Cieszyński nie będzie przepraszał za aferę respiratorową. Ale coś w jego wersji się nie zgadza
Wraca temat afery respiratorowej. Wszystko za sprawą wypowiedzi Janusza Cieszyńskiego, wobec których można mieć sporo zastrzeżeń.
Afera respiratorowa
Afera respiratorowa wybuchła w maju 2020 roku, gdy rozwijała się pierwsza fala pandemii koronawirusa. Jak ujawniła „Gazeta Wyborcza”, w pierwszych tygodniach pandemii Janusz Cieszyński, ówczesny wiceminister zdrowia, na podstawie pełnomocnictwa, którego udzielił mu ówczesny szef resortu Łukasz Szumowski, podpisał kontrakt z Andrzejem Izdebskim, prezesem spółki E&K z Lublina, na zakup 1241 respiratorów za kwotę 45 mln euro, czyli w tamtym czasie 200 mln zł.
Sam zakup respiratorów wtedy był pożądany. Chodzi o okoliczności. A te były więcej niż kontrowersyjne. Izdebski był byłym współpracownikiem SB. Nie specjalizował się w handlu sprzętem medycznym, tylko handlem bronią. Stawki, które zapłacono, były kilkukrotnie wyższe od rynkowych. A przede wszystkim, choć szybko otrzymał zaliczkę w wysokości 35 mln zł, nie wywiązał się z umowy. Do Polski trafiła tylko część maszyn, większość już po terminie i wypowiedzeniu umowy. Izdebski nie zwrócił całej zaliczki, respiratory zajął komornik, maszyny zostały zlicytowane. Problem w tym, że nie było na nie chętnych, bo aparaty nie miały kart gwarancyjnych, dokumentów serwisowych czy nawet wtyczek elektrycznych pasujących do polskich gniazdek. Jednym słowem – nie nadawały się do użytku w polskich szpitalach. W lipcu 2022 roku pojawiły się wieści, że Izdebski zmarł. Jego długi nie zostały spłacone.
Cieszyński nie przeprasza
Janusz Cieszyński, który po aferze został zdymisjonowany, dziś pełni funkcję ministra cyfryzacji. Polityk był gościem „Rozmowy Piaseckiego” na antenie TVN24 i został zapytany o sprawę respiratorów. Minister po latach nie ma sobie nic do zarzucenia.
– Firma E&K została polecona przez jedną ze służb specjalnych. Przez Agencję Wywiadu. Następnie uzyskałem zgodnie z procedurą, która była przyjęta, pozytywną opinię Centralnego Biura Antykorupcyjnego – mówił Cieszyński. – A dlaczego w ogóle zdecydowaliśmy się na ten zakup? Bo mieliśmy jednoznaczną opinię ekspertów co do tej konkretnej transakcji, tego konkretnego sprzętu. Mieliśmy opinię pana profesora Radosława Owczuka, który był konsultantem krajowym do spraw anestezjologii i intensywnej terapii – przekonywał. Dodał też, że sprzęt był „rekomendowany przez konsultanta krajowego”.
– Ja podpisywałem umowę z kontrahentem, który był zweryfikowany przez instytucje odpowiedzialne za weryfikację wiarygodności podmiotów. Podpisałem umowę na towar, który był wtedy potrzebny. W mojej ocenie tutaj nie ma powodów do tego, żeby przepraszać – podkreślał obecny minister cyfryzacji.
Coś się nie zgadza?
„Gazeta Wyborcza” zweryfikowała jednak słowa Cieszyńskiego. Izdebski nie dostarczył tych modeli, które wymieniono w załączniku do umowy z Ministerstwem Zdrowia. Po drugie, konsultant krajowy nie rekomendował konkretnych modeli. Sam resort zdrowia poinformował w 2020 roku „Wyborczą”, że z że z prof. Radosławem Owczukiem, ówczesnym konsultantem krajowym w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii, uzgodniło tylko wymogi techniczne.
– Jako konsultant krajowy w dziedzinie anestezjologii i intensywnej terapii nie opiniowałem dostawców sprzętu medycznego (respiratorów) – pisał sam zainteresowany, prof. Owczuk, w mailu do „Wyborczej”.
Cieszyński mówił też na antenie TVN24, że „jeszcze przed odejściem z Ministerstwa Zdrowia” uzyskał „uznanie długu”, które sprawiło, że sąd rozpatrzył sprawę „w kilka tygodni”, a ministerstwo wygrało. „Gazeta Wyborcza” zauważa jednak, że wiosek do Prokuratorii został skierowany dopiero na przełomie października i listopada 2020 r., kiedy Cieszyńskiego nie było w resorcie.
Źródło: TVN24, Gazeta Wyborcza