Jak Pan sądzi, czy Bruksela jest przygotowana na scenariusz, w którym do Białego Domu ponownie zawitałby były prezydent, który nie jest zwolennikiem wspierania Ukrainy?
Na pewno we wszystkich stolicach państw członkowskich liderzy zdają sobie sprawę, co zmiana w Biały Domu może oznaczać dla Unii Europejskiej, ale także relacji transatlantyckich, które są gwarantem bezpieczeństwa. Najlepszym tego przykładem są konkluzję z szczytu Rady Europejskiej, które mówią, że „wzmocnienie europejskiego bezpieczeństwa jest zadaniem, za które Unia Europejska powinna wziąć większą odpowiedzialność”. Jest to wyraźny sygnał polityczny dla liderów państw członkowskich, że będą musieli oni razem ze swoimi ministrami podjąć konkretne działania na płaszczyźnie polityki bezpieczeństwa i obronności. Jednak trudno powiedzieć, w jaki sposób przełoży się to na ewentualne zmiany w ramach całej wspólnoty w sytuacji, gdy każde z państw członkowskich ma inny przemysł zbrojeniowy, który nie jest kompatybilny, a to z kolei utrudniałoby jakiekolwiek wspólne działania militarne, jeśli miałoby do nich dojść.
Mimo wszystko sądzę, że jest tego świadomość i czas pokaże, czy zostaną podjęte konkretne kroki, które będą zmierzały również do zwiększenia kompetencji instytucji europejskich w zakresie przemysłu zbrojeniowego. Tym bardziej, że Unia Europejska nieraz wzmacniała się w wyniku kryzysów i paradoksalnie ewentualna przyszła prezydentura Donalda Trumpa może się przyczynić do pożądanych zmian we wspólnocie.
Jak ewentualna druga prezydentura Donalda Trumpa mogłaby przełożyć się na sytuację na froncie ukraińskim i akcesję Ukrainy?
Wątpię, żeby prezydentura Donalda Trumpa wpłynęła w sposób znaczący na akcesję Ukrainy, gdyż nie ma on takich możliwości. Niemniej kwestia wsparcia finansowego i militarnego Ukrainy przez Stany Zjednoczone jest istotna, a jej brak będzie stanowił wyzwanie i niewykluczone, że może oznaczać przegraną Ukrainy czy też rozpoczęcie trudnych negocjacji pokojowych z Moskwą. Tym bardziej, że Unia Europejska sama nie udźwignęłaby ciężaru wsparcia Ukrainy, gdyż nie ma takich zdolności produkcyjnych. W takim scenariuszu, jeśli Rosjanie poszliby dalej i zajęliby Ukrainę, wówczas sytuacja zmieniłaby się diametralnie.
Co rozszerzenie Unii Europejskiej o Kaukaz może oznaczać dla wspólnoty? Jak trudne będzie to wyzwanie dla regionu i Unii Europejskiej?
Sytuacja Gruzji jest trudna ze względu na wydarzenia, które miały miejsce po rewolucji róż, gdy celem protestujących było dążenie do integracji europejskiej, co według opinii międzynarodowej byłoby planem politycznym wszystkich ugrupowań. Niestety w wyniku zmian politycznych, które poszły w zupełnie inną stronę niż oczekiwania społeczne. Sądzę, że decyzja Rady Europejskiej w sprawie Gruzji jest podyktowana nastrojami społecznymi. Kluczowe pytanie, jak rząd w Tbilisi zareaguje na tę decyzję i w jaki sposób przedstawi ją opinii społecznej?
Czas pokaże, która ze stron odniesie sukces. Jednak mam nadzieję, że społeczeństwo gruzińskie wywrze na władzy na tyle silną presję, że nie będzie ona chciała dalej grać w swoją grę z Unią Europejską. Jednocześnie lawirując między Moskwą a Brukselą.
Jak instytucje europejskie powinny odpowiedzieć na grę rządu w Tbilisi?
W mojej ocenie decyzja instytucji europejskich o przyznaniu Gruzji statusu państwa kandydującego jest tą odpowiedzią. Tym bardziej, że nastroje europejskie, zarówno w Tbilisi jak i na Bałkanach Zachodnich, coraz bardziej maleją.
Natomiast decyzja podjęta przez Komisję Europejską w sprawie tych państw ma wywołać na tyle silną presję społeczną, żeby Gruzja nie schodziła ze ścieżki europejskiej. Tym bardziej, że jest to strategiczny partner dla Unii Europejskiej oraz Stanów Zjednoczonych, a więc utrzymanie jej w europejskim kursie jest bardzo ważne.
Jak trudnym zadaniem dla Unii Europejskiej jest wojna na Bliskim Wschodzie i wspieranie zarówno Ukrainy jak i Izraela?
Wydaje mi się to niemożliwe, żeby jakieś środki zostały zatwierdzone. Tym bardziej, że Rada Europejska nie mogła się porozumieć w sprawie 50 mld dla Ukrainy, co ostatecznie nie zostało zatwierdzone. Nie tylko ze względu na sprzeciw Orbana, ale także wątpliwości państw, których gospodarka jest gorzej rozwinięta. A zatem wątpię, żeby mogły się znaleźć jakieś środki na wsparcie Izraela, zwłaszcza że społeczeństwa wywierają na tyle silną presję i raczej nie chcą angażować się w ten konflikt, gdyż w samym Parlamencie Europejskim panuje stanowisko, że problem ten należy rozwiązać w oparciu o dwa państwa. To z kolei pokazuje, że nie ma zgody politycznej i społecznej w Unii Europejskiej do zaangażowania się w ten konflikt po stronie Izraela.
Bardzo dziękuję za rozmowę.