Tomasz Piątek: Tomasz L. to człowiek Zjednoczonej Prawicy
– W jaki sposób Tomasz L. dostał się do komisji likwidacyjnej? Z rekomendacji Elżbiety Jakubiak, współpracownicy ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A w urzędzie miasta zaczął pracować wcześniej. Wtedy, kiedy prezydentem stolicy był ten sam Lech Kaczyński… Wszystko wskazuje, że Tomasz L. to człowiek związany ze Zjednoczoną Prawicą i otoczeniem Antoniego Macierewicza – z Tomaszem Piątkiem, autorem i dziennikarzem Resetu Obywatelskiego o sprawie Tomasza L. rozmawia Michał Ruszczyk.
Michał Ruszczyk: Niedawno pod zarzutem szpiegostwa na rzecz Rosji został zatrzymany Tomasz L., który znalazł się w składzie komisji likwidacyjnej WSI. Jak Pan to skomentuje?
Tomasz Piątek: Sprawa jest niepokojąca.
Dlaczego?
Z bardzo wielu przyczyn. Również dlatego, że informację o związkach Tomasza L. z pisowsko-macierewiczowską komisją likwidacyjną przez jakiś czas ukrywano.
O czym bowiem nas poinformowano, gdy Tomasz L. został aresztowany jako podejrzany o szpiegostwo? O tym, że pracuje w Urzędzie Stanu Cywilnego w Warszawie, a jego przełożonym jest Rafał Trzaskowski! W ten sposób usiłowano wciągnąć w tę sprawę opozycyjnego prezydenta miasta. To się jednak nie udało. Później bowiem wypłynęła informacja, że Tomasz L. to prawicowiec, który pracował w komisji likwidującej Wojskowe Służby Informacyjne. W komisji, która została utworzona w 2006 r. przez Antoniego Macierewicza, ówczesnego wiceministra obrony. Zasiadali w niej najbardziej zaufani współpracownicy Macierewicza, jak na przykład Sławomir Cenckiewicz.
W jaki sposób Tomasz L. dostał się do komisji likwidacyjnej? Z rekomendacji Elżbiety Jakubiak, współpracownicy ówczesnego prezydenta Lecha Kaczyńskiego. A w urzędzie miasta zaczął pracować wcześniej. Wtedy, kiedy prezydentem stolicy był ten sam Lech Kaczyński… Wszystko wskazuje, że Tomasz L. to człowiek związany ze Zjednoczoną Prawicą i otoczeniem Antoniego Macierewicza.
Opowieści rządzących tego nie zmienią. Teraz próbują nam wmówić, że to nie Macierewicz z Cenckiewiczem, tylko Radosław Sikorski „umieścił szpiega w komisji likwidacyjnej”. Jednak zaprzeczają temu liczne dowody. Komisja likwidacyjna ds. WSI działała w 2006 r. Pełniła rolę pomocniczą wobec Antoniego Macierewicza, któremu powierzono zlikwidowanie WSI. Szefem komisji został Sławomir Cenckiewicz, wierny sojusznik Macierewicza, wówczas jego doradca. Cenckiewicz sam przyznaje, że to Macierewicz wymyślił komisję i doprowadził do jej powstania. Dodajmy, że komisja miała pomóc w utworzeniu nowych służb wojskowych na miejsce WSI. Kto tworzył te nowe służby? Antoni Macierewicz.
Likwidacja WSI była pomysłem Macierewicza. Jak to się stało, że w składzie tej komisji znalazł się szpieg? Czy w Pana ocenie to celowe działanie, czy też niedopatrzenie?
Na razie Tomasz L. jest podejrzany o szpiegostwo. Żaden wyrok nie zapadł. Wszystko jednak wskazuje na to, że mamy do czynienia z osobą niebezpieczną. Nie wiemy też, kiedy miał zostać zwerbowany. Służby podległe PiS twierdzą, że dopiero w 2017 r. Jednak pod tym względem nie dowierza im nawet Cenckiewicz, człowiek PiS. Zatem Tomasz L. mógł zostać zwerbowany wcześniej.
Pojawienie się Tomasza L. w macierewiczowskiej komisji likwidacyjnej w sposób nieuchronny przywodzi na myśl liczne niszczycielskie działania Antoniego Macierewicza. Po ostatnich 30 latach mamy bowiem pewność, że Macierewicz służy Rosji i szkodzi Polsce, gdy tylko może. Dowodem są jego działania w sprawie Smoleńska. Dowodem jest jego działalność w roli ministra obrony, kiedy to doprowadził armię do rozkładu i pozbawił ją śmigłowców, nowych okrętów podwodnych, doświadczonych oficerów współpracujących z NATO. Dowodem jest również działalność Macierewicza na początku lat 90. Jako minister spraw wewnętrznych skompromitował wówczas samą ideę lustracji. Lustracji, która jednak była potrzebna, czego dowodzi sam przykład Macierewicza, PRL-owskiego podopiecznego Biura Studiów SB (elitarna jednostka komunistycznej Służby Bezpieczeństwa), który w wolnej Polsce wylansował się jako „antykomunista”.
Podobnie szkodliwe działania Macierewicz prowadził wobec WSI. Już sama likwidacja tych służb była błędem. W Wojskowych Służbach Informacyjnych działo się wiele złych rzeczy i wymagały one reformy – ale nie całkowitego zniszczenia! Aby przeprowadzić to zniszczenie, Macierewicz powołał dwie komisje. Likwidacyjną, kierowaną przez Cenckiewicza, do której trafił Tomasz L. Jak również weryfikacyjną, kierowaną przez samego Macierewicza.
Przyjrzyjmy się przez chwilę komisji weryfikacyjnej. Ona miała prześwietlać funkcjonariuszy WSI i ich poprzednią działalność. Kto zasiadał w komisji weryfikacyjnej? Samozwańczy „geopolityk” Leszek Sykulski, który jawnie służy Rosji. Nawet teraz, po napaści Putina na Ukrainę! W kwietniu tego roku Sykulski opublikował na YouTube wywiad z ambasadorem Kremla. Wzywa też do tworzenia list proskrypcyjnych przyjaciół Ukrainy. Po to, żeby ich prześladować, gdy państwo polskie jawnie stanie po stronie Moskwy…
W komisji weryfikacyjnej zasiadał też Tomasz Szatkowski – prezes fundacji NCSS, dla której pracowali antyzachodni eksperci (jak np. płk Krzysztof Gaj, który jawnie popiera inwazję Rosji na Ukrainę i chwali zabijanie Ukraińców). Z kim jeszcze współpracował pan Szatkowski w fundacji NCSS? Z Jackiem Kotasem, słynnym „rosyjskim łącznikiem Macierewicza”. W 2007 r. Kotas został wiceministrem obrony w rządzie Jarosława Kaczyńskiego, mimo że wcześniej był prezesem spółek Grupy Radius. To konsorcjum deweloperskie utworzone przez polsko-rosyjskiego miliardera Roberta Szustkowskiego. Szustkowski dorobił się na współpracy z Andriejem Skoczem i Lwem Kwietnojem, mafijnymi oligarchami Kremla.
Szczególnym przypadkiem jest Piotr Woyciechowski, który zasiadał w obu komisjach. Był członkiem komisji weryfikacyjnej ds. WSI i wiceszefem komisji likwidacyjnej ds. WSI. W 2008 r. Woyciechowski przejął prywatną spółkę Horyzont Polska z rąk biznesmena Pawła Jelenia. Krótko przedtem Jeleń zasiadał w radzie nadzorczej spółki Kolgard Oil razem z „rosyjskim łącznikiem” Jackiem Kotasem. Jak również z synem polsko-rosyjskiego miliardera Szustkowskiego…
Zatem wszystko wskazuje, że działania Macierewicza i jego wybory personalne to nie przypadek, tylko świadome działanie. Te działania prowadziły do utworzenia rosyjskiej sieci wpływu w polskich służbach. To jest odpowiedź na pańskie pytanie.
Porozmawiajmy o grupie Radius i Jacku Kotasie. Czy mógł mieć coś wspólnego z aferą podsłuchową z 2014 roku i Tomaszem L. ?
Wśród facebookowych znajomych Tomasza L. znajduje się człowiek, który w 2017 r. groził mi śmiercią. Za co? Za to, że ujawniałem rosyjskie związki wspomnianej wcześniej Grupy Radius. Nie przestałem ich ujawniać, w związku z czym „rosyjski łącznik” Jacek Kotas wytoczył mi dwa procesy, karny i cywilny. Oba wygrałem prawomocnie. Wygrałem też z polsko-rosyjskim miliarderem Szustkowskim. On również mnie pozwał.
Dodajmy, że Grupa Radius jest też powiązana z aferą podsłuchową z 2014 r., która pomogła przejąć władzę antyzachodniej partii PiS. To menedżerowie Grupy Radius założyli restaurację Sowa & Przyjaciele, w której byli podsłuchiwani prozachodni politycy. Zapraszał ich tam między innymi Tomasz Misiak, znajomy Szustkowskiego. Misiak to kolejny miliarder biznesowo związany z Rosją. Wszystko zatem łączy się w spójną całość.
Po utracie władzy przez PiS w 2007 roku, rządy sprawowała koalicja PO-PSL. Dlaczego w latach 2007-2015 w Pana ocenie nikt się wówczas nie zainteresował Tomaszem L.?
Obawiam się, że polskie służby specjalne nie były zbyt skuteczne. Oczywiście, byli też znakomici oficerowie. Generał Pytel próbował odbudować służby wojskowe po zniszczeniach wywołanych przez Macierewicza. To jednak było trudne. W służbach liczy się ciągłość, trwałość, przekazywanie doświadczenia. To stawiało przed trudnymi wyborami każdego, kto próbował walczyć z infiltracją w służbach. Wyrzucić doświadczonego funkcjonariusza, bo jako PRL-owiec może działać na rzecz Moskwy? Wyrzucić młodego, pełnego energii porucznika, bo jako PiS-owiec może działać na szkodę Polski? Zastępować ludzi z dwudziestoletnim lub choćby dwuletnim doświadczeniem ludźmi zupełnie bez doświadczenia?
Jeśli chodzi o służby cywilne, to koalicja PO-PSL nie wyrzuciła ludzi związanych z PiS-em. Wówczas to mogło to wyglądać na decyzje rozsądną, podjętą w imię ciągłości i wspólnego interesu narodowego. Niestety, dziś wiemy, że pisowcy uprawiają szkodnictwo totalne, skierowanego przeciwko interesowi narodowemu. Wiemy, że w przypadku PiS „ciągłość” oznacza konsekwentne niszczycielstwo. Decyzja o pozostawieni pisowców w służbach stanowiła rycerski gest, aż nazbyt rycerski… W miarę możności, wszystkich ludzi związanych z PiS należało odsunąć od pełnienia jakichkolwiek funkcji istotnych dla państwa.
Jak Pan sądzi, czy brak podjęcia działań przez służby wobec Tomasza L. mógł wynikać z faktu, że w otoczeniu Donalda Tuska byli ludzie, którzy również mieli powiązania z Rosją, jak na przykład Tomasz Misiak?
Możliwe, że Rosjanie starali się podsuwać Tuskowi jak najwięcej takich ludzi, którzy byli niegodni zaufania. Najlepszym tego przykładem jest Mateusz Morawiecki.
Co do Tomasza Misiaka, to Donald Tusk szybko się zorientował, że to człowiek mało wiarygodny. Doprowadził do tego, że Misiak odszedł z partii. Z tego powodu Tomasz Misiak żywi olbrzymią urazę wobec Tuska. Być może to sprawiło, że Misiak pojawił się w aferze taśmowej.
Powiedział Pan, że Donald Tusk zachował się wobec swoich oponentów politycznych w sposób rycerski. Czy Tomasz Misiak ze swoimi możliwościami finansowymi i nie tylko był w stanie oddziaływać na służby?
Misiak starał się mieć wpływy wszędzie. A swoją szeroko zakrojoną działalność gospodarczą prowadził też w Rosji. I to na wielką skalę. Jego firma Work Service działała we wszystkich 5000 sklepów i supermarketów należących do kremlowskiego oligarchy Michaiła Fridmana (niedawno zatrzymanego w Wielkiej Brytanii za pranie pieniędzy i omijanie sankcji). Wspólnicy Misiaka w tej firmie przez lata pracowali w Rosji. Współdziałali m.in. z Kiriłłem Dmitriewem. To kremlowski dygnitarz, który ściąga zagraniczne inwestycje do Rosji. Odpowiada przed samym Putinem.
Mając takie powiązania i zaplecze finansowe Tomasz Misiak bez wątpienia mógł więcej, niż gdyby był tylko polskim politykiem z dużym majątkiem. Misiak miał też wspólne biznesy z Markiem Falentą, jednym z głównych bohaterów afery podsłuchowej. Pomógł Falencie wkroczyć na warszawskie salony biznesowe. Zapewne nie działo się to bez wiedzy Rosjan. Oni interesowali się przecież Misiakiem. Jak również Falentą, który najpierw chciał budować połączenia światłowodowe między Rosją a Zachodem, a potem zaczął importować rosyjski węgiel.
Do tej pory opisał Pan powiązania kluczowych polityków Zjednoczonej Prawicy jak Jarosław Kaczyński, Antoni Macierewicz, Mateusz Morawiecki czy Andrzej Duda. Trzech z nich ma powiązania z Rosją, a prezydent z Chinami. Do jakiego stopnia w Polsce działa chińska agentura?
Chińczycy w Polsce działają coraz intensywniej. Na naszym terenie są mniej sprawni niż Rosjanie, bo słabiej nas znają. Jednak w wielu sprawach mogą liczyć na pomoc Rosjan.
Najlepszym przykładem obecności Chin w Polsce są Instytuty Konfucjusza, które działają na polskich uczelniach. Teoretycznie to placówki polsko-chińskiej wymiany kulturalno-edukacyjnej. Tak naprawdę służą chińskiej propagandzie i chińskiemu wywiadowi. Na Zachodzie są zamykane, a w Polsce ich działalność jest tolerowana.
Warto dodać, że w spółce Hawe, czyli w światłowodowej firmie Falenty, członkiem rady nadzorczej był Chińczyk o nazwisku Tian Qing. To syn Tiana Yixinga, pierwszego sekretarza w ambasadzie Chińskiej Republiki Ludowej za czasów PRL-u. Obaj Tianowie brali udział w głośnej operacji propagandowej, którą przeprowadzono podczas pandemii. Chodzi o ściągnięcie do Polski ładunku chińskich maseczek za pomocą Antonowa, „największego samolotu świata”. Wówczas premier Morawiecki osobiście przybył na płytę lotniska, by podziękować Chinom za ten „dar”. Dodał, że dostaliśmy maseczki dzięki dobrym stosunkom prezydenta Dudy z chińskim dyktatorem Xî Jinpingiem. Dar okazał się wadliwy, maseczki były do wyrzucenia.
Do jakiego stopnia chińska agentura jest zagrożeniem dla Polski?
Bardziej niebezpieczna jest Rosja, bo Moskwa zdecydowanie lepiej zna Polskę. Jednak to nie zmienia, że Chiny będą coraz lepiej poznawać Polskę. Zdobywają kolejne przyczółki. Zdumiewające jest np. to, że polska policja zacieśnia współpracę z chińską reżimową policją.
Jeśli Rosja będzie słabnąć, to Chiny będą coraz ważniejsze. Na polityczno-wywiadowczej szachownicy Europy Wschodniej Pekin już jest jednym z głównych graczy. Może się stać najważniejszym, jeśli Amerykanie temu nie zapobiegną.
Parafrazując wypowiedź gen. Pytla, czy pańskim zdaniem Pekin też tu jest? W jak wielu organach czy też instytucjach państwowych mogą zasiadać agenci?
Pekin też tu jest, skoro prezydentem Polski jest człowiek, który publicznie afiszuje się przyjaźnią z Xi Jinpingiem. Niemniej to Rosja ma największy wpływ na życie publiczne naszego kraju. Wywiera ten wpływ przede wszystkim za pomocą Zjednoczonej Prawicy. W tej chwili „ostrogą”, która przyśpiesza odchodzenie Polski od Zachodu, jest Zbigniew Ziobro. O ile wiem, on nie ma bliskich powiązań z Rosją. Jednak realizuje interesy Kremla. Najwyraźniej liczy, że swoimi działaniami zasłuży na jakieś wsparcie z Moskwy.
Czy Zbigniew Ziobro w przyszłości może otrzymać wsparcie od Rosji lub wyrobić sobie kontakty z prorosyjskimi działaczami?
Wszystko wskazuje, że taki jest właśnie cel Ziobry. To, że Solidarna Polska promowała Ordo Iuris, zapewne ułatwi sprawę.
Wróćmy do Tomasza L. Radosław Sikorski, ówczesny minister MON, i Sławomir Cenckiewicz w mediach społecznościowych przerzucają się odpowiedzialnością za powołanie Tomasza L. do komisji. Jak Pan sądzi, gdzie były odpowiednie organy państwa, kiedy PiS likwidował WSI?
W 2006 r. likwidatorów powinny były sprawdzić służby. Jednak służby wojskowe nie mogły tego zrobić. Przecież komisja, która została powołana, miała zająć się ich przyszłością! Nikt nie powinien być sędzią swego sędziego… Dlatego Tomasz L. został wówczas sprawdzony przez służby cywilne, przez Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Pytanie brzmi: jak dokładnie go sprawdzono? Czy tak samo, jak Sykulskiego, Szatkowskiego, Woyciechowskiego?
Wygląda na to, że służby wojskowe prześwietlali ludzie, którzy nie zostali odpowiednio prześwietleni. To pomogło Macierewiczowi osłabiać Polskę i wystawiać ją na zagrożenia.
Antoni Macierewicz próbował to tuszować stawiając na czele komisji likwidacyjnej Sławomira Cenckiewicza. Cenckiewicz uchodził bowiem za IPN-owskiego specjalistę od badania cudzych życiorysów. Wiele osób naiwnie wierzyło, że Cenckiewicz prześwietli życiorysy członków komisji likwidacyjnej i pomoże Macierewiczowi stworzyć nowe, lepsze służby…
Cenckiewicz dziś daje do zrozumienia, jakoby prześwietlanie członków komisji oraz ich typowanie nie należało do jego obowiązków. A nawet zaczyna się odcinać od komisji likwidacyjnej, chociaż przez lata chwalił się, że jej przewodził. Teraz mówi, że komisja likwidacyjna to było gniazdo złych ludzi, byłych funkcjonariuszy WSI, których tam wsadził minister obrony Radosław Sikorski.
Jednak Cenckiewicz przyznaje zarazem, że oprócz Sikorskiego członków komisji typowali prezydent Lech Kaczyński, premier Jarosław Kaczyński, likwidator Antoni Macierewicz i koordynator służb specjalnych Zbigniew Wassermann. Zatem ludzie Kaczyńskiego mieli przewagę liczby nad ministrem Sikorskim. Po części także – przewagę rangi. Jeśli do komisji trafili „źli ludzie”, to za sprawą Kaczyńskiego i Macierewicza. Tu warto podkreślić, że związki między Kaczyńskim a Macierewiczem są bardzo ścisłe i trwają od dziesięcioleci. Udokumentowałem to w książce „Kaczyński i jego pajęczyna”.
Sławomir Cenckiewicz powołuje się na dokumenty komisji, z których ma wynikać, że rola Tomasza L. była ograniczona. Jakie informacje mógł pozyskać i w jaki sposób mogły zostać one wykorzystane przez Rosjan?
Tomasz L. to człowiek niezwykle sprawny i elastyczny. Obracał się wśród najbardziej antyzachodnich pisowców i prawicowców. A równocześnie potrafił zaprzyjaźnić się np. z działaczami antypisowskiej opozycji. Interesował się też antyputinowskimi emigrantami rosyjskimi, którzy działają na Zachodzie.
Sławomir Cenckiewicz zaprzecza, żeby Tomasz L. jako członek komisji likwidacyjnej miał dostęp do tajnych kartotek, archiwów, teczek, spraw operacyjnych… Jednak opozycyjny poseł Adam Szłapka opublikował na Twitterze pismo Cenckiewicza z 2006 r. W tym piśmie Sławomir Cenckiewicz poleca Tomaszowi L., aby zajął się… tajnymi kartotekami, teczkami i sprawami operacyjnymi!
Co więcej, sprawny i elastyczny Tomasz L. mógł uzyskać jeszcze więcej informacji podczas rozmów korytarzowych, kuluarowych.
Ktoś może powiedzieć: „No dobrze, ale wtedy jeszcze mógł nie być szpiegiem”. Niewielka jednak byłaby to pociecha. Przecież Tomasz L. mógł liczne informacje zapamiętać, zachować lub zapisać. Był przecież sprytny i wiedział, że mają wielką wartość. A po zwerbowaniu – mógł podzielić się z Rosjanami swoim skarbem wiedzy. Wiedzy bezcennej, skoro Tomasz L. wziął udział w procesie, który doprowadził do utworzenia nowych służb wojskowych RP. Był wśród tych, którzy uczestniczyli w ich narodzinach.
Jakie mogą być tego konsekwencje?
Dzięki Tomaszowi L. i innym członkom obu komisji Rosjanie mogliby prześledzić rozwój naszych obecnych służb wojskowych niejako od kołyski. Obawiam się, że Kreml wie bardzo dużo o polskich służbach wojskowych. Podobnie jest z naszymi służbami cywilnymi. A na pewno z kręgami rządowymi, które na wiele sposobów są powiązane z Rosją. To ułatwia Moskwie wyrwanie Polski ze struktur Zachodu i przeciąganie jej na Wschód.
Bardzo dziękuję za rozmowę.